Po kilkunastogodzinnym locie przylatujemy do stolicy Chile - Santiago (po hiszpańsku -Santiago de Chile) 6-go sierpnia 2009 roku. Santiago to jedno z niewielu miast - stolic gdzie jest stosunkowo blisko do plaży i....wyciągów narciarskich. Bo zaledwie 60 km od miasta można już szusować na nartach, a w odległości 100 km od centrum opalać się na ładnych plażach. W ciagu jednego dnia możemy więc być w nowoczesnych ośrodkach narciarskich a także w tak znanych nadmorskich kurortach takich jak: Vina del Mar czy też Valparaiso (główny port morski tego państwa).
Przed wyjazdem z Phoenix w Arizonie, zostawiamy za
soba temperatury 40-43 stopni Celsjusza, a Santiago wita nas temperaturą
nieco powyżej zera (5-7 stopni Celsjusza).
Na lotnisku czeka nas niemiła niespodzianka.
Wjeżdżamy na paszport amerykański więc traktowani jako Amerykanie
musieliśmy zapłacić za wizę wjazdową 132 dolary od osoby! Ważna jest ona
na 10 lat. Tylko obywatele 5-ciu państw mają obowiązek płacić za wizę (Anglicy,
Amerykanie, Albańczycy, Kanadyjczycy i Meksykanie) z tym, że Amerykanie
płacą najwięcej!
Drugiej niespodzianki na szczęście unikneliśmy (nie
wwoziliśmy żadnej żywności), ale widziałem turystów płacących za jedno
jabłko lub banana - 120$ !! kary za jego wwóz do Chile. Trzeba więc
pamietać o tym przy wyjeździe do tego państwa. Na łut szczęścia nie
można liczyć gdyż każdy bagaż wszystkich wjeżdżających (chilijczycy
raczej nie poddawani są tak ostrej kontroli) jest skrupulatnie
prześwietlany.
My zaplanowaliśmy nasz pobyt w Santiago na dwa
etapy. Pierwszy to zwiedzanie Santiago, a drugi to dwudniowy
wyjazd na narty do bardzo sławnego ośrodka narciarskiego w Portillo,
oddalonego od Santiago o 160 km.
Stacja narciarska została zbudowana na wysokości
prawie 3000m (2880), a najwyższy punkt znajduje się na wysokości 3330 m
npm. Ten ośrodek narciarski jest jednym z najbardziej znanych ośrodków w
świecie narciarskim. To tutaj przez wiele lat odbywał się narciarski –
World Alpine Cup. Teraz także wiele narodowych reprezentacji w
narciarstwie alpejskim (m. innymi USA) trenuje w tym ośrodku. Dla
narciarzy są do dyspozycji 23 trasy (najdłuższa 2 mile - 3304 m) i 12
wyciągów.
Ta stacja narciarska, położona nad Jeziorem Inca
pod względem ilości tras narciarskich nie ustępuje wielu ośrodkom
narciarskim w USA czy też w Europie, ale jest dużo mniejsza niż znany
polonusom - Killington (3 gondole, 18 wyciagów) w stanie Vermont (USA).
Ja ze swoją żoną Ireną (wielką miłośniczką
narciarstwa) szusowaliśmy tam dwa dni i uważamy, że jest to wystarczający czas na objeżdżenie i rozkoszowanie się trasami w
Portillo.
Aby uprzedzić pytanie o ceny, podaję dla
informacji, iż bilet na całodzienną jazdę kosztuje 55-57dolarów USA (w
zależności od relacji dolara do peso), emeryci płacą połowę tej ceny. Z
Santiago do Portillo (130 km) dojeżdżaliśmy codziennie busem i jest to
dużym plusem bo nie musi się zmieniać hotelu, a i tak wszystkie wyciągi
w Chile są otwarte od 9am do 5pm.
Ponadto, przed wyjazdem można się zaopatrzyć w
napoje w Santiago bo na miejscu nie ma żadnego sklepu z piwem lub winem,
a w hotelu drożyzna - mała puszka coca-coli kosztuje 4$. Mimo to uważam,
że do Portillo warto przyjechać choć raz w życiu.
Po trzech dniach pobytu w Santiago, przenosimy się
do El Colorado. Ta stacja narciarska wraz z La Parva i Valle de Newado
stanowi jeden kompleks narciarski położony w granicach 40-50 km od
Santiago.
Zamieszkaliśmy w małym i czystym hoteliku, w
którego cenę włączone było także wyżywienie. Pobyt w tych okolicach ma
tę zaletę, iż te trzy ośrodki są praktycznie połączone ze sobą trasami.
Jeżeli trafi się na dobrą pogodę (nam dopisywała)
i dobry śnieg , to narciarstwo tutaj jest o wiele ciekawsze aniżeli w
Portillio. Ceny biletów porównywalne do Prtillio z tym, że emeryci płacą
tutaj mniej – tylko 12-13 dolarów na dzień, tyle co 4-ro letnie dzieci.
Jestem emerytem więc chętnie skorzystałem z tych zniżek.
Chcąc połączyć jeżdżenie w El Colorado z Valle de
Nevado, trzeba dopłacić około 18-20 dolarów USA.
Baza tych ośrodków jest powyżej dwóch tysięcy
metrów, a najwyższym wyciągiem wjeżdża się na wysokość 3700 metrów!
Prawie połowa wyciągów to wyciągi orczykowe, niektóre z nich powyżej 1
km długości.
Po paru godzinach zjazdów czujemy narciarstwo w nogach, szczególnie w
ostatnich dniach. My jeździliśmy 6 dni po parę godzin dziennie a w
ostatnim dniu prawie do 3 po południu. Narciarstwo jest jedną z naszych
pasji i dlatego planujemy kolejny podobny wyjazd za rok. Może tym razem
powtórnie do Europy w Alpy?
Powrotna podróż do Santiago z powodu „korków” na drodze,
zajęła nam tym razem prawie 1.5 godziny. I był to czas na refleksje i
analizę pobytu na nartach w Chile, który jest na pewno droższy aniżeli
wyjazd do Europy. Koszty wyjazdu można znacznie obniżyć jeżeli wykupi
się go poprzez internet, unikając pośredników (agencji).
Nasze koszty zamknęły się w granicach 1600 dolarów
USA - wliczając w to 800$ za bilet lotniczy, a reszta za hotele,
wyżywienie, transport i bilety na wyciągi. Zaletą tego wyjazdu było to,
że mogliśmy szusować na nartach wtedy kiedy w USA i Europie panowały
upały. Dlatego wszystkim miłośnikom narciarstwa polecamy wyjazd na narty
w Andy, zwłaszcza w tak zwanym „full season” (pełni sezonu) - czyli w
sierpniu.
Tekst: Jerzy Wolski
Foto-Irena i Jerzy Wolscy
Arizona-USA