Przygoda z Naturą

(13) WILCABAMBA...
Ostatnia Stolica Inków

  Most
   Spotkamy tych magazynów więcej - nie tylko na planie koła, także prostokąta. Ale nie one zadecydują, że ruiny w Espiritu Pampa można będzie określić w najbliższej, mamy nadzieję, przyszłości jako to, co zostało z ostatniej stolicy Inków. Kronikarze wyprawy, także Martin de Murua, podali wiele bardziej charakterystycznych szczegołów. Pisali, że Vilcabamba przypomina planem Cusco - podobnie jak pierwsza stolica Inków podzielona na górne miasto - hanan i dolne - hurin.
    Określono też w przybliżeniu rozległość Vilcabambyę podając, iż jej długość miała wynosić ponad 5 kilometrów, jedną legua, podczas gdy szerokość była o połowę krótsza. W mieście - stwierdzają dokumenty - było około czterystu rezydencji, liczne świątynie, ujęcia wody, kanały. Największą uwagę Hiszpanów zwrócił na siebie pałac władcy. Zbudowany na różnych poziomach, miał dach pokryty dachówkami, a jego ściany zdobiły malowidła. Dziedziniec pałacu był tak duży, że nie tylko mogła się na nim zgromadzić spora liczba ludności, ale nawet dałoby się tu urządzać wyścigi konne.
   Chociaż wiele więcej danych o siedzibie Inków nie przekazano prawdopodobnie dlatego, że Hiszpanie zastali pałac spalony, ale i te szczegóły - twierdzi Edmundo - wystarczą do identyfikacji. Pozostaje tylko bagatelka: ten pałac odnaleźć.
 Wracamy na scieżkę. Wkrótce okazuje się, że opuściliśmy ją wczoraj kilkadziesiąt ledwie metrów przed nowym, ważnym tropem. Oto szum wody wskazuje, iż niedaleko przepływa rzeczka. Za chwilę wyłania się jej kręte, wąskie koryto porośnięte bujnymi zaroślami wodnymi. I niespodzianka: brzegi łączy prawdziwy most. Opuszczamy się do płytkiego wąwozu, w którym jest koryto. Mamy sporo światła - most tworzy jak gdyby polankę, nic na nim nie wyrosło: jest z kamienia. Kiedy Flavio i Percy oczyszczą maczetami brzegi rzeczki – okaże się, że są ujęte w kamienne omurowanie.
 - To jest prawdopodobnie most, który oddzielał dolne miasto od górnego - mówi Edmundo. Widać, że jest wzruszony.

   Wodociągi
   Posuwamy sie teraz wciąż głównym traktem, za jaki uznaliśmy wczoraj wyznaczoną murem aleję. To chyba Percy pierwszy zauważył, że w pewnym miejscu kamienna ściana posiada jak gdyby wnękę i pościnał w niej krzaki. Za chwilę Braulio dostrzegł drugą niszę, cofniętą nieco głębiej i zawołał Flavia, aby ją oczyścił. Były to takie same, zwyczajne, kamienne ściany. Z każdej z nich wystawało po kilka umieszczonych na tym samym poziomie kamiennych ujęc. Tak samo zakończony był "prysznic" na podwórzu Flavia.
  - Edmundo! Edmundo!  
  Guillen stał się nagle odkrywcą niecierpliwym. Korzystając z rzadszych nKurek wodociaguieco zarośli i suchszego terenu, bo byliśmy nieco wyżej, wysforował się do przodu. Nie znajdował się jednak dalej niż na odległość głosu, bo za chwilę dostrzegliśmy powiększającą się plamę jego czerwonej koszuli. Przykazał mu ją nosić Halik. Tłumaczył, że wychodzi najlepiej na kolorowym filmie.  
 - Edmundo, odkryliśmy wodociągi... 
   Były to, zdaniem Guillena, zapewne wodociągi miejskie, publiczne. Wspominali o nich świadkowie podboju. A więc - znowu kolejny element świadczący, że być może jesteśmy w Vilcabambie.
  Halikowi nie wystarczają suche fakty, które emocjonują Profesora, on robi film. Kto uwierzy, że tędy spływała woda, jeżeli jej sam w telewizji nie zobaczy...? Mamy kije, które wczoraj wystrugał Flavio. Dalej, niech Jorge i Percy starają się przepchać kamienne rury korytka. On musi mieć wodę! Policjantów zmienili Braulio i Flavio, potem dłubali w ścianie Yayo i Paulino.
   Wydawało się, że nic jednak nie wyjdzie z filmowych efektów, które by się tak przydały. Nie wiem, co pomogło bardziej: Halikowe szczęście czy zbliżająca się pora deszczowa, która dała znać o sobie kałużami na drodze. Po dwóch chyba godzinach "przepychanki" ukazała się najpierw żółta, gęsta maź, która po następnym kwadransie pracy, zamieniła się w prawdziwą wodę. Nikt z nas, nawet miejscowy Flaivo, nie miał odwagi ocenić jej smaku, dokonaliśmy jednak symbolicznego z niej użytku, myjąc ręce. Dobrze, że decyzja została szybko podjęta, bo wkrótce woda znów przestała wypływać.

   Świątynia Słońca?
 Koniec eksploracji drugiego dnia: mimo wycinania drzew - słońce nie chciało już rzucać promieni pod żadnym kątem. Ale i tak - jak oceniamy wieczorem - plon wyprawy niemały. Tylko Tony wciąż niezadowolony: nikt mu nigdy nie pozował tak opornie, jak ta Vilcabamba.
 - Na razie - Espiritu Pampa ...  pomrukuje Yayo
 - Vilcabamba - autorytatywnie stwierdza Tony.
 - Inaczej nie mam filmu.               
- Jutro znów dzień, zobaczymy - interweniuje Edmundo, który w miarę jak jego hipoteza zaczyna się potwierdzać, staje się jak gdyby coraz bardziej ostrożny.
  "Chyba", "może", "zobaczymy" - dawniej nie używał tak często podobnych słów: musi być bardzo napięty, zdenerwowany.
   Następnego dnia wychodzi z Flaviem wcześniej, kiedy tylko niebo zaczęło szarzeć.
 - O dziesiątej - zostawia wieść przez Yolandę - spotkamy się przy wdociągach.
    Znow kawa i unkucze, marsz przez błotniste partie dżungli, most, główna ulica. Wodociągi. Z daleka widać czerwoną koszulę.
 -Chodźmy.
   Teraz Edmundo maszeruje na przedzie wymaczetowanym już przez Flavia szlakiem; poszerzają go tym razem Mariano i Pauli­. Abyśmy mieli światło do filmowania przejścia - Flavio ścina drzewa. Twarde cedry poddają się niechętnie, najłatwiej ulegają siekierze smukłe pnie paproci, których korony przypominają rozpięte parasole. Dużo dokuczliwych, splątanych lian. Kwiaty spotykamy rzadko - niebieszczeją gdzieniegdzie między kamieniami, drobniutkie jak przylaszczki; albo też zwisają z drzew niczym monstrualne kiście akacji o barwie dojrzałej pomarańczy. Mur. I wyraźnie - brama. Edmundo mówi, że bram, a raczej odrzwi jest tu aż czternaście. Odnalazł te ruiny dzisiejszego ranka. Była to niegdyś rozległa  budowla na planie bardzo wydłużonego prostostokąta, ktorego dłuższy bok miał aż 60 metrów! W środku ­ duży kamień, zwarta bryła granitu, którą zaczynają już rozsadzać pracowite mchy.   
 - Przypomina ludzką czaszkę - stwierdza Tony i filmuje ze strony, z której paralele najbardziej są uchwytne. Guillen mówi, że jest to kamień wotywny. Inkowie czcili kamienie,­ były symbolami wieczności, a więc i początku wszechrzeczy. Na pewno ten głaz nie znalazł się tu przypadkowo. Może myśli głośno - odnaleźliśmy mury dawnej Świątyni Słońca? Jeśli tak - to założyli tu swój posterunek Hiszpanie po zajęciu Vilcabamby; utrzymywali go przez jakiś czas, zanim zupełnie nie oddali miasta dżungli.
 - Żeby tak znaleźć starą, hiszpańską podkowę, albo fragment broni... – marzę. Ale Edmundo kopać nie pozwala. Mówi, że to sprawa archeologów. Jeśli natomiast ja i Tony wyrazimy zgodę, to proponuje nadać temu znacznej rangi zabytkowi nazwę "Polonia". Dla uczczenia udziału Polaków w ekspedycji. Naradzamy się z Halikiem po polsku, choć to nie wypada.  
 - Trzeba podziękować Edmundowi  proponuję. Ale Tony jest innego zdania:
 - To dopiero początek eksploracji -  mowi.
 - Co prawda - czternaście bram i ten wieczny kamień...   
 - Ale
jeśli znajdziemy coś lepszego? Na świątynię możemy się i później zdecydować.
  Staje więc na tym, że podziękujemy Edmundowi, prosząc jednocześnie o odłożenie nominacji.
 - Trzeba by - tłumaczymy ­ zorganizować specjalną uroczystość, zawiesić proporczyk, od­śpiewać hymn. A dzisiaj - nie ma na to czasu. Zresztą propor­czyk został, w plecaku. Nadto, należy się najpierw przekonać, czy naprawdę jesteśmy w Vilcabambie...?

  Polonia
 A jednak – podejmiemy decyzję tego jeszcze dnia. Trudno mierzyć odległość w dżungli (staram się robić to kroka­mi, ale zapominam co chwila liczyć). Lecz nie więcej chyba niż czterysta metrów od Świątyni Słońca spotykamy następne ruiny. Takiego muru jeszcze nie widzieliśmy w tym mieście: po raz pierwszy spotykamy fragmenty ścian najwyraźniej zbudowanych z kamieni obrobionyeh, wygładzonych i elegancko do siebie dopasowanych. Jak w Cusco, Ollantaytambo, albo Machu Piechu. Budowla, zapewne dzięki sławnej ze swej solidności murarce bez zaprawy, stosowanej przez Inków, przetrwała w stosunkowo niezłym stanie.
  Mury są często wysokości człowieka, odkrywamy w nich dwoje dobrze zachowanych, charakterystycznych dla architektury Inków, odrzwi w kształcie trapezu, już bez wieńczącego gzymsu. Szkopuł, że ruiny są wyjątkowo zarośnięte i ledwie jeden fragment udaje się nam oświetlić, wycinając drzewa. Obchodzimy z Tonym dookoła nowo odkryty zabytek. W porównaniu ze Świątnią Słońca - znacznie mniejszy, lecz o wiele bardziej okazały.
 - Może...?           
 - Edmundo, co tu się mogło znajdować? Guillen wyraźnie się waha.
 - Nie był to pałac, bo za mały, ani zwykła rezydencja - skoro tak wyjątkowo solidnie zbudowana.
 - Może - inna świątynia ?
 Ale Halikowi najwyrazniej ta koncepeja nie trafia do przekonania. Świątynię  już mamy.
 - Edmundo a czy to mało prawdopodobne, aby mogła się tu znajdować siedziba aellas, czyli Pałac Dziewic?
 - Teoretycznie to możliwe. Zwłaszcza, że usytuowanuy jest blisko Świątyni słońca, jeżeli była nią istotnie budowla o czternastu odrzwiach. Bez wątpienia w Vilcabambie musiał być dom dziewic, wymagała tego nie tylko tradycja, ale także potrzeby związane zarówno z kultem jak i ze świeckimi nawykami władcy.  
  Halik raz jeszcze, teraz przez wizjer kamery, przygląda się gładkiej powierzchni ściany, która wygląda jak kamienna mozaika ułożona z elementów różnej wielkości, zawsze jednak regularnych kształtów: obserwuje obramowanie odrzwi z dużych, starannie wypolerowanych głazów, dostosowanych pracowicie przez całe może miesiące do zamierzonej przez architekta formy wejscia. I decyduje się, patrząc na moją niezbyt śmiałą minę:
 - Hej, Profesorze, a może ten to obiekt nazwiemy kiedyś "Polonia"? Dokonajmy wymiany... Świątynia Słońca - to zbyt oficjalny zabytek, aby nosił obcą nazwę... 
  Edmundo się dziwi, ale - jeśli wolimy... Skoro tylko uda się stwierdzić, że ta dżungla kryje Vilcabambę - dokonamy uroczystej inauguracji nazwy.
 - Zaklepane - śmieje się do mnie Halik. Nikt polskiego nie rozumie.

  10 Lipiec, 1976 
 Tekst i Foto: Elzbieta Dzikowska
   Przedruk za zgodą autorki
 

 
OSTATNIE ARTYKUŁY:
01 - Vicabamba - Ostatnia....
02 - Vilcabamba - Ostatnia...
03 - Vilcabamba - Ostatnia...
04 - Vilcabamba - Ostatnia...
05 - Vilcabamba - Ostatnia....
06 - Vilcabamba - Ostatnia...
07 - Vilcabamba - Ostatnia...
08 - Vicabamba - Ostatnia....
09 - Vilcabamba - Ostatnia...
10 - Vilcabamba - Ostatnia...
11 - Vilcabamba - Ostatnia....
12 - Vicabamba - Ostatnia...
13 - Vicabamba - Ostatnia....
14 - Vilcabamba - Ostatnia...
15 - Vilcabamba - Ostatnia...
16 - Vilcabamba - Ostatnia...
17 - Vicabamba - Ostatnia....