Przygoda z Naturą

Edward BochnakEdward Bochnak

    Wychował się w Dębicy (Podkarpackie), gdzie przyrodę miał w zasięgu swoich oczu, czyli tuż za rogatkami miasta. Już od dziecka intrygowały go ptaki. Ich zdyscyplinowane klucze na niebie wyruszajace na zimowiska do ciepłych krajów. Jakże często młody Edward Bochnak marzył, aby i on mógł wyruszyć do tych dalekich nieznanych miejsc. Wtedy nie wiedział, że te jego młodzieńcze marzenia spełnią się tak szybko.

    W technikum kupuje swój pierwszy aparat fotograficzny marki Zenith, i nawiązuje współpracę z klubem ornitologicznym przy Uniwersytecie Jagielońskim w Krakowie. Raz w miesiącu ma obowiązek na wyznaczonym 10-cio km odcinku dokumentowania wszystkich ptaków. Wyniki tych obserwacji zostały wykorzystane w książce-Atlas Ptaków Lęgowych Małopolski. Jako członek klubu jeździł na obserwacje do parków narodowych w Bieszczadach, Tatrach, Gorcach i Sudetach. To wtedy, zakochal się także w górach.

    W 1991 roku zmieszkał na stałe w USA. Marzenia podróżnicze na małą skalę mógł wówczas realizować jako przewodnik po szlakach w NJ I NY.

    Jego podróżniczy bakcyl został dostrzeżony przez Andrzeja Piętowskiego, uczestnika wyprawy, która w 1981 roku odkryła i przepłynęła najgłębszy kanion na świecie na rzece Rio Colca w Peru. W czerwcu 1998 roku na jego zaproszenie, brał udział w wyprawie, której celem było znalezienie nieudokumentowanych wówczas źródeł największej na świecie rzeki-Amazonki.

    Do strumienia Carhuacanta, położonego w górach Nevado Mismi (5100 m npm), gdzie bierze początek słynna Amazonka dociera wraz z Andrzejem na górskich rowerach. Końcowy odcinek pokonali na piechotę ciągnąc rowery za sobą. Powrot inną trasą rozpoczeli o 4 pm. Za późno, bo zmrok w tropiku zapada bardzo szybko tak jak szybko spada w górach temperatura (wtedy do -10 C). O mało nie przypłacili tego powrotu życiem. W nocy zabłądzili na bagnach i byli blisko zamarzniecia. Na szczęście odnaleźli ich koledzy.

    Po raz pierwszy styka się z wielkimi górami w 1999 roku, biorąc udział wraz z Mietkiem Kwapichem i Gienkiem Chomczykiem w trudnej wyprawie na najwyższą górę Peru, Huascaran -6768 m npm.

     Przed wejściem na nią, w ramach aklimatyzacji wspięli się na pobliską górę- Pisco-5752 m. Na jej szczycie zaskakuje ich gwałtowne załamanie pogody-gęsty śnieg i mgła ograniczająca widoczność do zera. Zejście w dół jest bardzo ryszykowne. W wykopanych jamach przeczekują do rana.

    W następnym roku, Andrzej Piętowski zaprasza go do kolejnej wyprawy sponsorowanej przez National Geographic i Smitsonian Institute w Washingtonie. Mają za zadanie dokładne udokumentowanie źródeł Amazonki i pięciu innych rzek, w tym Maranon.

    Była to dla niego bardzo ciekawa wyprawa, podczas której wspiął się z kamerą na lodowce Cordillera Huayhuash, przemierzał konno pampę oraz sfilmował obchodzone przez Indian Callawayas unikalny obrzęd kultury inkaskiej-Święto Wody.

    Fascynacja górami i podróżniczy bakcyl „zaprowadziły” go w 2001 roku do Indii. Tam bierze udział w pierwszej polskiej wyprawie na górę Kamet-7856m, położoną w Himalajach -Garhwalu w Płn. Indiach.

    To jest bardzo trudna technicznie góra do wspinaczki-snuje wspomnienia Edward. Dużo bardzo stromych ścian, niskie temperatury, huraganowe wiatry, podciąganie się na linie zawieszonej nad przepaściami, podnosi znacznie poziom andrealiny, stawiając przed himalaistami olbrzymie wymagania. Przetrzymaliśmy w czasie spinaczki 3 lawiny ale niestety, gwałtowne załamanie pogody, nie pozwoliło nam na jej zdobycie. A byliśmy tak blisko. Zaledwie i aż 200m od szczytu. Mam nadzieję tam jeszcze wrócić i zniweczyć to moje jedyne wysokogórskie niepowodzenie.

    Jeszcze w tym samym roku stęskniony za ciepłem i innym kontynentem, bierze udział w stosunkowo łatwym (nawet dla amatorów) wejściu na legendarną górę Hemigwaya-zwaną dachem Afryki-Kilimanjaro (5896m) w Tanzanii. W drodze na szczyt, w ciągu tygodnia przechodzi przez wszystkie strefy klimatyczne, począwszy od pasa dżungli, poprzez trawiaste wzniesienia, kolejnego pasa usłanego kamieniami na piaszczystym podłożu z karłowatą roślinnością przyrośniętą do szczelin skalnych i lodowca, który wraz ze śniegiem przykrywa jej szczyt.

    Zaproszony w 2003 roku przez jednego ze znakomitych polskich himalaistów, Ryszarda Pawłowskiego, do wzięcia udziału w komercyjnej wyprawie na jedną z najładniejszych gór Himalajów-Ama Dablan (6825m), długo nie mógł uwierzyć, że jego marzenie wspinanie się w Himalajach może się spełnić.

    Spełniło się. Po 4 tygodniach (w tym 8 dni wspinania się w bardzo ekstremalnych warunkach) stanął 4 listopada na szczycie Ama Dablam z polską flagą w rekach. Całą wyprawę dokumentuje, gdyż fotografia jest jego kolejną pasją. Panorama zaśnieżonych, milczących gór o niewybrażalnym pięknie urzeka go bezgranicznie. Podziwia na własne oczy najwyższą górę świata-Mount Everest (8848 m). Był świetnie widoczny, niby tuż na wyciągniecie dłoni, choć dzieliła go od niego odległość 20 km w lini prostej.Widoczność w górach (podczas dobrej pogody) jest wyśmienita bo powietrze jest suche i niezanieczyszczone pyłami cywilizacji. Długo nie mógł nasycić oczu tym naturalnym obrazem niczym żywcem wziętym z odległej bezludnej planety.

    Urlop w 2004 spędza w pontonie na spływie przez Kanion Owayee w Idacho, który swoim pięknem może zachwycić każdego.

    Zaledwie parę miesięcy później (styczeń 2005) w kolejnej wyprawie atakuje z powodzeniem najwyższą górę Ameryki Płd. (w Andach) na terenie Argentyny–Aconcauga (6962m.

    Kolejne marzenie, zdobycia lodowego stożka-Alpamayo (5947m) po stronie Peru, spełnia w 2006 roku.

    Końcowa wspinaczka przez 500-set metrową śnieżno-lodową ścianę o nachyleniu 70-80 stopni, zajęła nam 12 godzin!! To tam odmroziłem palce, mimo potrójnych rekawic, co daje mi się we znaki do dzisiaj podczas niskich temperatur. Na szczęście odbyło się bez amputacji odmrożonych palców. Wspinałem się jak zwykle z aparatem i kamerą, które były cięższe od osobistego sprzętu wspinaczkowego.

    Kiedy staje na szczycie zdobytej góry, nie potrafi się w pełni cieszyć bo ogromne zmęczenie i myśli zaprzątnięte bezpiecznym powrotem nie pozwalają mu na to. Dopiero w zaciszu domowym, kiedy przegląda filmy i zdjęcia z wyprawy, przychodzi moment kiedy dociera do niego myśl, że tam był, pokonując kolejne wyzwanie. Wedy dopiero dociera do niego radość z faktu bycia tam. Na samym wierzchołku.  

Po tej wyprawie postanawia następną wyprawę zorganizować w ciepłym klimacie. W  2007 roku spłynął łodzią, 600 km-rzeką Beni w boliwijskiej dżungli od miejscowosci Rurrenabaque do Riberalty w ciagu 12 dni. Dżungla jak i spotkania z tubylcami, odciętymi kompletnie od świata zrobiło na nim ogromne wrażenie.W przyszłości planuje spłynąć innymi rzekami w Boliwii-Rio Piedra i Rio Madidi. Lecz wcześniej weźmie udział w wyprawie przemierzającej widły rzeki Tuichi-Rio Hondoi eksplorującej teren Serranias chcąc rozwikłać zagadkę Mono Rey (nieznany jeszcze gatunek małpy) i ostatnich wolnych Indian naszej planety-dzikie plemię Toromonas żyjące w amazońskiej dżungli w poblizu granicy peruwiańsko-boliwijskiej.

    Który moment w swoich podróżach uważam za najgroźniejszy? Bez wątpienia powrót po odkryciu źródeł Amazonki, bo każdy nieostrożny krok mógł wtedy zakończyś się utopieniem w bagnie. Ale i też niektóre momenty  wspinania się w górach mogły zakończyć się tragicznie.

    Zafascynowany Naturą, na każdej wyprawie stara się zachować jej piękno na zdjęciach,  filmach i spisanych wrażeniach. Stara się także utrwalić niebezpieczeństwo, przygodę i wyrzeczenia im towarzyszące. Swoje podróże porównuje do odkrywanie nieznanych tajemnic i niecierpliwe wyczekiwanie na kolejne.

    Wielokrotnie w tych wyprawach czuje w sobie ten powszechny ludzki odruch jakim jest strach, który stara się szybko opanować. Świadomie poświęca część swojego bezpieczeństwa w zamian za pociągające go doświadczenia prawdziwej przygody. Wie, że jest to dla niego kompromis, z którym w pełni się zgadza i który dawno zaakceptował w swoim jakże bogatym życiu podróżnika i himalaisty.

    Podróże pozwalają mu odkryć jego osobowość, jego nieznane dotychczas możliwości a także są lekcją  szacunku i pokory wobec towarzyszącej nam przez tysiące lat-mądrości Natury. Zastanawia się czy wielokrotnie warto było kosztem wyrzeczeń i oderwania od rodziny-podróżować. Ale  jedynym sposobem aby to sprawdzić jest kolejna podróż i ponowne przekonanie się, że TAK.

    W 2005 roku, był honorowym gościem VIII Balu Podróżnika. Z wielką przyjemnością słuchało się jego krótkiej prelekcji na temat wspomnień z odbytych i tych zamierzanych (przejście przez prawdziwą pustynię) podróży. W tym skromnym młodym mężczynie, kryje się olbrzymia pasja poznawania nowych miejsc, nowych wyznań, żyłka filmowca i pisarza. To, że Edward Bochnak jest jednym z najwybitniejszych polonijnych himalaistów i nietuzikowych podróżników, to także duża zasługa jego wspaniałej żony Doroty, która z wielką wyrozumiałością i cierpliwością pozwala mu na realizownie pasji oraz marzeń jego życia.

 

Jozef Kołodziej

Wrzesień-2009

 

 MOJE ARTYKUŁY: