Złoto Na Ostatnim Miejscu
Udało się. Bezbronny orszak Inki został
wybity, a władca - uwięziony. Po bezużytecznym zapłaceniu ogromnego
okupu w złocie i srebrze (Guillen twierdzi, że nie Inka ofiarował go za
swoje życie lecz wymusili go na nim Hiszpanie.), przetopionego na łatwe
do podziału i transportu sztaby, zamordowano Atao Wallpę 26 lipca 1533
roku, zginął przez uduszenie.
Kto wie, jak potoczyłyby się losy podboju, gdyby zamiast złota
zażądano na przykład kukurydzy!? Inkowie - twierdzi Guillen - mieli inną
niż Europa skalę wartości. Na pierwszym miejscu stawiali siłę roboczą,
czyli człowieka, na drugim - płody ziemi. Trzecie miejsce zajmowały
zwierzęta - jako zródło protein. Dalej dopiero znajdowały się cenne
metale, które jako że w państwie Inków nie znano pieniądza - służyły
jedynie ozdobie nie mając zasadniczego znaczenia dla ekonomicznego
rozwoju państwa. Smierć Atao Wallpy nie pogrąża w żałobie całego
imperium. Podobnie jak wcześniejsze uwięzienie władcy, jest korzystna
dla podbitych plemion, które upatrują w obcych sojuszników, mogących im
dopomóc w zrzuceniu inkaskiego jarzma; służy też zwolennikom polityki
nie żyjącego już Waskara.
I młodsi bracia Atao Wallpy zyskują na tym, że umiera: teraz władza
będzie mogła przejść w ich ręce. Byle tylko odpowiednio pokierować
Hiszpanami, Są potrzebni. Zwłaszcza że braci jest kilku, a każdy chce
rządzić. Pierwszy - zdobywa dzięki Hiszpanom władzę Thopa Wallpa Inga.
Kiedy krótce zginie w tajemniczych okolicznościach, władza przejdzie w
ręce Mango Inga Yupangui.
To on - mówi Profesor - zaprasza Hiszpanów do Cusco. Chce się nimi
posłużyć, by zlikwidować stronników polityki Waskara. Pod nami sceneria
następnego już etapu teatrum historii konkwisty; wieża i dachy
kolonialnego Cusco. Kiedy 15 listopada 1533 roku wkraczał tu Francisco
Pizarro w stroju wysokiego dostojnika Inków, a Mango Inga Yupangui witał
go uściskiem - nie wiadomo było jeszcze kto będzie zwyciężcą - a kto
zwyciężonym.
Do upadku Vilcabamby brakowało prawie czterdziestu lat.
Początek
rekonkwisty
Koka kontra wysokość
Zdejmujemy ciepłą odzież. Edmundo straszył, że nocą o tej porze
roku temperatura w Cusco spada do kilku stopni poniżej zera, w dzień
też porządnie chłodno, tymczasem - znacznie tu przyjemniej aniżeli w
Limie. Przede wszystkim - nie ma mżawki, a w południe słońce praży
niezgorzej niż podczas polskich wakacji. Trochę męczy zrazu brak tlenu
- dolina, w której Mango Qhapaq założył niegdyś państwo Inków, leży na
wysokości 3600 m n.p.m. i powietrze jest tu bardzo rozrzedzone.
- Trzeba mało jeść i pić herbatę z liści coca - decyduje Halik.
Dawniej koka - dowiadujemy się od Edmunda- przysługiwała tylko inkaskiej
szlachcie, teraz - żują ją najbiedniejsi Indianie, aby zabić głód.
Na targu widzimy całe worki suchych, zielonkawych liści
przypominających do złudzenia laurowe. Sprzedaje się je legalnie i
legalnie uprawia się krzewy koki; później, w drodze do Vilcabamby
zobaczymy całe ich plantacje. Nielegalne jest tylko przetwarzanie liści
na pastę, którą z kolei zamienia się- przeważnie w Kolumbii - na kokainę.
Na jeden kilogram pasty tłumaczy Halik, który niedawno robił film o
narkotykach - porzeba prawie 200 kilogramów liści koki.
- Jaka jest cena czystej kokainy?
- W handlu detalicznym na ulicach Nowego Jorku kilogram proszku zwanego "białą
śmiercią" kosztuje do 150 tysięcy dolarow! – wjaśnia Tony. Tutaj, za
ćwierć dolara kupujemy cały funt lisci, które dołączamy do naszych
żywnościowych zapasów: mogą przydać się w drodze. W Cusco bedziemy pili
mate de coca, czyli kokę "z papierka", w postaci fabrycznie mielonej i
paczkowanej herbatki.
Mamy obstawę
W Cusco jesteśmy dwa dni. Edmundo spotyka się z mieszkającym tu
historykiem, Johnem Howlandem Rowe'em; jest on -twierdzi - jednym z
dwóch na świecie - obok Johna Hemminga - uczonych, z którym można
poważnie porozmawiać o Vilcabambie, a przed wyprawą zrobić to należy.
Poza tym, składa wizytę w dowództwie wojskowym okręgu. Muszą wiedzieć o
naszej ekspedycji i być może, coś nam ułatwią: może transport, może
łączność ze światem; a na pewno - obstawę. Nie tylko ze względu na
bezpieczeństwo - tłumaczy Edmundo. - Region wydaje się teraz spokojny,
ale obstawa może nam pomóc w noszeniu sprzętu, zdobywaniu żywności,
noclegu. A kiedy my będziemy penetrować Vilcabambę, można wysłać obstawę,
bo ma szybkie, wytrenowane podczas tropienia partyzantów nogi, aby
wyruszyła na sąsiednie wzgórza, gdzie- jak podejrzewa Edmundo - winny
się znajdować inkaskie twierdze Machu Pucara i Wayna Pucara; jeśli
znajdą jakieś ruiny - podążymy tam...
Gdzie jest złoto Inków?
Edmundo załatwia formalności organizacyjne, my - Tony, Yayo
i ja - zwiedzamy miasto. Liczy około stu tysięcy mieszkańców, tyle samo
co cztery i pół wieku temu, kiedy wkraczał tu Pizarro. Tylko że jest to
inne miasto. Opis dawnej stolicy zachował się w pełnych zachwytu
wspomnieniach trzech wysłanników hiszpańskich, którzy przybyli tu z
Cajamarca, aby przyspieszyć zbieranie okupu za życie Atao Wallpy.
Wznosiły się tu liczne pałace i swiątynie zbudowane ze wspaniale
obrobionego kamienia, a ściany budowli pokrywały złote i srebrne blachy.
Miasto lśniło od szlachetnego kruszcu. Najwięcej złotych przedmitów było
w Świątyni Słońca. Tam to właśnie znajdowaly się ogromne tarcze Słońca i
Księżyca, tam przechowywano pełne złotych ozdób mumie dawnych władców, a
do świątyni przytykał złoty ogród - z roślinami i zwierzętami ze złota...
Dzisiaj z całego złota Inków pozostało w Cusco ledwie kilka przedmiotów
eksponowanych w miejscowym Muzeum Archeologicznym, a wśród nich dwa
idole - uważane za podobizny praprzodków Inków; ich miniaturki, odlewane
w brązie, sprzedają Indianie na kuskeńskim targu. Pozostała też wykonana
z inkaskiego złota służącego ongiś pogańskim bogom wspaniała monstrancja,
wystawiana codziennie po południu w skarbcu klasztoru La Merced.
Podziwiamy dzieło hiszpańskiego złotnika Jose de Olmos z 1720 roku,
uzupełnione później, w roku 1804, przez złotnika z Cusco, Jose de la
Piedra.
Wykonana z 22-karatowego złota monstrancja waży 22,2 kg: inkrustuje ją
1518 diamentów i brylantów, 615 pereł, topazy, rubiny, szmaragdy.
Oszacowano ją na 15 mln dolarów, a było to przed kilku laty, kiedy złoto
mniejszą miało cenę
Wieczorem ubolewam, że wspaniałe wyroby inkaskiego złotnictwa
przetopione zostały na monety: wywieziono złoty łup do Hiszpanii, aby
służył tam Koronie.
-Otóż nie... – tłumaczy Edmundo.
- Większość zagrabionego złota pozostała w Peru. Ofiarowywano je kościołom,
przerabiano na bizuterię dla nowej arystokracji. Nie wiadomo, co się
stało ze złotem Francisca Pizarra. Okup za Atao Wallpę podzielono na
równe części - jedna część przypadała na jeźdźca, jedna na konia, jedna
trzecia na niewolnika - Indianina (przywiózł ich ze sobą Alvarado z
Gwatemali), kapitan otrzymał 15 części, zaś dowódca wyprawy, Francisco
Pizarro, przywłaszczył sobie aż 30 procent łupu, w tym słoneczną tarczę
z białego złota, która ważyła 1000 kg! Co się z tym złotem stało - nikt
dotychczas nie wie.
Niewiele też zostało z budowli Inków. Pogańskie świątynie musiały
ustapić miejsca katolickim, a więc je zniszczono, bo choć wiara była
tylko środkiem - mówiono, że jest celem podboju. Potrzebny był zresztą
budulec na nowe kościoły, rezydencje, pałace, łatwiej zaś było rozebrać
siedziby podbitych, kiedy nie miał ich kto bronić, aniżeli starać się o
nowy materiał.
Nie zdołano jednak wytrzebić korzeni inkaskiego miasta; jego
fragmenty pozostały do dziś, wrośniete mocno i głęboko w ziemię Doliny.
Kiedy patrzy sie w górę - widać Cusco zwycięzców: mury i dachy
kolonialne, odrzwia i balkony na wzór hiszpańskich, bogate jak ołtarze
fasady kosciołów, ich krzyże i dzwonnice z zamorskiego świata. Jeżeli
jednak spojrzeć bliżej ziemi, jest się w mieście Inków, czy to w hanan -
górnym Cusco, gdzie mieszkały rody najzacniejsze, czy to w hurin -
dolnym mieście, pośledniejszym, ale również wspaniałym. Bo nowe,
kolonialne Cusco stoi na starym. Ładne, ale sztuczne; nie przystaja do
siebie. Dwa różne światy - hiszpanski i inkaski, które w Peru nie zrosły
się do dziś.
10 Lipiec, 1976
Tekst i Foto: Elzbieta Dzikowska
Przedruk za zgoda
autorki