Tanzania należy do tak zwanych subsaharyjskich krajów Afryki, które
posiadają najwyższy procent zainfekowania ludności wirusem HIV. Przy
ogólnej liczbie około 42 milionów przypadków na świecie w Tanzanii jest
ich około 3 milionów. To około 10% społeczeństwa. Wydaje się to liczbą
szokującą, ale w krajach sąsiednich jak Kenia, Zambia, czy nieco dalej
leżących jak Zimbabwe czy Południowa Afryka liczby te są znacznie wyższe.
Należę, zatem do lekarzy, którzy na co dzień stykają się z
tymi chorymi - muszą ich badać, leczyć zachowawczo a niekiedy operować.
AIDS to niekończący się konglomerat medycznych, prawnych i moralnych
kwestii, na które wielokrotnie nie ma jednoznacznej odpowiedzi.
Na przykład problem dawców krwi w naszym szpitalu. Każdy
chory zgłaszający się do planowej operacji jest zobowiązany
przyprowadzić dwóch dawców krwi. Przed pobraniem krwi są oni badani na
obecność wirusa HIV. W przypadku pozytywnego wyniku badający laborant
mówi im, że ich krew jest niedobra do transfuzji, lub że poziom
hemoglobiny jest za niski itp., nie podaje im jednak rezultatu badania
na obecność wirusa HIV.
Wracają oni, zatem do domu nieświadomi i dalej zakażają
swoich seksualnych partnerów, mimo iż służba medyczna wie o ich infekcji
i teoretycznie mogłaby wpłynąć na zmniejszenie ryzyka zakażania dalszych
osób. Wydawałoby się, że nic prostszego, aby temu zapobiec, po prostu
należałoby ich poinformować, najpierw o zamiarze takiego badania a
następnie o jego wyniku. Niestety, efekt takiego postępowania w krótkim
czasie zrujnowałby nasz bank krwi. Po prostu nie było by dawców i
zginęliby chorzy wymagający pilnej transfuzji. Takich dylematów jest
mnóstwo.
Czy boję się zakażenia? Trudno powiedzieć, że odczuwam strach.
W przypadkach podejrzanych o tą infekcję lub z potwierdzonym wynikiem
staram się zachować ostrożność. Operuję zawsze w okularach a w takiej
sytuacji zakładam podwójne rękawiczki, niekiedy nawet specjalne,
sięgające do łokci. Należy to jednak do rzadkości, zwykle operuję
używając tylko jednej pary.
Poza nielicznymi wyjątkami nie wykonujemy rutynowego badania
na HIV przed operacją. Tak jak każdemu chirurgowi tak i mnie zdarza się
od czasu do czasu skaleczyć w palec podczas operacji. Wówczas zlecam
natychmiast badanie chorego i z pewnym niepokojem oczekuję rezultatu.
Zwykle jest on negatywny. Dwa razy jednak w mojej karierze zawodowej
zdarzyło sie, że chory, którego operowałem i podczas operacji
skaleczyłem się miał pozytywny wynik badania. Czy był to dla mnie szok?
Raczej nie, na taką ewentualność trzeba być psychicznie przygotowanym.
Po za tym wiedza medyczna mówi, że tego typu zakażenia zwane w języku
medycznym jatrogennymi należą do rzadkości i nie przekraczają 1%.
Kolejne badania w trzy i sześć miesięcy po zdarzeniu uwolniły mnie od
niepokoju.
Ryzyko jednak istnieje. Szczególnie niebezpieczne są operacje
kostne gdzie łatwo skaleczyć się o ostry fragment złamanej kości, drut
lub gwóźdź służący do zespolenia. Do najbardziej spektakularnych należy
przypadek Dr. Lucille Teasdale. Jako młody kanadyjski chirurg poślubiła
ona włoskiego lekarza i oboje rozpoczęli pracę w misyjnym szpitalu w
Ugandzie. Podczas jednej z operacji masywnie skaleczyła rękę i uległa
zakażeniu HIV. Po kilku latach zmarła. Jej postać stała się bardzo
sławna we Włoszech, jak opowiedział mi mój znajomy włoski ortopeda
Andrea Covolato, który przed laty poznał ją osobiście. Jej barwne życie
stało się kanwą do interesującego filmu Dr. Lucille Teasdale Story.
W odróżnieniu od dużych miast w naszym prowincjonalnym
rejonie wzrost infekcji jest powolny. Do grup o najwyższym ryzyku według
moich obserwacji należą kierowcy samochodów, lokalni biznesmeni, osoby,
które jakiś czas pracowały w stolicy lub innym dużym mieście, strażnicy
i lokatorzy więzień. Jako zasadę przyjąłem, że badam na HIV każdego
chorego z niejasnymi objawami, kiedy nie mogę ustalić diagnozy, mimo iż
chory od dłuższego czasu ma te czy inne dolegliwości.
Bardzo rzadko zdarzają się tu hipochondrycy, pacjenci, u
których choroba tkwi raczej w sferze psychicznej niż cielesnej. Badam
wszystkich z rozległymi zakażeniami skóry i innych tkanek miękkich,
powiększonym grubościennym pęcherzykiem żółciowym, niejasnym zapaleniem
stawów itd. W tej grupie pozytywny wynik przekracza, 50% choć wśród
naszych dawców krwi nie przekracza 4%.
W mojej praktyce pojawia się od czasu do czasu pytanie czy
operować chorego, o którym wiem, że jest zainfekowany wirusem HIV. Nie
ma jednej reguły. Chorego z ciężkim zapaleniem otrzewnej, który do czasu
wystąpienia ostrych objawów czuł się nieźle operuję i olbrzymia
większość z nich przechodzi dobrze operację i okres pooperacyjny.
Chorego, który jest wyniszczony, ma pełne objawy AIDS i istnieją poważne
wątpliwości czy przetrwa operację pozostawiam na leczeniu zachowawczym.
Problem leczenia antywirusowego u nas nie istnieje. Po prostu
nie mamy tych leków. Rząd Tanzanii mimo braku funduszy wykazuje wiele
zainteresowania problemem AIDS i przykładnie współpracuje z szeregiem
zagranicznych organizacji i agencji, które finansują i organizują
Narodowy Program Kontroli HIV/AIDS. Biorą w tym także aktywnie udział
jednostki służby zdrowia kościoła chrześcijańskiego.
W jednym miejscu drogi się rozchodzą. Nasz misyjny szpital
zgodnie z obowiązującą doktryną nie bierze udziału w promowaniu
mechanicznych środków kontroli urodzin zabezpieczających także przed
zainfekowaniem HIV.
Na temat tej tragicznej i nadal tajemniczej epidemii można
pisać niemal bez końca. Mnie jednak zmusza do umiaru ograniczona
wytrzymałość moich czytelników. Przyjechałem do Afryki po raz pierwszy w
1981 roku, kiedy pojawiło się pierwsze doniesienie o AIDS. Pamiętam
moich chorych z tamtego okresu i widzę chorych w Afryce w 2002 roku. Ta
choroba wystartowała z punktu zerowego. Czy jej powstaniu przyczynił się
palec Boży, jako kara za grzech rozwiązłości czy też może palec ludzki,
który grzebał w genach a potem stracił panowanie nad sytuacją?
Tekst i foto: Ryszard Jankiewicz
Przedruk za zgodą autora ze strony internetowej:
www.r_jankiewicz.republika.pl/