Tropem Historii
Inkowie – nie Indianie
Bierzemy udział w wyprawie peruwianskiej i postanawiamy patrzeć na
historię tego kraju oczyma współczesnej peruwianskiej nauki, oczyma
Edmundo Guillena. Ustalamy, już w samolocie
miejscowych linii Aero-Peru, którym lecimy do Cusco, że imiona własne
władców inkaskich będziemy pisać w języku kiczua, a więc w tym, którym
posługiwali się Inkowie, nie zaś w ich wersji hiszpanskiej. - Może
jednak - proponuję - pozostać przy tradycyjnych określeniach "Inka", "państwo
Inkow", "Inkowie?
I drugie ustalenie: właśnie Inkami, nie zaś Indianami będziemy
nazywać dawnych mieszkańców tego kraju, chociaż to uproszczenie, bo
Państwo Czterech Stron nie było przecież jednolite etnicznie. lndianie -
to nazwa nadana przez Hiszpanów, którzy myśleli zrazu, że dojechali
okrężną drogą do Indii, nie zaś że odkryli nowy, nieznany świat. O ile
po konkwiście może być ta nazwa uzasadniona tradycją (choć dla tubylców
wciąż brzmi pogardliwie), nie ma żadnych racji, by używać jej w stosunku
do czasow przedkolumbijskich.
Tych zaś Inków - dodaje Profesor - którzy brali udział w rekonkwiście -
możemy nazywać patriotami.
Rekonkwista - termin wprowadzony do historii Peru przez profesora
Guillena. Po raz pierwszy użył go na kongresie amerykanistycznym w
Buenos Aires (1965), wkrótce przejęli go inni uczeni. Rekonkwista -
twierdzi Edmundo Guillen - rozpoczęła się już wówczas, gdy niecałe
jeszcze Peru zostało podbite przez Hiszpanow; już bowiem w roku 1536,
wraz z oblężeniem Cusco przez siły Mango Inga Yupangui.
* Konkwista zaś położy kres imperium dopiero po zajęciu Vilcabamby w roku
1572.
Chasquis
Pod nami góry; kolorowe, szczyt w szczyt więcej niż dwa razy wyższy
aniżeli Giewont. Ciemne oka jeziorek mrugają odbijającymi się w nich
obłokami. Tę samą trasę co my teraz tylko że pod, nie zaś nad chmurami,
pokonywali niegdyś inkascy gońcy, chasquis. Choć znad Pacyfiku do Cusco
w prostej linii nieomal tysiąc kilometrów - biegali ponoć tak szybko, że
ryba złowiona w oceanie trafiała świeża na stół władcy w Cusco. Biegali
też chasquis na północ i na południe, drogą nadmorską i andyjskim
traktem stanowiącymi jedno z największych osiągnięć Inków. Przenosili
nie tylko produkty, przede wszystkim - wieści z odległych krańców
imperium, które sięgało na północy dzisiejszych obszarów Ekwadoru i
Kolumbii, na południu - Chile i Argentyny, na wschodzie zaś gubiło się
być może gdzieś w należącej dzisiaj do Brazylii dżungli. Wieści musiały
iść szybko, mogły decydować o losie panstwa, drogi więc trzeba było
budować najkrótsze, najprostsze. Nad przepaściami przerzucano mosty
wiszące, kuto stopnie w skałach. Gońcy zmieniali się często: na nizinach
biegli jeden kilometr, w górach - o połowę krócej odpoczywając w
specjalnych zajazdach, zwanych tambo. Wymagano od nich szczególnych
warunków - musieli być silni, zdrowi, zachowywać specjalną dietę. Nie
wolno im było jeść ostrej papryki chile, winni zachowywać
wstrzemięźliwość seksualną. Żeby wieść z Quito dotarła do oddalonego o
dwa i pół tysiąca kilometrów Cusco - trzeba było nie więcej niż osiem
dni! Trasę Quito - Cusco chasquis pokonywali wtedy dopiero, gdy
regionalne państwo Inków przemieniło się w imperium, podbijając coraz to
bardziej odległe obszary; na północy otrzymały one nazwę Chinchasuyu, na
południu - Collasuyu, na wschodzie – Antisuyu i na zachodzie - Contisuyu,
tworząc wspólne państwo Czterech Stron – Tawantinsuyu.
Od księstwa do imperium
Nasza ekspedycja ma pójść tropem krwi i zdrady, bohaterskich walk i
tchórzliwego oportunizmu, często cofając sie w czasie o przeszlo cztery
stulecia, aby w zagmatwanym przez hiszpańskich kronikarzy
suple wydarzeń odnaleźć nitki, które mają nam ukazać peruwianski obraz
agonii Tawantinsuyu. Czy jednak – zastanawiam się - naprawdę jesteśmy
ekspedycją? Poważna wyprawa - powiedzą przecie - składa się dzisiaj z
przedstawicieli różnych gałęzi nauki, którzy mogą od razu przeprowadzić
różne badania, ma odpowiedni budżet i poparcie ważnych instytucji,
najlepiej międzynarodowych. Zaczynając od końca: nasi, protektorzy,
zarówno naukowi, jak i finansowi, choć nie brak im autorytetu (jak np.
Uniwersytet San Marcos w Limie) istnieją głównie na papierze, a cała
wyprawa to jeden uczony i troje amatorów, przy czym Yayo bierze w niej
udział tylko dlatego, że chce zostać zięciem uczonego! Wyobrażam sobie
wątpliwości, komentarze, pretensje... Oby tylko było o co się spierać,
najpierw trzeba Vilcabambę odnaleźć. Na razie - dopiero rozpoczynamy
wyprawę. Także w przenośni, bo w samolocie wędrujemy z Profesorem do
początków państwa Inków. Edmundo jest ostrożny w datowaniu, operuje już
nawet nie dziesiątkami lat, a okresami półwieczy. Kto wie zresztą - mówi
- czy cała dotychczasowa chronologia nie ulegnie zmianie w związku z
koncepcją, iż jednocześnie rządziło państwem dwóch władców..,? Na razie
to tylko hipoteza, nie pozbawiona jednak punktów zaczepienia.
Tradycyjnie - jeśli nie brać pod uwagę legend - uważa się że Inkowie
osiedlili się w Dolinie Cusco dopiero na początku XIII wieku, tworząc
jedno z licznych w tym regionie państewek. Przez dwa pierwsze stulecia
ich władza nie sięgała dalej niz 3 legua, a więc w promieniu ponad 16
km (1 legua = 5,57 km) od stolicy. Podbój Doliny, zamieszkanej i przez
inne plemiona, trwał dość długo. Zresztą wojny polegały w owym czasie
głównie na rabowaniu zbiorów, nie zaś ziemi. Ale w połowie XIV wieku
wojownicze plemię Chanca decyduje się podbić Dolinę. Niespodziewają się
oporu ze strony Inków; byli oni głównie rolnikami, nie zaś żołnierzami i
z męstwa nie słynęli. I tym razem, kiedy Chancasi stawiają ultimatum
ówczesnemu władcy Cusco Wiracocha, stary już wówczas król opuszcza
miasto, by oddać je bez oporu. Zabiera ze sobą następcę tronu, ale w
Cusco zostaje inny syn: przyjmuje on później imię Pachacuti Inga
Yupangui. Postanowił on bronić miasta, wiecej - zorganizował w ligę inne
księstwa Doliny, aby wspólnie stawić opór Chancasom. Zaskoczeni
najeźdźcy zostali odparci, a gdy wrócili za miesiąc - zadano im cios
ostateczny. Pachacuti zbuntował się przeciwko ojcu i nie oddał władzy
bratu; był to pierwszy znany, w Ameryce łacińskiej zamach stanu.
Został przywódcą wojskowym i politycznym. Już nie wystarczała mu władza
w Dolinie. Zorganizował armię i rozpoczął podboje. Uważa się, że o ile
Mango Qhapaq założył regionalne księstwo Inków, to Pachacuti - stworzyt
imperium. Metoda podbojów - mówi Profesor - nie była krwawa. Teraz
ultimatum stawiał Pachacuti. Wy nie możecie mnie zwycieżyć, a ja nie
chcę was zniszczyć. Lepiej dobrowolnie zgódźcie się na płacenie daniny.
Wasi władcy ożenią się z księżniczkami inkaskimi, zacieśniając więzi z
domem panującym w Cusco, a nasz Bóg-Słońce będzie tutaj czczony oprócz
waszych bogow. I będziecie żyli jak dawniej. Ale pamiętajcie: żadnych
buntów - nie będziemy skąpić siły ni represji.
W ten to może sposób Pachacuti Inga Yupangui podbił państwa Chancas i
Collas, a gdy starali się odzyskać niezależność- przesiedlał jednych na
ziemie drugich.
Przygotowywał też swego następcę. Jeszcze za jego życia Thopa Inga
Yupangui w błyskawicznej wojnie podbił państwo Wancas, potem inne ludy
na północy, aż do dzisiejszego Ekwadoru. Pachacuti rozumie: trzeba dbać
o jedność imperium i by zapobiec waśniom, każe zabić dwóch innych synów,
którzy robią oszczercze donosy na Thopa Inga Yupangui. Zmarł Pachacuti
około 1450 roku, po mniej więcej półwiecznych rządach. Po jego śmierci
Thopa Inga Yupangui rozpoczął podbój południa (włączając do imperium
tereny dzisiejszej Boliwii, Chile i Argentyny), wschodu (gdzie trzeba
było zapewnić sobie ziemie do uprawy) i zachodu (gdzie podbił potężne
państwo Chimu).
W przedzień konkwisty
W końcu XV stulecia umiera Thopa Inga Yupangui; władzę przejmuje Wayna
Qhapaq. On nie zasłynął podbojami, nazywa się go wielkim reformatorem.
Wayna Qhapaq - opowiada Edmundo - utrwalał imperium, umacniał jego
jedność polityczną, religijną i językową. Jego legalnym następcą (umarł
około 1524) został Waskar Inga. Już w końcu 1532 roku brat Atao Wallpa
wzniecił przeciwko niemu bunt. Do niedawna - mówi Guillem - otaczała
Waskara "czarna legenda"; postanowił zbadać jej zródła. I okazało się,
jak opisuje to w książce "Huascar – Inka tragiczny", że wojna pomiędzy
dwoma synami Wayna Qhapaqa była nie tylko walką o władzę pomiędzy
spadkobiercą legalnym i zamachowcem; było to również starcie się dwóch
nurtów: postępowego, liberalnego, który reprezentował Waskar oraz nurtu
konserwatywnego Atao Wallpy. Była to poza tym wojna religijna pomiędzy
zwolennikami Boga Słońca i Boga Wirakoczy. Zwyciężył Atao Wallpa. Ale
imperium wyszło z wojny mocno osłabione i wciąż jeszcze podzielone na
obozy. W tym samym czasie zbuntowały się podbite plemiona, powiększając
zamęt w kraju. W tej to sytuacji - w kwietniu 1532 roku - ląduje w
okolicy rzeki San Juan na terenie dzisiejszego Ekwadoru Francisco
Pizarro. To jego trzecia wyprawa do Peru, prywatne przedsięwzięcie,
realizacja zawartego w Panamie przed sześciu laty kontraktu pomiędzy nim,
Diego de Almagro i księdzem Luque. Pizarro wie, że w kraju Inków jest
wojna. Wolno, lądem, podąża do doliny Piura i tam czeka na rezultaty
bratobójczych zmagań.
Najemnicy stają się groźni
Atao Wallpa wie o przybyciu Hiszpanów. Nie przywiązuje jednak wagi do
ich obecności: cóż może znaczyć stu kilkudziesięciu ludzi wobec wielkiej,
zwycięskiej armii. Szpiedzy mowią zresztą. że można ich się pozbyć w
każdej chwili, są słabi, na wybrzeżu się pocą, w górach - źle znoszą
wysokość. Wszystkiego się boją: kiedy Inkowie śpiewają, myślą, że to na
ich śmierć. Aż dostają zmarszczek z tego strachu i nie mogą spać - przez
co są jeszcze mniej odporni. Warto tylko zostawić - sugerują wywiadowcy
- trzech: tego co starych czyni młodymi, a więc balwierza, tego co
wyrabia
szpady, i kowala, który podkuwa konie.
- Nie było nikogo, kto by zrozumiał niebezpieczenstwo? - pytam Edmunda.
- Przecież według Inków - wyjaśnia - Hiszpanie nie stanowili zagrożenia.
Ale jeden z curacas, czyli szefów rodzin, zdał sobie sprawę z siły
rażenia hiszpańskiej broni i chciał donieść o tym Atao Wallpie. Władca
pościł właśnie, nie mogł z nikim rozmawiać; przyjął go generał. "Czy
wiecie - zapytał curaca – że broń palna obcych może zabijać z daleka?" "Wiemy
- odparł generał - ale można z niej wystrzelić jedynie trzy razy,
albowiem się grzeje."
"Wiecie - mówił dalej curaca - że przybysze mają
szpady, którymi można przeciąć człowieka na połowy?" "Wiemy, ale można
im je zabrać".
"A konie? - gorączkował się curaca. - konie są silne i
szybkie, bardzo niebezpieczne". "Zabijemy je lancami" - powiedział
generał.
Konie intrygują Inków najbardziej, później będą się ich bać więcej niż
żołnierzy. Konie - i broń. Warto by zabrać tą broń Hiszpanom – myśli
Atao Wallpa - może się przydać w walce przeciwko wciąż silnym
zwolennikom Waskara. Niech przyjdą więc Hiszpanie do Cajamarca, gdzie
Atao Wallpa bawi u wód, nie należy ich powstrzymywać; tutaj też przykaże
się im, by zwrócili wszystkie zagrabione łupy, zabierze broń i konie. I
tak też się dzieje. Wielki, pewny siebie pan, Atao Wallpa, przyjmuje
zaproszenie Francisca Pizarra. Niosą go we wspaniałej, złotej lektyce,
świta jego wielotysięczna, ale bez broni.
Jest południe 16 listopada 1532 roku. Hiszpanie, przestraszeni,
stawiają wszystko na jedną kartę: uda się im zasadzka - albo zginą.
* Aby ułatwić Czytelnikom szukanie dodatkowych informacji o najczęściej
występujących w tej książce władcach Inków, podaję tradycyjną pisownię
ich imion, pod którymi figurują w wydawnictwach encyklopedycznych i
literaturze przedmiotu.
Tak wiec:
Mango Inga Yupangui -to Manco Inca Yupanqui (w wersji hiszp.);
Atao Wallpa-Atahualpa; Waskar- Huascar
Wayna Qhapac- Huayna Capac
Titu Cusi Yupangui - Titu Cusi Yupanqui
Thopa Amaru Inga – TupacAmaru lnca
Chciałabym też dodać, że pisownia w języku kiczua ma kilka wersji i jest
bardzo zagmatwana - uprzedzając zarzut niektórych, być może, Czytelników,
iż w innych publikacjach spotkali się z odmienną.
10 Lipiec, 1976
Tekst i Foto: Elzbieta Dzikowska
Przedruk za zgoda
autorki