“Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono. Mówię to wam ze swego nieznanego serca” - Wisława Szymborska-
Jestem córką Stanisława Habrat i Janiny Wityńska, urodziłam
się w sierpniu 1955 roku w Krośnie.
Swoje pierwsze 4 lata spędziłam razem ze swoim
starszym o rok bratem Jurkiem w pięknej szlacheckiej wsi Żeglce w
powiecie krośnieńskim na Podkarpaciu. Na zawsze pozostał w mojej
pamięci tamten dom pod lasem na podmurówce z gankiem.
Wybudował go mój dziadziu Fabian Wityński herbu Jastrzębiec.
Beztroskie życie na wsi, przy opiekuńczej, troskliwej babci
Elżbiecie, było dla nas prawdziwym ziemskim
rajem.
To tam trawa byla najzieleńsza i tam najpiękniej śpiewały
ptaki. Wiem jak pachnie skoszona trawa. Wiem jak pięknie wygladają
falujące na wietrze zboża i jaka rosa potrafi być zimna o poranku.
Znam zapach każdej pory roku. To były najszczęśliwsze lata mojego
dzieciństwa.
Po śmierci babci rodzice zabrali nas do Krosna
i była to moja pierwsza podróż w nieznane. Zamieszkaliśmy w
dzielnicy Krościenko Niżne na obrzeżach miasta Krosno, w rodzinnych
stronach mojego taty. Z opowieści rodzinnych wiem że mój przodek po
stronie taty był Szwedem i przybył do Polski w czasach pamietnego „Potopu
Szwedzkiego”, a jak wiemy z historii nie były to pokojowe zamiary.
Natomiast mój dziadziu Stanisław Habrat walczył o niepodległość
Polski w armii gen. Józefa Hallera. Mój tato Stanisław junior również
walczył o wolną Polskę. Był w AK (Armia Krajowa), było mu dane
poznać więzienie w Gestapo a po II Wojnie Światowej, także więzienie
w UB (Ministerstwo Bezpieczenstwa Publicznego zwane również
Urząd Bezpieczeństwa).
Na Krościenku do naszej rodziny dołączyła moja siostrzyczka
Danusia. To brat się nią zajmował, ja długo nie mogłam jej
zaakceptować. Ale któregoś dnia, kiedy już miałam .....naście lat
zaprzyjaźniłyśmy się. Miałam w niej najprawdziwszego przyjaciela, to
z nią potrafiłam mnożyć radość w nieskończoność, a smutek podzielić
do zera. To ona uczyła mnie wybaczania i tolerancji. Los byl dla
niej okrutny - 14-cie lat temu pokonał ją rak. Trudno
mi było , pogodzić się z jej odejściem,
ale w końcu zaakceptowałam to przeznaczenie.
W nowym otoczeniu na Krościenku długo nie mogłam się odnależć.
Rodzice zaczęli budować dom i w związku z tym trzeba było na
wszystkim oszczedzać. Mowią, że pieniądze to nie wszystko, ale jak
one pomagają żyć! Nasz rodzinny dom wybudowany był w otoczeniu
zielonych pogórków i wzgórz, opleciony rzeką Wisłok. Z wysokiego
wzgórza roztaczały się piękne widoki na panoramę Krosna, wzniesienia
Beskidu Niskiego, Górę Cergową i Chyrową, a od północnej strony na
pogórza z Suchą Góra, Górę Królową, ruiny zamku „Kamieniec” w
Odrzykonu a wszystkie te cuda są otoczone i przedzielane ścianami
lasów.
Wraz z gromadą dzieci zaczęłam wyruszać na piesze wycieczki w
okolice mojego miasta. Gotycki Zamek „Kamieniec” w Odrzykoniu z XIV
wieku był dla nas wielką atrakcją. Wybudowany jest na stromej skale,
na wysokości 452 m. n.p.m. Każdego roku 24 czerwca na „Sobótki” w
noc Świętojańską paliliśmy ogniska i na wodę puszczaliśmy wianki ze
świeczkami, te magiczne praktyki miały zapewnić urodzaj i zdrowie.
W następnym dniu szliśmy do zamku na przedstawienie komedii „Zemsta„
- Aleksandra Feredry. Hrabia Aleksander Fredro od 8 lipca 1828
roku był właścicielem tegoż zamku. To tam napisał między innymi,
komedię ”Zemsta” na podstawie autentycznego 30-sto letniego sporu
pomiędzy dwoma właścicielami tegoż zamku - Piotrem Firlejem i Janem
Skotnickim. Procesowali się o prawo do korzystania ze studni i o
wycięcie drzew. Mur który ich odgradzał stoi tam do dnia
dzisiejszego).
A ile zabawy w chowanego mieliśmy na „Prządkach”, kryjąc się
za tajemnicze ogromne skały. Skały wyglądem przypominające postacie
kobiet. Legenda głosi, że to trzy nieposłuszne panny dworskie
przędły w niedziele i za to zostały zamienione w kamień. Naszymi
częstymi wakacyjnymi wypadami były wycieczki rowerowe do rodzinnych
stron mojej mamy; Żeglec, Chorkówki, Bóbrki i Żarnowca.
W Bóbrce w Skansenie Przemysłu Naftowego jest wykonany
ręcznie w 1854 roku najstarszy szyb na świecie. Stoi tam pośród wielu
innych szybów naftowych w otoczeniu otworów z bulgoczącą ropą.
Założycielem i zarazem właścicielem tej kopalni był sam Ignacy
Łukasiewicz wynalazca lampy naftoweji i twórca przemysłu naftowego.
Ignacy Łukasiewicz dużo dobrego zrobił dla nas ludzi z Podkarpacia.
Jest pochowany w Zręcinie, spoczywa w sąsiedztwie moich dziadków -
Elżbiety i Fabiana Wityńskich. Jemu też zawsze zapalam znicz
ilekroć
odwiedzam groby moich krewnych .
A z jakim sentymentem wspominam opleciony grubymi wysokimi
dębami dworek Marii Konopnickiej w Żarnowcu, jej biurko na którym
pisała czarowne bajki dla dzieci. Pomimo że mam już swoje lata to i
tak z takim samym sentymentem jak kiedyś, oglądam bajkę „O
Krasnoludkach i sierotce Marysi”.
Bardzo lubię zwierzęta, ale najbardziej to chyba psy i konie.
Kiedyś marzyłam sobie ażeby pracować w stadninie koni. Swoją
edukację po szkole podstawowej rozpoczęłam w Zespole Szkół
Rolniczych w Suchodole. Jednak któregoś dnia nastapiło wzajemne
odrzucenie. Nie byłam tam długo, ale zawarłam wówczas przyjaźnie,
które troskliwe pielęgnuję do dnia dzisiejszego.
Przeniosłam się do Liceum Ekonomicznego w Jaśle. Po zdanej
maturze rozpoczełam pracę w Dziale Zatrudnienia i Płac w PKS (Państwowa
Komunikacja Samochodowa) w Krośnie. Firma umożliwiała mi
bezpłatne przejazdy po całej Polsce. W pełni z tego przywileju
korzystałam odkrywając nowe nieznane mi miejsca. Bywałam na Wybrzeżu,
Karkonoszach, Karpatach, Górach Świętokrzyskich, na Mazowszu i
Bieszczadach. Zwiedziłam również dużo miejsc w krajach Obozu
Socjalistycznego, bo w tamtych czasach, tylko tam mogłam wyjechać.
Zachowałam piękne wspomnienia z pobytu na Węgrzech, ZSRR,
Czechoslowacji i NRD.
Mój status życiowy polepszył się po przyjeździe do USA. Zaraz
jak tylko dostałam zieloną kartę podjęłam nukę w „Grace Institute of
Business Technology” w Nowym Jorku. Skończyłam kierunek „Księgowość
ze znajomością programów komputerowych”. Dyplom pozwolił mi na
podjęcie pracy w księgowości. Pracuję w niej do dnia dzisiejszego,
płacę swoje rachunki i realizuję podróżnicze marzenia.
Poznałam szlak Inków w Ameryce Południowej, kulturę Majów w
Ameryce Środkowej. Odkrywałam tajemnicę dzikiej dżungli w Amazoni. -
To tam poznałam redaktora Józefa Kołodzieja i to on namówił mnie do
pisania swoich wspomnień na stronie przyrodniczej -
WWW.PRZYGODAZNATURA.COM
Uczestniczyłam w„ Raftingu” klasa IV i V w Kostoryce. A 8-go
kwietnia 2005 roku byłam w Watykanie na ostatnim pożegnaniu papieża
Jana Pawla II. W listopadzie 2007 roku pobłogosławił mnie buddyjski
mnich w Burmie (Myanmar). Byłam jeszcze w innych miejscach i mam
nadzieję, że będzie mi dane zobaczyć ich jeszcze wiele bo
podróżowanie jest moją wielką pasją. Po każdej podróży czuję się
bogatsza i ten skarb na zawsze pozostanie ze mną.
Od najmłodszych lat uwielbiam przyrodę i szanuję ją. Z natury
czerpię dużo dobrej energii, a jej piękne widoki wprawiają mnie w
cudowny nastrój. Kocham swoją rodzinę i miejsca gdzie się
wychowywałam.
W moim małżeństwie zwyciężył alkohol, dlatego odeszłam. Moją
najbliższą rodziną jest mój brat Jurek, jego żona Bogumiła i ich
dzieci Marcin, Maciek i Olgunia. Dobrze się rozumiemy i wzajemnie
wspieramy. Od lat mieszkam w uroczym Nowym Jorku. Lubię to miasto i
w dzień i w nocy. Pośród wielu imigrantów z różnych zakątków całego
świata i ja znalazłam w nim swoje miejsce.
A jednak to nie wszystko, bo tęskno mi czasem za domkiem z
gankiem pod lasem, dwoma psami w zagrodzie i końmi na wybiegu
i jeszcze za kimś i jeszcze za czymś.
Ewa Habrat Gabrynowicz