Dramatu
Akt Ostatni
Wkroczyli do Cusco - mówił Profesor -
przez bramę Carmenca, w dniu świętego Mateusza, 21 września. Na czele
tragicznego orszaku - krewni Inki. Thopa Amaru szedł ostatni, w
insygniach kró1ewskich, prowadzony na złotym łancuchu przez Martina
Garcia de Loyola; księcia Quispe Titu ciągnięto za owinięty wokół szyi
łańcuch ze srebra.
Z okna najbogatszego pałacu w Cusco przypatrywał się pochodowi
wicekról Francisco de Toledo: oto wreszcie spełniły się jego marzenia -
ma w swoim ręku ostatniego władcę tak bardzo kłopotliwego dla zamorskich
mocodawców królestwa. Wie, że już go z tych rąk nie wypusci.
Na balkonach tłumy ciekawskich - Hiszpanie i Metysi. Na ulicach -
tysiące Indian.
Więzieniem Thopy Amaru stał się pałac Colcampata. Tu, w ciągu
trzech dni nawracano Inkę na wiarę chrzescijańską. Może dlatego dał się
ochrzcić i przybrał imię Pedro, iż stwierdził, że religia obcych jest
mocniejsza, skoro go pokonali, że akt ten uchroni go od śmierci? Trudno
przypuścić, że się nawrócił.
Tymczasem trwał proces, na którym oskarżono go mimo, że właśnie
przyjął nową wiarę - o utwierdzanie wśród Indian pogaństwa. I o
wszystkie
akty
popełnione przeciwko Hiszpanom, dokonane nawet wówczas, zanim objął
władzę. W tym procesie o charakterze wybitnie politycznym wyrok był
znany, zanim osąd się rozpoczął: śmierć przez ścięcie.
Znowu prowadzono Inkę ulicami Cusco, stolicy jego wielkich przodków.
Ręce związane z tyłu, sznurek na szyi. W żałobnych szatach ciągnięto go
na mule, pokrytym czarnym aksamitem. Na głównym placu miasta
przygotowany szafot i kat z plemienia Canari. Tłum Indian na ulicach tak
gęsty, że nie sposób się przedostać. Powspinali się na domy, nawet na
okoliczne wzgórza, skąd było widać plac. Przybyli pożegnać swego władcę.
Kiedy stanął przed szafotem - rozniósł się po mieście wielki lament.
Jedne żródła mówią, że Inka przemówił, inne - że trwał w milczeniu.
Jedno jest pewne - wykonał kabalistyczny, znany swym poddanym gest.
Wszyscy nagle ucichli. Ciało Inki przekazano jego siostrze, Marii Cusi
Huarcay. Głowę - umieszczono na palu. Jednak tylko na dwa dni. Oto
bowiem przychodziły oddać cześć swemu panu tysiące Indian. Pochowano
więc głowę razem z ciałem, prawdopodobnie w kościele Santo Domingo,
wzniesionym na gruzach inkaskiej Swiątyni Słońca, tam gdzie
przechowywano niegdyś mumie wielkich władców imperium.
- A Quispe Titu? Jakie były losy dzieci Inki?
- Nie wiadomo, co się stało ze starszym synem Thopy Amaru; musiał mieć
wówczas ze trzy - cztery lata. Młodszy, ten który urodził się już po
śmierci ojca, został, razem z księciem Quispe Titu, skazany na wygnanie
z Cusco zrazu do Meksyku, zamienione później na zesłanie do Limy;
prawdopodobnie - umarł tam wkrótce. W historii zapisała się jedna z
trzech córek ostatniego Inki - Juana Pillco, która wyszla za mąż za
Felipe Condorcanqui. Jej to praprawnukiem był Jose Gabriel Condorcanqui,
znany jako Tupac Amaru II. To on wzniecił powstanie przeciwko
Hiszpanorn. Zginął - podobnie jak jego przodek - na centralnym placu
Cusco. Z wyroku okupantów - rozszarpany końmi i poćwiartowany.
"Jeszcze
Polska Nie Zginęła"
Yayo wraca sam, z dwoma biało-czerwonymi proporczykami i dużą flagą
peruwianską. Nie zapomniał też o butelce.
- Mariano mówi - zaraz tu będzie z mułami, musiał je trochę załadować.
- Percy? - Gdzieś się zapodział. Z uroczystością trzeba zaczekać na
wszystkich.
- Może tymczasem - proponuję - nadamy oficjalnie nazwę "Polonia" temu,
jak chce Halik, Pałacowi Dziewic? Zwłaszcza że dzisiaj polskie święto
narodowe...
Drogę już znamy. Już zresztą wszyscy, nawet Flavio i tragarze,
nazywają te ruiny imieniem nieznanego im kraju, o którym nie wiedzą
zapewnie nic, nawet w jakiej części świata leży. Nie dalej jak
dzisiejszego ranka słyszałam, jak Mariano umawiał się z Brauliem, że
spotkają się przy "Polonii.
- Pościnaj to zielsko, Flavio - prosi Halik – bo w takie swięto dom musi
być czysty.
Decydujemy, jakie trzeba będzie zrąbać drzewa, aby światło
padało na ten fragment
muru, przy którym odbędzie się uroczystość.
- Kto zatknie proporczyk?
- Elżbieta. - upiera się Guillen.
- Może to zrobić tylko szef wyprawy i odkrywca - przebijam - poza tym
właśnie Peruwiańczyk, bo to jak gdyby forma daru!
Przytwierdzamy proporzec do skromnego drzewca z cedrowej gałązki i
ustawiamy się przy najmniej zniszczonej części pałacu - obok framugi
jednego z odrzwi. Edmundo wygłasza przemówienie:
- W hołdzie dla Polski, która jest krajem przyjaznym nam i bratnim i
która, podobnie jak Peru pod władzą Hiszpanów, znajdowała się przez sto
pięćdziesiąt lat pod władaniem obcym, a także, aby uczcić wkład Polaków
do wyprawy, która odkryła ostatnią stolicę Inków, Vilcabambę, w dniu 22
lipca, kiedy Polska ma swoje święto narodowe, nadaję oto tej wspaniałej
ongiś budowli imię "Polonia".
I Guillen zatknął biało-czerwony symbol naszego kraju na murze
domniemanego Pałacu Dziewic.
- "Jeszcze Polska nie zginęła..." -zaintonowaliśmy z Halikiem. Wszyscy
stali prosto, patrząc w sztandar.
Jorge salutowal przy daszku policyjnej czapki. Zauważyłam, że
Guillen też nuci "Mazurka Dąbrowskiego". Nauczyła go, zwierzył mi się,
pewna polska dziewczyna, której imieniem - Joasia- nazwie jedną z
rzeczek Vilcabamby.
Powtarzamy jeszcze raz całą uroczystość. Trzeba ją sfilmować
10 Lipiec, 1976
Tekst i Foto: Elzbieta Dzikowska
Przedruk za zgodą
autorki