Chiński Mur,
Grobowce Dynastii Ming
Pierwsze „otrzaskanie się” z Chinami mamy za sobą. Poznaliśmy
chińską ulicę, najważniejsze zabytki Pekinu, chińską symbolikę.
Obejrzeliśmy miejsca, gdzie cesarze chińscy mieszkali i gdzie się
modlili. Teraz mamy poznać miejsca ich pochówków i starochiński system
obronny znany na całym świecie jako chiński mur.
Rano w sobotę 12 września opuszczamy hotel w Pekinie. Po
całodziennym zwiedzaniu okolic Pekinu czeka nas obiadokolacja w Pekinie
i nocny przejazd pociągiem z Pekinu do Xi’an. Przed opuszczeniem hotelu
wystawiamy pod drzwiami pokoi swoje bagaże, odbierzemy je dopiero w
niedzielę 13 września w nowym miejscu pobytu w hotelu w Xi’an. Pilot nam
powiedział, że do głównego bagażu nie można dawać żadnych butelek z
płynami, dezodorantów, pojemników z lakierem i żadnych ostrych narzędzi.
Takie rzeczy można mieć tylko w bagażu podręcznym; całkiem odwrotnie niż
podczas podróży samolotem.
Chiński
Mur (Wanli Changcheng) ciągnie się od Shanghaiguan nad Morzem Żółtym aż
do Pustyni Gobi na północy. Pierwsze prace budowlane rozpoczęto w V w.
p.n.e. Jego obecne usytuowanie zostało ukształtowane ok. 220 r. p.n.e.
przez cesarza Qin Shi Huangdi. Połączył on istniejące mniejsze odcinki i
poprowadził następne w kierunku północnym, by chronić państwo przed
konnymi koczownikami. Znaną do dziś postać, mur uzyskał dopiero za
dynastii Ming w XV wieku. Dynastia ta, odczuwając duży nacisk ludów
mongolskich, postanowiła zbudować, w oparciu o wciąż istniejące
fragmenty starożytnego muru, ciągły system fortyfikacji od granic Korei
aż po pustynię Gobi. System ten składał się nie tylko z samego muru, ale
także z przylegających do niego osad nadgranicznych, faktorii handlowych
oraz szerokiego na blisko 1 km pasa „spalonej” ziemi. Oprócz
bezpośredniej ochrony przed najazdami ludów z Wielkiego Stepu mur miał
duże znaczenie handlowe, jego zachodni odcinek chronił chińską część
Jedwabnego Szlaku. Długość muru wynosi ok. 6 000 km ( w TVN 20 VI 2009
roku podano, iż długość muru wynosi 8 851,8m). Chiński Mur nazywany jest
też „Murem 10 000 Li” (10 000 nie powinno być tutaj traktowane dosłownie
i oznacza raczej „nieskończoną długość” muru).
Obecnie większa jego część jest w złym stanie i porozrywana na
kilkanaście odcinków o różnej długości (stopniowo odbudowywana); tylko
niewielkie fragmenty są udostępnione turystom. W okolicach Pekinu jest 6
takich fragmentów: Badaling, Jinshanling, Simatai, Huanghua, Mutianyu i
Juyongguan. My będziemy zwiedzać chiński mur w Badaling, położony w
odległości około 70 km na północ od centrum aglomeracji pekińskiej. Jest
to najlepiej zachowany odcinek Wielkiego Muru położony na wysokości
ponad 1 000 m n.p.m.
Pekin już mamy za sobą, za oknem widać niewielkie
góry i gdzieniegdzie już pojawiają się w oddali fragmenty chińskiego
muru, świetnie skomponowanego z górzystym krajobrazem. Nasz pilot
otrzymał wiadomość z chińskiego biura turystycznego, że dzisiaj w
Badaling nie jest przewidziany pobyt żadnej delegacji rządowej i
będziemy mogli zwiedzać mur. Gdyby był zaplanowany pobyt jakiejś
delegacji, to zwiedzalibyśmy chiński mur w innej miejscowości. Powoli
zbliżamy się do Badaling. W samym Badaling świeci słońce i powiewa lekki
wiatr. Przed wejściem na mur widzimy jakichś wyprężonych na baczność
żołnierzy. Ustaliliśmy, że mur ma zwiedzać jakaś delegacja wojskowa, ale
my możemy wejść. Przeszliśmy z Dorotą ok. 3 km muru. Wszędzie pełno
ludzi, zarówno Chińczyków, jak i zagranicznych
turystów. Idziemy coraz dalej od wejścia, a przed nami coraz ładniejsze
rozległe widoki na ciągnący się zygzakami mur na tle górskiego
krajobrazu. Przez chwilę poczuliśmy się jak na naszych rajdach
tarnobrzeskiego Koła PTT. Jednak teraz nam lżej, bo idziemy bez plecaków,
a wokół nas góry, góry i góry, powiewa lekki wiatr i można by tak iść i
iść, ale już pora zawrócić, żeby zdążyć na wskazaną przez pilota godzinę
odjazdu z Badaling.
Na placu przed wejściem na mur pełno sklepików z pamiątkami -
tandetne gadżety jak na całym świecie; widać, że dużo ludzi tutaj
przyjeżdża. Gdy jadę gdzieś po raz pierwszy, to lubię się przyglądać,
krajobrazom, zabudowie i ludziom. Moją uwagę zwrócił starszy mężczyzna
ubrany w tradycyjny strój. Miał on na sobie jedwabny granatowy garnitur;
kurtka z niewielkim stojącym kołnierzem była zapinana na guziczki z
naszytymi pętelkami, coś podobnego jak w kurtkach Węgrów. Później także
widywałem tak ubranych ludzi.
Z Badaling pojedziemy do Grobowców Mingów. Grobowce dynastii Ming-Míng
cháo shísānlíng, dosł. Trzynaście grobów dynastii Ming. Ta nekropolia
znajdująca się 50 km na północ od centrum Pekinu zajmuje obszar około 40
km² i jest miejscem spoczynku 13 spośród 16 cesarzy dynastii Ming.
Nekropolia powstała za czasów cesarza Yongle (1402-1424) i jest położona
w kotlinie otoczonej z trzech stron górami, od północy otaczają ją
porośnięte starodrzewem wzgórza Tianshoushan. Po bokach kotlinę zamykają
wzgórza Longshan (Góry Smoka) i Hushan (Góry Tygrysa). Od południa
przerwa między wzgórzami zamknięta jest ceglanym murem, którego bez
zezwolenia nie wolno było przekraczać żadnemu śmiertelnikowi. Straż nad
grobowcami trzymał garnizon wojskowy stacjonujący w Changping. W Chinach
życie pozagrobowe, kult przodków i pochówki to dość ciekawe
i zarazem złożone zagadnienie.
Chińczycy wierzą, że każdy człowiek ma dwie dusze. Pierwsza powstaje w
chwili zapłodnienia. Ta dusza po śmierci ciała pozostaje w grobie i żywi
się ofiarami przynoszonymi przez krewnych. Gdy ciało ulega rozkładowi,
jej siła słabnie i w końcu przechodzi w sferę cienia, niedaleko Żółtych
Źródeł w świecie zmarłych. Jeżeli żywi przestaną składać ofiary,
pierwsza dusza powróci na ziemię jako demon, by szkodzić ludziom. Druga
dusza powstaje przy urodzeniu, po śmierci wędruje do nieba, ale po
drodze zagrażają jej złe moce. Również i ona potrzebuje ofiar - jeżeli
ich nie otrzyma, podobnie jak pierwsza, stanie się złym duchem. Rodziny
składają ofiary swym zmarłym i dbają o ich groby, gdyż zadowolone dusze
chronią i darzą dobrodziejstwami swych żywych. Wierząc w życie
pozagrobowe, cesarze Chin jeszcze za życia przygotowywali sobie grobowce,
do których budowy spędzano ogromne rzesze ludności. Od czasów
starożytnych aż do początków panowania dynastii Qing (ok. połowy XVII
w), ze zmarłym władcą grzebano żywcem żonę, konkubiny i nałożnice, sługi,
niewolników, konie, psy. Później ten zwyczaj zaniknął. Do czasów
panowania cesarza Kangxi (1654-1722) dynastia mandżurska paliła ciała
władców, członków ich rodzin i wyższych urzędników, a popioły
umieszczano w porcelanowych urnach, które grzebano. Za panowania Kangxi
powrócono do chińskiego zwyczaju grzebania cesarzy. 125 km na wschód od
Pekinu znajdują się grobowce cesarzy z dynastii mandżurskiej Qing (my
ich nie będziemy oglądać). Interesujące są dzieje pochówku
cesarzowej Cixi, której oficjalny tytuł brzmiał: Miłosierna, Szczęśliwa,
Główna, Chroniona, Zdrowa, Przenikliwa, Promienista, Spokojna Wzniosła,
Wierna, Długowieczna, Czczona, Najwyższa, Mądra, Wyniesiona, Promienna.
W lipcu 1928 r. Sun Dianying, jeden z dowódców z 41 Armii Czang Kaj
Szeka, pod pozorem manewrów wojskowych, skierował wojska do miejsca pochówku
Cixi i przy pomocy swoich podwładnych w ciągu 3 dni i 3 nocy ograbił
grobowiec. Wartość skradzionych z grobowca strojów, ozdób i biżuterii
szacowano na sumę 750 000 000 dolarów. Zwłoki Cixi odarto z szat i ozdób.
Otoczona za życia niezwykłym przepychem i bezcennymi skarbami marząca o
rządzeniu również w świecie pozagrobowym Cixi została pozbawiona
wszystkiego – pozostał jej tylko zwykły całun i żadnej ozdoby.
Nasz autobus dojeżdża tymczasem do nekropolii. Teren nekropolii ma
40 km2, a my mamy tylko 3-4 godziny na jego zwiedzanie. Przekraczamy
główną bramę, wyglądającą bardzo podobnie jak bramy i pawilony w Pałacu
Cesarskim i tak samo kryte żółtą dachówką. Zapoznajemy się z geografią
Grobowców Mingów na ogromnej planszy. Szkoda, że czas nam nie pozwala na
spacer Aleją Duchów – drogą, którą niesiono zmarłych cesarzy do miejsc
pochówku, ozdobioną rzeźbami słoni i wielbłądów. Po przejściu bramy
udajemy się do pawilonu poświęconego cesarzowi Yongle, który odegrał
ważną rolę w dziejach Chin. Przy wejściu do pawilonu jest ogromna rzeźba
cesarza na tronie, nieco dalej model chińskiego okrętu, jednego z
okrętów, na jakich ludzie cesarza odbywali dalekie wyprawy morskie. Jest
tu dużo gablot ze strojami i biżuterią z bardzo licznymi ozdobami z
jadeitu. Na uwagę zasługuje sam cesarz Yongle.
Yongle - trzeci cesarz
Chin z dynastii
Ming żył w latach 1360-1424 r., a panował w latach 1402-1424.
Przeniósł stolicę z Nankinu do Pekinu, skąd w trakcie swojego panowania
podjął pięć wielkich zwycięskich wypraw przeciwko mongolskim koczownikom,
które zapewniły Chinom bezpieczeństwo. Próbował także podbić Wietnam. Za
jego panowania eunuch Zheng He rozpoczął swoje wielkie wyprawy morskie.
Odbył on w latach 1405-1433 aż 7 wypraw, podczas których dotarto do
półwyspu indyjskiego, Jawy, Sumatry, Wietnamu, Zatoki Perskiej i
wschodniego wybrzeża Afryki. Pierwsza flota Zhenga He liczyła 27 870
ludzi na 317 statkach, a prawie każdy z tych statków był
dziewięcio-masztowcem z pięciuset osobową załogą. W 1404 roku cesarz
Yongle mianował dwóch ludzi odpowiedzialnych za zestawienie i
zredagowanie wszystkich znanych dzieł, obejmujących całą literaturę i
wiedzę. W tym „projekcie” uczestniczyło 2180 uczonych. Ukończona
encyklopedia zawierała 22 877 (wg innych źródeł 22 937) zwojów,
ułożonych w 11 095 woluminów. Całość zajmowała 40 metrów sześciennych i
obejmowała 50 mln chińskich znaków. Ze względu na burzliwe dzieje
stolicy Chin, do czasów współczesnych z trzech kopii encyklopedii
dotrwało tylko 400 woluminów, rozproszonych w ośmiu krajach, m.in. 62
woluminy są przechowywane na Tajwanie.
Po obejrzeniu pawilonu poświęconego cesarzowi Yongle, wychodzimy na
zewnątrz i z oddali oglądamy położone na północy wzgórza, porośnięte
lasem, gdzie znajdują się grobowce pozostałych cesarzy. Do zwiedzania
jest udostępnionych kilka stanowisk. Archeolodzy boją się udostępniać
wszystkie groby do zwiedzania, ponieważ pod wpływem światła i powietrza,
znajdujące się w nich przedmioty mogą utracić pierwotne barwy, jak to
stało się z terakotową armią w Xi’an. Po przejściu przez bramę,
opuszczamy Grobowce Mingów i udajemy się do Pekinu. Podczas naszej
wycieczki jeszcze się zetkniemy z nekropoliami cesarskimi w Xi’an i
odwiedzimy mauzoleum przywódcy chińskiego Sun Jat Sena w Nankinie,
położone niedaleko nekropolii pierwszych cesarzy z dynastii Ming.
Zetkniemy się także z kamiennymi nagrobkami mnichów buddyjskich (las
pagód) przy Wielkiej Pagodzie Dzikiej Gęsi w Xi’an i w znanym Klasztorze
Shaolin.
Po
zwiedzeniu Chińskiego Muru i Grobowców Mingów wracamy do Pekinu;
rozpoznaję niektóre fragmenty ulic i zabudowy, które mijaliśmy wczoraj.
Zatrzymujemy się przed herbaciarnią umieszczoną w dużym nowoczesnym
budynku. Herbaciarnia ma fasadę i wnętrze przystrojoną lampionami -
czerwone lampiony kuliste, podłużne i dość często ozdobione czerwonymi
frędzlami. Takich lampionów jest b. dużo na ulicach chińskich miast,
wcześniej je widywałem w chińskiej dzielnicy w Londynie oraz przy
chińskich i wietnamskich restauracjach w polskich miastach. W
herbaciarni zasiadamy przy stolikach w dość dużym pomieszczeniu,
przystrojonym zapalonymi lampionami, wyposażonym także w meble z czarnej
laki. Miłe panie z obsługi odziane w czarne spódnice i w jasnozielone
kubraczki z krótkimi rękawami, niewielkim stojącymi kołnierzykami
zapinanymi niesymetrycznie na guziczki z naszytymi pętelkami,
przystępują de ceremonii parzenia herbaty. Ta czynność w ich wykonaniu
to istny rytuał; podgrzewanie wody, zalewanie herbaty, dalsze
dogrzewanie, a wszystko robione z takim przejęciem.
W pewnym momencie herbata została przelana do sporego porcelanowego
naczynia większego niż przeciętny kubek. Pod wpływem temperatury gorącej
herbaty na naczyniu zmieniło się zarówno dotychczasowe malowidło jak i
jego barwy. Czegoś takiego doznaliśmy parę dni później, gdy zamówiliśmy
sobie herbatę w kawiarni przy muzeum armii terakotowej w Xi’an, po
przelaniu tej herbaty do filiżanek także zmieniło się malowidło i kolor.
Tymczasem herbata już przygotowana i każdy otrzymał do degustacji
miniaturową filiżankę z zieloną herbatą; ach co to był za aromat!
Ponieważ herbaciarnia jest połączona z dużym sklepem z różnymi herbatami,
więc oglądamy i kupujemy, co kto lubi. A na holu w sklepie stoi na
ciemnym rzeźbionym stole posążek siedzącego Buddy, otoczony kwiatami i
wiszącymi na ścianie haftami na jedwabiu oprawionymi w ramki.
Z herbaciarni udajemy się do Instytutu Medycyny Chińskiej. W cenę
wycieczki wkalkulowany masaż stóp, który wg zapewnień pana Darka –
naszego pilota, ma poprawić samopoczucie (rzeczywiście po masażu
poczułem się nieco odprężony, bo całodzienne chodzenie trochę męczy).
Istnieje możliwość skorzystania z porad lekarzy specjalistów od
chińskiej medycyny i zakupu tradycyjnych chińskich leków. Tymczasem
wchodzimy do gabinetu masażu, przed nami stoją cebrzyki w wodą, do
której dodano jakiegoś ziela. Przed masażem trzeba dobrze wymoczyć nogi
w tym wywarze. Moczymy nogi, a na salę wchodzą specjaliści chińskiej
medycyny. Powitał nas po polsku lekarz w średnim wieku, który przebywał
w Polsce i dobrze znał język polski. Pan doktor w skrócie omówił zasady
chińskiej medycyny, która zajmuje się człowiekiem jako całością, a nie
poszczególnymi narządami, jak konwencjonalna medycyna euro-amerykańska.
Według medycyny chińskiej stan pacjenta można zdiagnozować badając jego
puls i oglądając obłożenie języka. Był on jedynym z lekarzy znającym
język polski, a gdy wybrał innego lekarza to musiał rozmawiać z nim po
angielsku, lub korzystać z
pomocy innej osoby znającej dobrze angielski. Lekarze usuwają się na bok
i na salę wchodzą masażyści. Kruche kobiety i mężczyźni przystępują do
dzieła. Najpierw ich ruchy są powolne i delikatne, niemal pieszczoty,
ale potem są coraz silniejsze i energiczniejsze, skąd w tych drobnych
kruchych istotkach tyle siły!. Po masażach odbywają się konsultacje z
lekarzami, kto chciał, to się zbadał i mógł od razu kupić lekarstwa (ok.
kilkudziesięciu dolarów). A sami Chińczycy przewlekłe choroby leczą
według tradycyjnej medycyny, ale jak przyjdzie jakieś poważne schorzenie,
to korzystają z konwencjonalnej medycyny euro-amerykańskiej.
Nasz pobyt w Pekinie dobiega końca. Jedziemy do przeznaczonej dla
zagranicznych turystów restauracji na obiadokolację. Mieliśmy jeść w
restauracji mongolskiej całkiem odmiennej od chińskiej i w wystroju i w
zestawie serwowanych potraw. Nic nie wyszło z naszych planów, bo dojazd
do restauracji mongolskiej jest zablokowany przez liczne oddziały
wojskowe, intensywnie ćwiczące przed paradami przewidzianymi na
uroczystości 60-lecia powstania Chińskiej Republiki Ludowej, które
odbędą się 1 października 2009 roku. Po drodze mijamy piesze i
zmechanizowane oddziały wojska i zapewne policji, mundury paradne polowe,
ozdobne czapki i hełmy, karabiny maszynowe, lekkie czołgi. Po drodze po
raz pierwszy mijamy starą niską zabudowę; domy mieszkalne, sklepiki,
restauracyjki, niektóre budynki mają podgięte dwuspadowe dachy. Część
mijanych budynków jest w stanie wyburzenia. Potem w wielu miastach
chińskich widzieliśmy wyburzanie całych dzielnic ze starą zabudową.
Chiny się przecież modernizują i miejsce starej zabudowy zajmą ogromne
bloki mieszkalne o różnym standardzie mieszkań, ogromne wieżowce, w
których będą biura, banki, domy towarowe. Myślę, że Chińczycy zostawią
część starej zabudowy jako atrakcję turystyczną.
Po obiadokolacji jedziemy na dworzec Pekin Zachodni, skąd pojedziemy
do Xi’an. Główny budynek dworca ma na dachu dekorację w postaci
starochińskiej budowli z podgiętymi połaciami dachu. Teraz ta dekoracja
jest rzęsiście oświetlona i z daleka rzuca się w oczy. Przed nami ok.
1500 km jazdy przez kilkanaście godzin. Przed wejściem na peron ogromny
tłum ludzi, sporo z nich ma jakieś „niechińskie” twarze. Może to Ujgurzy,
Kazachowie bądź Uzbecy powracający z Pekinu do północno zachodnich i
zachodnich Chin. Rzuca się w oczy ich odzienie nieco uboższe niż
Chińczyków i ogromne torby w drobne paski zamykane na zamek błyskawiczny
- takie same jakich używali Ukraińcy i Rosjanie przyjeżdżający do Polski
„na handel” w latach dziewięćdziesiątych XX w. Pilot przestrzega nas,
żeby się trzymać grupy i nie zgubić się w tym tłumie. Po prześwietleniu
podręcznych bagaży wychodzimy na peron. Jeszcze serdeczne pożegnanie z
panią Li, która nas oprowadzała po Pekinie przez 3 dni i zajmujemy
miejsca w pociągu.
Nasza grupa jedzie w wagonie sypialnym z
miękkimi siedzeniami. Koleje chińskie mają wagony z twardymi siedzeniami,
wagony z miękkimi siedzeniami, wagony z miejscami do leżenia z miękkimi
i twardymi siedzeniami oraz wagony sypialne. Wagon w którym jedziemy
jest obszerny i schludny. W przedziale są 4 miejsca do spania, telewizor,
klimatyzacja, którą na szczęście można regulować lub całkiem wyłączyć.
Można także włączyć lub wyłączyć radio, z którego dobiega tradycyjna
chińska muzyka (wpada w ucho i uspokaja). Taki sam standard wagonów i
przedziałów będzie podczas naszych następnych podróży koleją. Naszymi
współtowarzyszami są Ala i Tadeusz, będący mniej więcej naszymi
rówieśnikami, oboje wielcy miłośnicy fotografii. Oni będą naszymi
współtowarzyszami podczas przejazdu pociągiem z Xi’an do Nankinu i z
Szanghaju do Pekinu. W wagonie oprócz naszej grupy widzimy młodych
Chińczyków, niektórzy z nich pracują na laptopach, co wskazuje, że są
ludźmi dość zamożnymi. Pociąg już ruszył i powoli opuszczamy Pekin
rzęsiście oświetlony różnokolorowymi światłami, naprawdę jest na co
popatrzeć. Tymczasem już pora spać.
Tekst: Stefan Solanin
Foto: Dorota i Stefan Solanin
C.d.n. (w następnym odcinku Xi’an i armia terakotowa)