Przygoda z Naturą

 WSPOMNIENIE O KOLEGACH

              Wielu pięknych polowań zbiorowych i indywidualnych nie jestem w stanie pamięcią objąć. Niektóre z nich to mieszanka z pogranicza świata realnego i myśliwskiej baśni bądź  legendy. Wiele Byki i Roman Hajduk- Duklazdarzeń i pełnych emocji przygód minęło, jednak wspomnienie  o tych najbardziej żarliwych , ekstremalnych  pozostanie na zawsze...  
   Również na zawsze pozostanie pamięć o kolegach, którzy odeszli od nas do Krainy Wiecznych Łowów. Było ich wielu a pisać by o Nich bez końca. Z uwagi na charakter tej książki ograniczyć się muszę do minimum.
    Wymienię więc tylko kilku kolegów, którzy odbili głębokie  piętno ma mojej myśliwskiej postawie. Św. Pamięci: Józef Burnagiel, Zefir Gieniec, Antoni Morański, Aleksander Stępniowski, Janusz Wójtowicz.  
  Byli to koledzy, którzy wrośli w problemy przyrody, oddali jej serca żyjąc jej rytmem. Ludźmi dla których tronem było runo leśne, chrapanie słonki, odzew organisty w dniach rykowiska, brekanie kozła w czasie rui, czy nocna zasiadka na dzika – było wartością nadrzędną.
   Każdy z Nich to człowiek prawy, myśliwy z krwi i kości , myśliwy etyczny godny do naśladowania a zarazem wspaniały  kolega ! Gesi kanadyjskieIch odejście to ogromna strata nie tylko dla Ich rodzin czy przyjaciół.  
  To ogromna strata dla PZŁ i naszego Koła „Żbik”, któremu to poświęcili swe życia, energię i zapał. Niech wiatr szumi nad mogiłami wszystkich kolegów myśliwych, którzy odeszli  w Krainę Wiecznych Łowów. Niech oczekują na nas w pełni świadomi, iż na stałe zapisali się w naszej pamięci!
   Ponieważ każdy z nas czytając powyższe - popada w stan głębokiej analizy lat przyjaźni z w/w oraz własnego życiorysu - wspomnę o czyś wesołym, co miało miejsce ładnych parę lat wstecz a w pewnym stopniu zmieni/poprawi  to nasze samopoczucie.  
  Jesteśmy wraz z śp. Januszem Wójtowiczem w Bieszczadach na rykowisku. Finałem jednego z podejść był piękny byk ”16” z 9 kg na głowie. Janusz szybko zabrał się do patroszenia a ja postanowiłem pójść po konia do oddalonej o 3 km wioski. Do Janusza  dochodziły  głośne wołania: „Józef, Józef”!!! To chyba grzybiarze...Na pewno – pomyślał.
 Wołanie się nasilało a nawołujący  wciąż się do niego  zbliżał... Janusz wstał i z pofarbowanymi po łokcie rękami, oraz nożem w ręku postawił kilka kroków w stronę nawołującego. 
 W pewnym momencie z zarośPoroze jelenili wynurzył się człowiek 3 m przed Januszem.
...Nie ma już Józka” ! (mając na myśli Józefa – leśniczego,który nas tutaj przed świtem przywiózł i odjechał) Grzybiarz – bo nim był nawołujący - nabrał ogromnego zrywu i pognał w kierunku wioski. Na skraju lasu wpadł na naszą furmankę, cały roztrzęsiony nie mogąc zamienić z nami słowa.  Spłoszony i ...dziwnie ubrany. Zamiast spodni miał koszulę zawiązaną rękawami w pasie … Na metrowym kiju zarzuconym na ramię miał mały tobołek.
 ...Co się dzieje ? - pytam. Mojego kolegę jakiś człowiek zamordował ! Mnie też gonił ! Po kilku pytaniach i jego poszarpanych odpowiedziach doznaliśmy ataku śmiechu- tłumacząc  mu o co chodzi.
...A co masz w tym tobołku?
... Jeszcze dobre spodnie. Dwa razy cięższe ale dadzą się wyprać...Wiecie...nerwy, stres i strach dadzą każdemu radę.
...Idź się wymyć i wpadnij na jednego do leśniczówki – najlepiej z Józiem , bo chyba w domu na ciebie czeka.
  Byk zciągnięty, zaś dwaj bohaterowie dnia a raczej tragikomedii nie mogli się rozstać.
   Wszystkie moje wspomnienia mają swoisty urok, dlatego dzielę się nimi z każdym myśliwym dla którego rogacz goniący swą wybrankę w czasie rui zew organisty w czasie rykowiska, czy nocna zasiadka na dzika - cenniejsze są od przywilejów i majętności doczesnego świata.
  Myśliwym z krwi i kości, którym matka natura dała miłość do kniei, polowań czy cudownych przeżyć – bez względu na czas miejsce czy warunki klimatyczne, głębi wrażeń, myśliwskich przeżyć i emocji nie zmażą z pamięci nawet upływające lata!   ..

„ DARZ BÓR”
Tekst i foto: Roman S. Hajduk
z Kobylanki k/Gorlic rodem.

OSTATNIE ARTYKUŁY: