Zanzibar jest największą wyspą Tanzanii. Wraz z pozostałymi Mafią i
Pembą znajduje się w niewielkiej odległości (ok 30 - 50 km) od brzegów
kontynentu afrykańskiego. Już sama nazwa Zanzibar ma w sobie coś
egzotycznego. Jej barwną historię czyta się jak opowieści z Tysiąca i
jednej nocy. Moje zainteresowanie tą wyspą rosło w miarę poszerzania o
niej wiedzy.
Zanzibar od niepamiętnych czasów
był wrotami do Afryki wschodniej. Jako że jedyną realną możliwością
podróżowania na długie dystanse w tej części świata była wówczas żegluga,
wyspa ta stanowiła przystań dla podróżników, odkrywców, handlarzy i
misjonarzy przed ich wyruszeniem w głąb czarnego kontynentu. Istnieją
dowody na to że zawijali tu Asyryjczycy, Egipcjanie, Fenicjanie, Hindusi,
Chińczycy, Malajowie, Persowie, Portugalczycy, Arabowie, Holendrzy,
Niemcy i Brytyjczycy. Niektórzy z nich jak Persowie z Sziraz i Arabowie
z Omanu pozostali tu na stałe dodając do istniejącej mozaiki ras i
kultur swój znaczący udział. Stąd wyruszali w głąb Afryki tacy
podróżnicy jak Livingstone, Stanley i Burton. Po podróży Vasco da Gama
od końca piętnastego wieku przez kolejne dwieście lat na wyspie panowali
Portugalczycy wyparci ostatecznie przez Arabów. W połowie
dziewiętnastego wieku sułtan Muscatu Sayyid Said przeniósł tu swoją
siedzibę i rozwinął proceder handlu niewolnikami. W szczytowym okresie
roczny ich przepływ z głębi kontynentu przez Zanzibar do kolonii
rozsianych po całym globie wynosił 50000. Zanzibar stał się wówczas
najbardziej znaczącym miastem Afryki wschodniej. W początkach
dwudziestego wieku Zanzibar znalazł się pod wpływami brytyjskim a w 1964
roku po uzyskaniu przez Tanganyikę niepodległości połączył się z nią
stanowiąc odtąd integralną część Tanzanii.
Jaki
jest dzisiejszy Zanzibar? To niewątpliwa atrakcja turystyczna dzięki
bogatej historii i jej widocznym pozostałościom. W połowie
dziewiętnastego wieku Zanzibar stał się największym producentem
goździków
a także znaczącym innych przypraw. Stąd pochodzi zasłużone miano wyspy
przypraw korzennych. Od niedawna przybyszów przyciągają tu także piękne
i niezatłoczone plaże. Dla mieszkańców kontynentalnej części kraju to
coś w rodzaju strefy bezcłowej, gdzie można dokonać tanich zakupów
atrakcyjnych towarów importowanych z krajów zachodnich via Dubai i
Muscat. Wyruszając z Dar es Salaam na Zanzibar
wybrałem podróż wodolotem będącym własnością tanzańsko - rosyjskiej
spółki. Zapewnia on niespełna godzinną wygodną podróż po umiarkowanej
cenie w porównaniu z samolotem i bez dodatkowych atrakcji w postaci
choroby morskiej, jakie nieodmiennie towarzyszą podróży tradycyjnym
statkiem. Po dopłynięciu do celu i dokonaniu formalności wizowych, które
dotyczą tylko obcokrajowców zostałem otoczony przez tłum tubylców
oferujących najprzeróżniejsze usługi takie jak taksówka, hotel, biuro
turystyczne itp. W mieście Zanzibar jest wiele hoteli oferujących
różnorodny standard i jest, w czym wybierać. Przewodnik, z którym
nawiąże się kontakt w porcie zapewnia pomoc w rozwiązywaniu niemal
wszystkich problemów, jakie może napotkać turysta nieznający wyspy.
Zaoferowany hotel okazał sie całkiem przyzwoity, położony był w
handlowej dzielnicy miasta a jego część parterową stanowiły liczne
sklepy. Urządzony w stylu arabskim z oryginalnymi meblami, dywanami
sprawiał egzotyczne i raczej sympatyczne wrażenie. Wąską uliczką, przy
której się znajdował przeciągał barwny i hałaśliwy tłum przekupniów i
turystów, mieszanka ras i strojów afrykańskich, arabskich, hinduskich i
europejskich.
Główną atrakcją turystyczną miasta
jest tak zwane Stone Town, czyli kamienne miasto. Jest to najstarsza,
gęsto zabudowana jego część z niezliczoną ilością wąskich uliczek,
tysiącami sklepów i licznymi architektonicznymi zabytkami w arabskim
stylu. Do specyfiki tego stylu w lokalnym wydaniu należą ozdobne
drewniane drzwi domostw, które same w sobie stanowią zabytek artystyczny.
Ich bogate rzeźbiarskie motywy mają swoją ukrytą wymowę. Lotos
symbolizuje potencję, ryba płodność, łańcuch bezpieczeństwo, daktyl
obfitość a drzewo bogactwo. Domy otoczone są licznymi krużgankami i
balkonami, zdobią je także łukowate sklepienia. Wśród przechodniów mija
sie często kobiety ubrane na czarno z zasłoniętą twarzą i mężczyzn w
długich białych strojach.
Pomimo silnych wpływów
muzułmańskich na wyspie panuje nadal znaczna tolerancja. Niektóre sklepy
i restauracje oferują nawet napoje alkoholowe. Nikt nie reaguje
agresywnie, kiedy robi mu się zdjęcie, czego nie można powiedzieć o
kontynentalnej części kraju. Nie ma też niechętnych reakcji na ulicy w
stosunku do swobodnie i niekiedy kuso ubranych turystów płci obojga,
choć to ostatnie zaczyna się zmieniać, bowiem rząd Zanzibaru wydał
stosowne przepisy nakazujące turystom respektowanie lokalnych, czyli
muzułmańskich obyczajów. Zapewniano mnie o uczciwości mieszkańców
Zanzibaru, kradzieże należą tu do rzadkości. Wynika to zapewne z
historycznych wpływów twardego prawa koranicznego.
Spacerując uliczkami Stone Town odczuwam jego szczególną atmosferę.
Pomimo pięknej pogody jest tu między wysokimi murami
domów chłodno. Z mijanych sklepów i restauracyjek unoszą się wonie
korzennych przypraw, a z kontrastującego z błękitem nieba białego
minaretu dociera zawodzący głos muezina. Mijam po drodze dom z tabliczką
informującą, że stąd w 1866 roku wyruszył Livingstone w swoją ostatnią
podróż w głąb Afryki. Niestety już z niej nie wrócił a jego
zmumifikowane na słońcu szczątki po półrocznej pieszej wędrówce donieśli
do miejscowości Bagamoyo nad brzegiem oceanu jego dwaj wierni słudzy.
Przewiezione następnie statkiem do Londynu spoczęły ostatecznie w
kaplicy Westminsterskiej.
Zachęcony ciekawym
wyglądem jednego ze sklepów decyduję się do niego wejść. We wnętrzu
przypomina on raczej muzeum niż sklep. Za ladą siedzi stary Arab z długą
białą brodą, zdaje się być zajęty bardziej medytacją niż krążącymi po
sklepie turystami. Jest w nim prawie wszystko, co mogłoby zainteresować
zbieracza pamiątek. Bogato ozdabiane miedzianą blachą skrzynie,
naszyjniki korali, muszelek, modele starych statków, zabytkowe monety,
kolorowe szaty. Nota bene w języku suahili znalazłem dwa wyrazy wspólne
także dla języka polskiego. To właśnie wyraz szaty wymawiany w suahili,
jako szati, oznaczający ubranie i wyraz jajko, który w suahili brzmi
majaj albo jaje. Przypuszczam, że mają one to samo arabskie źródło.
Na jednym z rogów ulic natrafiam na tabliczkę informującą, że na
sąsiednim placu znajdował się niegdyś targ niewolników. Kiedy tam
docieram zawiedziony stwierdzam, że jedyne, co może pamiętać tamte czasy
to stare rozłożyste drzewo. Poza nim na placu stoi katedra anglikańska.
Pod wieczór pełen wrażeń kieruję swoje kroki do Africa House Hotel
niegdyś angielskiego klubu, prezentującego do dziś resztki dawnego
splendoru w postaci boazerii z drzewa tekowego i cedrowego, marmurowych
schodów i co najważniejsze rozległego tarasu. Stąd wielojęzyczna gromada
turystów odpoczywając po emocjach dnia i popijając chłodne piwo
delektuje się widokiem zachodzącego za horyzont oceanu słońca.
Ciemnymi i już spokojnymi o tej porze uliczkami wracam do swojego hotelu.
Zanim jednak osiągnę jego przytulne wnętrze postanawiam zaspokoić głód w
ulicznym barze pieczonym na ruszcie kurczakiem, do tego popijam chłodny
i słodki sok z na poczekaniu wyciskanej trzciny cukrowej.
Kolejny dzień pobytu w mieście to w dalszym ciągu zwiedzanie kamiennego
miasta, małego lecz ciekawego muzeum historycznego i wieczór na skwerze
Jamahuri. Jest on ograniczony z jednej strony najbardziej wyniosłą
budowlą wyspy, dawnym pałacem sułtana zwanym House of Wonders, czyli
domem cudów czy też zdziwień a z drugiej strony brzegiem oceanu z
widokiem na port i krążące statki. Jest to kolejny punkt zborny turystów,
gdyż można tu nie tylko odpocząć, ale także spróbować lokalnych
przysmaków jak mishkaki, czyli czegoś w rodzaju szaszłyku.
Do atrakcji turystycznych Zanzibaru poza zwiedzaniem Stone Town należy
tzw. spice tour, czyli zwiedzanie plantacji roślin, z których powstają
przyprawy korzenne. Krocząc wśród tropikalnej bujnej roślinności mam
okazję obejrzeć jak rosną drzewa goździkowe, krzaczki wanilii, próbuję
smaku kory z drzewa cynamonowego, wreszcie wzorem innych zwiedzających
pozwalam sobie wymalować na skórze ręki ornament sokiem ułamanej gałązki
z jakiegoś drzewa. Powstaje oryginalny i przez wiele dni niezmywalny
rysunek. W północnej i środkowej części wyspy
znajduje się wiele ciekawych ruin. Do ciekawszych należą pozostałości
pałacu Maruhubi sułtana Barghasha wraz z haremem dla jego
dziewięćdziesięciu dziewięciu żon. Każda z nich miała oddzielne
pomieszczenie wyposażone w mini basen. Imponujące łaźnie i szczątki
akweduktów dają do dziś dowód dbałości o higienę i umiejętności
technicznych ówczesnych władców wyspy. W kilku miejscach wyspy na
wybrzeżu można zwiedzać wielkie naturalne groty, które wykorzystywano do
ukrywania tam schwytanych niewolników przed ich dalszą podróżą.
Korzystano z nich głównie wówczas, kiedy proceder handlu niewolnikami
został oficjalnie zabroniony, lecz nadal odbywał się nielegalnie.
Znużonych intensywnym zwiedzaniem miasta, okolicznych ruin i plantacji
turystów czekają ciągnące się głównie wzdłuż wschodniego wybrzeża wyspy
piękne plaże z białym od koralowca piaskiem, szmaragdową wodą oceanu i
przyzwoitym zakwaterowaniem. Malowniczo wyglądające łodzie żaglowe
czekają na chętnych do przewiezienia na odległą o kilometr od brzegu
rafę koralową. Zanzibar, mimo iż staje się coraz
popularniejszym punktem na szlakach międzynarodowej turystyki nadal
zachowuje swoją niepowtarzalną specyfikę a dla tych, którzy go
odwiedzili pozostawia niezatarte wspomnienia owiane zapachem goździków,
cynamonu i wanilii.
Tekst i foto: Ryszard Jankiewicz
Przedruk za zgodą autora
ze strony internetowej:
www.r_jankiewicz.republika.pl