Krzysztof Krakowiak
Patrzą na nas już od pięciu tysięcy lat, my zaczęliśmy je spostrzegać od kilkudziesieciu lat. Ukryte przeważnie w terenie górzystym, kanionach, półkach skalnych zastygły w bezruchu. Powoli znikają i za kilka następnych tysięcy lat będą tylko w pamięci superkomputerów lub w innej formie gromadzenia danych.
Tam, gdzie żar leje się z nieba, gdzie w suchych kanionach nagle po deszczu w ciągu kilku minut powstałe rzeki niosą zniszczenie, ściany skalne pękają z hukiem i zamieniają się w stertę kamieni, pozują dumnie malowidła Indian, którzy żyli tutaj w tym czasie, gdy w Egipcie rosły piramidy a Majowie, Aztekowie będą dopiero budować swoje niebotycznie wysokie świątynie - piramidy.
Nie rozwineli języka pisanego, ale zostawili dowody istnienia, z których najbardziej tajemniczymi są czasami bardzo proste rysunki na ścianach skalnych, zwierząt, ludzi, figur geometrycznych i abstrakcyjnych znaków. Niektóre są także bardzo tajemnicze i skomplikowane. I pierwszą myślą jest czy to może przybysze z innej planety uczestniczyli (pomagali) w tym misterium. Nie będziemy tutaj dyskutować grafik, które Neardentalczyk zostawil w Europie czy też Aborygeni w Australii. Chciałbym opisać rysunki Indian żyjących na Zachodzie dzisiejszego USA, a szczególnie w Utah.
Malowidła indiańskie dzielą się na dwie grupy: petroglyphy i pictography. Petroglyphy są wyryte, wyżłobione zaś pictographs są namalowane na skałach przy użyciu naturalnych pigmentów. Pigment był zrobiony ze zmielonych na pył minerałów i zmieszany z cieczą niewiadomego pochodzenia, może roslinną lub zwierzęcą tworząc farbę. Po tysiącu latach ciecz odparowała nie zostawiając żadnych śladow, ale mineralny kolor pozostał przyssany do skały tworząc orginalne detale malowideł.
Pierwsi przybysze na Zachodzie USA pojawili sie
około 12-tu tysięcy lat temu po przejściu z Azji do Ameryki po wąskim
pasku lądu, który łączył ówczesną Alaskę z Rosją. Już 7 tysięcy lat temu
rozpoczął się archaiczny okres, który trwał do około 2 tysiące lat temu.
W tym czasie pojawiła się sztuka skalna bardzo abstrakcyjna zobrazowana
przecinającymi się liniami, geometrycznymi kształtami i tajemniczymi
postaciami. W tym okresie wyróżniono kilka stylów, z których
najważniejszy jest styl “Barrier Canyon”. Póżniej nastąpiły epoki, w
których tworzyły sztukę skalną poszczególne indiańskie plemiona jak
Anasazi, Navajo i Fremont. Nawet nie wiedziałem, że mieszkając w Utah,
mieszkam tak blisko Louvre. Tak uważają niektórzy, ponieważ 100 km od
mojego domu znajduje sie najdłuższa galeria swiata w “Nine Mile Canyon”.
Nazwa jest myląca bo kanion ma więcej niż trzydzieści mil. W tym miejscu
na przestrzeni kilkudziesieciu kilometrow setki petroglyphs i
pictographs zdobią ściany kanionu. Wystarczy wsiąść w samochód i odbić w
bok od Price. Nie spodziewajmy się asfaltu ale polnej zakurzonej drogi
przez 50 km. W punkcie zero, który jest oznakowany na drodze nastawiamy
nasze mile w aucie na zero i zaczynamy naszą podróż w przeszłość.
Zatrzymujemy się w punktach, które nie są oznakowane na drodze, ale po
przejechaniu odpowiedniej ilości mil (ilość jest podana w przewodniku)
wyciagamy lornetkę i szukamy “Picassa” na ścianach kanionu. Czasami po
chwili widzimy jakieś postacie, czasami po kilkunastu minutach biegając
po drodze . Niektóre rysunki są umieszczone na zboczach i niekiedy
zerkają na nas z wysokości 100 metrów. Niektóre można obserwować jak najsłynniejszy obraz Picassa –
Guernica w Madrycie, czyli są dostępne na wyciągnięcie ręki. Na takie
bezkrwawe polowanie trzeba poświęcić cały dzień. Emocji jest co nie
miara i czasami możemy oczami upolować zwierzę, które rozpostarło się na
skale i nigdy nie będzie naszym łupem. Niektóre rysunki
są prymitywne,
niektóre przypominają Picassa, a niektóre to tylko parę kresek. Te parę
kresek jest chronione prawem. I to nie tylko można zapłacić karę
pieniężną, ale także powędrować na rządowy wikt w miejscu odosobnienia.
Opisując sztukę skalną w „Nine Mile Canyon” trzeba podkreślić, że
autorzy, Fremont Indian, nie rysowali wielu figur ludzkich, ale za to
sporo zwierząt i abstrakcyjnych elementow. Sceny z polowań są bardzo
częste, a najsłynniejszy pictograph tutaj jest zatytuowany “Scena z
polowania”. Można na nim doliczyć się ponad 20 zwierzat takich jak
bighorn, jeleni, saren oraz kilku myśliwych. Dwa razy w życiu byłem świadkiem patrząc na dzieła
sztuki, że malarz przerósł epokę. Były to obrazy Bosch’a (nikt takich
wizji nie malowal w XV wieku) i obrazy Picassa (nikt go na początku nie
rozumiał i do dzisiaj tak na prawdę nikt go nie rozumie). Trzeci raz
tego uczucia doświadczyłem gdy dotarłem do kanionu „Horseshoe” (Barrier
Canyon). Żeby tu dotrzeć trzeba przejechać 50 km pustynnym,
piaszczystym traktem od drogi do Hanskville, następnie czeka nas 6
km wędrowki w upalnym słońcu (40 stopni C w cieniu), najpierw 300 m w
doł, później po gorącym piasku. Na szczęście kanion jest częścią parku
narodowego Canyonlands, którego granice są odległe kilkanaście
kilometrów od tego miejsca. Stworzono specjalnie taką wysepkę parku
narodowego po to, żeby nadać największą z możliwych prawnych ochron
najsłynniejszym malowidłom, które zdobią ściany tego kanionu od
prawdopodobnie dwóch tysięcy lat lub może nawet dlużej. Słynna wspaniała
galeria w tym kanionie ma 60 metrow długości i 5 metrów wysokości i
składa się z 20 intrygujących, czerwonych, brązowych i białych malowideł,
które przedstawiaja kontury kształtów ludzkich przypominające mumie. Nie
mają one rąk i nóg lecz wielkie owadzie oczy osadzone w kubłowatych
głowach. Najbardziej zagadkowa jest figura “Święty Duch”. To ponad
dwumetrowe malowidło wyróżnia się od innych wielkością i
niewytłumaczalną geometria kształtów. Być może wyobraża czarownika z
plemienia lub jak niektórzy szukajacy sensacji uważaja go za przybysza z
kosmosu. Pamietam jak wiele lat temu czytałem ksiażkę o niewyjaśnionych
tajemnicach starożytności w której jeden z rozdziałów poświecony był
temu kanionowi.
Pytanie przewijające się przez rozdział brzmi mi
do dzisiaj w uszach. Jak ludzie tak prostej kultury mogli malować
postacie przypominajace do złudzenia kosmitow. Odpowiedź mogła być tylko
jedna… Musieli ich widzieć skoro uwiecznili na ściany kanionu przybyszów
z kosmosu, którzy wylądowali na naszej planecie kilka tysięcy lat temu.
Wiele osób wierzy w tą teorię mimo, że żadna oficjalna wersja naukowa
nie tłumaczy malowideł w ten sposób. Ja nie wierzyłem, ale o tym za
chwilę. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom, że postacie namalowane przez
Indian przetrwały tysiące lat w takim stanie gdzie moczy je deszcz,
szlifuje wiatr, praży słońce. Pomyślmy o klimatyzowanych pomieszczeniach
dla cennych obrazów w muzeach. Drugie wrażenie było nawet
silniejsze od pierwszego, gdy chwyciłem lornetkę przywiązaną łańcuchem
do metalowego pudła (własność Parku Narodowego). Przecież to kosmici.
Nie za bardzo wieżę w UFO ani odwiedziny pozaziemskich cywilizacji, ale
te postacie sprzed tysięcy lat to chyba ich odbicia lustrzane znane z
książek i filmów futurystycznych. Chyba, że tak jak Bosh czy Einstein,
nieznani autorzy tych malowideł przerośli epokę. Wydano wiele książek,
wielu ekspertów wypowiadało się na ten temat, ale do dzisiaj nie
jesteśmy w stanie określić z dokładnością do jednego tysiąca lat ile lat
naprawdę mają te malowidła. Możemy po stylu w jakim zostały
namalowane i analizie chemicznej domyślać się ich wieku. Najpierw pojawiły się bardzo prymitywne
pictography charakteryzujące się tym, że ręce i nogi postaci są
narysowane kilkoma kreskami. Tak malowano od 12 tysięcy lat do ok. 4
tysięcy lat temu. Potem nastapiła epoka “Barrier Canyonu”, gdzie
postacie na malowidłach nie mają rąk i nóg, ale są to smukłe sylwetki z
zagadkowymi głowami. Epokę dosłownie tak nazwano z uwagii na galerie,
którą opisuje. Siedziałem samotnie może i nie, może duch Indian był
gdzieś obok przed 80 metrową scianą i patrzacymi na mnie kosmitami,
myśląc jak Ci ludzie żyli w tym kanionie na pustyni, gdzie na deszcz
trzeba czasami czekać miesiącami. Doszedłem do wniosku, że w kanionie
jest więcej cienia niż na pustyni 100 metrów wyżej, czasami pojawi się
po ulewie rzeka i gdzie niegdzie rosną drzewa a ponadto tutaj Indianie
nie musieli sie bać, że zostaną znienacka zaatakowani. Wracałem
do auta
w pocie czoła skrobiąc się po zboczu, minąłem nawet strażnika
parku narodowego w przeświadczeniu, że to nie tylko on pilnuje miejsca
wiecznego spoczynku Indian, ale także tajemniczy kosmici ze ścian
kanionu.
W odleglości około 100 km od tego miejsca, tuż przy nieutwardzonej drodze przebiegajacej przez pustynię San Rafael Swell, (prawdopodobnie miejsce następnego parku narodowego) tylko 30 km od asfaltowej drogi patrzą na nas inne malowidła z tamtego okresu czasu, bardzo tajemnicze znikające czasami za tumanami kurzu, jeżeli jakiś samochód nie uszanuje tego miejsca. Miejsce to jest chronione bo przyznano mu prawo historycznego rezerwatu. W „Buckhorn Wash” petroglyphy and pictography są również sprzed kilku tysięcy lat. Na scianie widoczny jest panel około 60 metrów długości na którym widzimy postacie, niektóre jakby miały skrzydła. Być może postacie te służyły do ceremonii religijnych ludzi, którzy je wyryli lub namalowali.
Niekoniecznie trzeba tak jak ja jechać kilometry
po bezdrożach w kurzu po gliniastych drogach modląc się, żeby
przypadkiem deszcz nie zaczął padać (drogi wówczas stają się
nieprzejezdne) bo mój Subaru Forester mimo, że ma napęd na cztery koła
rozpłaszczyłby się jak żaba na lodzie i mokrej gliny by nie pokonał.
Można trochę inaczej dojechać do „Head of Sinbad” malowideł na pustyni w
San Rafael Swell, gdzie ostatnio zdecydowano, że nie będzie wolno z
autostrady I-70 przecinającej pustkowie zjeżdżać na drogi lokalne, ale
tylko na zjazdach, które są co około 15-20 mil. Proszę sobie wyobrazić,
że na przestrzenii ponad stu mil nie ma zabudowań czy chociażby stacji
benzynowej. Indianie na takim pustkowiu zostawili ślady swojej bytności,
do których do niedawna można było się dostać skręcając na pustynną drogę
prawie w każdym miejscu z autostrady nie wykorzystując odległych zjazdów.
Można więc wszystkie przewodniki wyrzucić, które opisują „za słupkiem
180 skręć w prawo i do „Head of Sinbad” indianskich malowidel masz tylko
1 mile”. Niestety spóźniłem się dwa lata i teraz musiałem zamiast 1 mili
pokonać 20 mil jadąc rownolegle do autostrady po pustynnej drodze z
prędkością żółwia okolo 15 mil na godzinę, patrząc z zazdrością na
mknące pojazdy na autostradzie przekraczające dozwoloną szybkość 75 mil
na godzinę. W jednym miejscu musiałem nawet zbudować podjazd z kamieni
do tunelu szerokości 3 m pod autostradą bo moj Subaru nie mogł pokonać
30-to centymetrowego stopnia.
Albo można z pełną kulturą po asfalcie pojechać do “Newspaper Rock”
niedaleko Moab, gdzie setki znaków przed
naszym samochodem pojawia się
na zakręcie drogi. Wygląda jednak na to, że ta „gazeta” powstawała setki
lat, znaki zostały domalowywane, doskrobywane przez kilka pokoleń.
Nie zawsze jest potrzebny terenowy samochód, można by nawet małym Fiatem dojechać do innego ważnego miejsca sztuki sakralnej, Thompson Wash. Położone one jest tylko 7 km od autostrady I-70 przecinającej pustynię. Skręcamy na zjeździe, przejeżdżamy przez dawne miasto Thompson Springs (dzisiaj ghost town) i uważając na setki kicających zajęcy po drodze ,dojeżdżamy powoli do czterech paneli z petroglyphs i pictograps. Powstały one w różnym czasie więc reprezentują różne style. Opiszę tylko jeden panel który jest z epoki Barrier Canyon, pozostałe są zaprezentowane na zdjęciach.
Dziewiętnaście postaci, niektóre dwumetrowej
wysokości mają wygląd duchów z dużymi oczami „antenami” i sylwetkami bez
rąk i nóg. Zaraz obok sylwetek, w bliskiej odległości znajdują się węże,
ptaki i inne zwierzęta, które jakby są narzedziami w rękach czarowników.
Inne panele są zupełnie niepodobne do opisanego, bo powstały w naszym
tysiącleciu a nie trzy czy cztery tysiące lat temu. Mam takie uczucie,
jakbym się spóźnił gdy oglądam następne miejsca z petroglyphami oraz
pictographami. I będziemy się spóźniać każdego dnia, bo malowidła bedą
znikać, czasami ściana się osunie, czasami tylko część odleci, czasami
wandale zniszczą dorysowując buchomazy no i czas robi swoje.
Tak
więc spieszmy się oglądać Indianskie wyryte rysunki (petroglyphy) i
malowane naturalnymi pigmentami (pictography). Istnieją nieliczne kopie
najsłynniejszych malowideł tak jak wspomniane powyżej z „Horseshoe
Canyon” w muzeach. Niektórzy uważają, że jest to najlepsza sztuka skalna,
jaką można znaleźć w USA. W muzeum Naturalnej Historii w Salt Lake
poświęcono ściane i zrobiono kopie wspaniałej galerii w skali 1:4.
Niestety, to nie to samo uczucie ogladać w muzeum czy w kanionie
upstrzonym kolorami, złotem słońca i kontrastowym błękitnym niebem mając
świadomość, że może ciągle ktoś nas obserwuje. Jak ważne są petroglyphy
jako zachowane zabytki zanikłej kultury, świadczy przykład utworzenia
narodowego monumentu w Nowym Meksyku obok Albuquerque, który ma
chronić i popularyzować te cenne świadectwa historii.
Drodzy Państwo, naszkicowałem tylko wstęp do fascynujacych odkryć, które być może Was czekają o ile wybierzecie się na Zachód USA.
Prof.dr hab. Krzysztof Krakowiak
(zdjęcia-Krzysztof Krakowiak)
Przedruk z Magazynu - :Zew Natury”- za zgodą wydawcy.