Przygoda z Naturą

(11) WILCABAMBA...
Ostatnia Stolica Inków

  Schody Inków
   Ostatnią noc spędziliśmy w San Martin. Nazajutrz - ogłosił Ed­mundo - winniśmy być u celu. Znów myślałam o Binghamie.
  O istnieniu ruin w okolicach Espiritu Pampa dowiedział się w San Francisco de la Victoria de Vilcabamba. Był tam - mówiono mu - w roku 1902 Lopez Torres, który nad rzeczką Conservi­dayoc odnalazł resztki inkaskiego miasta. Ale dotrzeć tam niezwykle ponoć trudno. I niebezpiecznie. Żyją bowiem w okolicy dzicy Indianie, którzy nie pozwalają obcym wejść do swoich osiedli. Jedynym osadnikiem w Conservidayoc jest właściciel plantacji trzciny cukrowej - Saavedra.
  Trudno go jednak odszukać, toteż nikt - opowiadano Binghamowi - kto zapuścił się w tamte okolice, żywy nie powrócił. Bo Saavedra to okrutny człowiek. Ma pięćdziesięciu Indian-niewolników, i bardzo nie lubi, by go odwiedzano. Niebezpieczny człowiek.  Trudno było jednak zniechęcić Binghama. Wybrał się więc na hacjendę Saavedry i zachował z niej jak najlepsze wspomnienia. Jemu również towarzyszył gubernator. Gdziekolwiek wstą­pili - zabijano natychmiast na widok dostojnika kilka świnek morskich, przygotowując ucztę. Saavedra okazał się gościnnym i uroczym człowiekiem. To w jego obejściu zauważył Bingham, iż sok z trzciny cukrowej gotuje się w wielkich inkaskich wazach, zwanych arybalas. Znalazł również na podwórzu kilka inkaskich siekier z brązu. Kiedy więc w dżungli nie opodal hacjendy istot­nie zobaczył ruiny - orzekł, iż bez wątpienia było to miasto Inków. Ale nie Vilcabamba.
 Gdzieżby bowiem władcy królestwa zdecydowali się żyć w klimacie, który tak różni się od kuskeńskięgo, jak klimat Szkocji od klimatu Egiptu! Warunki naturalne regionu nie mogły też zapewnić władcom pożywienia, do jakiego przywykli. Zresztą - stanowczo to za skromne miasto. Nie mogło być stolicą. Jutro mieliśmy się znaleźć w tych samych ruinach. Czy naprawdę tutaj, tak blisko? Jakie wywrą na nas wrażenie? Jak je oceni Edmundo? Czy będą to ruiny właśnie tego miasta, do którego, po zdobyciu Wayna Pucara i stwierdzeniu, że twierdza Machu Pucara jest opuszczona, kierowali się Hiszpanie?  
  Oni spędzili tę ostatnią noc przed wejściem do Vilcabamby w Maracanay, tam gdzie został zabity augustianin Diego de Ortiz. Z Maracanay taka prawie sama dzisiaj odległość do Espiritu Pampa, jak z San Martin. Wyjeżdżamy o świcie, w wielkim skupieniu i napięciu. Oczekujemy, że Espiritu Pampa (ale myślimy wszyscy o Vilcabambie) - wyłoni się za lada zakrętem. Dłużą się te ostatnie godziny. Jeszcze jeden strumyk, kolejne zejście w dół i znowu wdrapywanie się na grzbiecie muła; znowu otwiera się nowa dolina, która jeszcze nie jest celem naszej drogi. Nagle Edmundo zatrzymuje się na zakręcie.  
 -Tak, tu musiała być strażnica Inków - mówi pokazując na resztki kamiennych fundamentów, najwidoczniej ułożonych niegdyś ręką ludzką. Za­trzymujemy się - przed nami roztacza się ogromna, zielona dolina. Łatwo było stąd obserwować okolicę. Edmundo wyciąga mapy lotnicze, lornetkę. Teraz on bada, porównuje. Daleko jeszcze, ale już widoczna gołym okiem, leży na zboczu łagodnego wzgórza na wschodzie mała pampa, łączka, a na niej samotny dom.
 - Tam mieszka mój syn, Flavio - informuje gubernator, który nadjechał właśnie na swoim mule. A więc przed nami Espiritu Pampa. Nad łączką, pośród gęstej, zbitej dżungli - znajdują się ruiny. Nie wiadomo, który to już raz zadajemy sobie pytanie: czy są to ruiny Vilcabamby? Od strażnicy ścieżka zamienia się w ułożone z kamienia, rozległe schody. Schody Inków. Tutaj Hiszpanie zsiedli z koni, rozwinęli sztandary i przy wtórze bębnów szli zdobyć ostatnie wolne miasto Inków. Był dzień świętego Jana, 24 czerwca. Wtorek. Dzisiaj jest poniedziałkowe przedpołudnie 19 lipca 1976 roku.

 Miasto w dżungli
 -Nie tak szybko, Flavio... Człapiemy gęsiego, z trudem wyrywając nogi z błota. Jeszcze nie rozpoczął się na dobre sezon deszczów, ale jeśli pada choćby raz na tydzień - dżungla zamienia się w grzęzawisko; potem - wogóle przejść nie sposób.   
  Edmundo nie idzie już teraz na czele kolumny - jego miejsce zajął Flavio Campos, syn gubernatora. To on dyktuje szybkość, z jaką posuwa się wyprawa. Niewysoki, szczupły, tak szybko przecina zarośla maczetą, że jego kolorowa czapeczka co chwila ginie z oczu. Jeśli Flavio pozostawia jakąś gałąź - przycina ją Percy. Tak powstaje ścieżka. Jest to raczej tunel w dżungli, przez który przebijają się kolejno obładowani sprzętem pozostali członkowie ekspedycji.
 - Wolniej, Flavio... To chyba Yayo. Nie spodziewał się tak ciężkiej służby u przyszłego teścia. Co robi teraz Ana Maria? W każdym razie - na pewno zaimponuje dziewczynie, kiedy po powrocie do Limy urządzi fiestę i opowie, jak te same znosił trudy co jej ojciec. Ale teraz jest zmęczony - nie przywykł do takiego na co dzień wysiłku. Schudł już około dziesięciu kilogram'ów, to osłabia. Miałby jednak pozostać w tyle? Nie do pomyślenia. Wejdzie do Vilcabamby razem ze wszystkimi.  
  Edmunda. Niewiarygodna wytrzymałość. Przywykł. przecie do siedzącego trybu życia i poruszania się samochodem. Jest chory na serce. Odbył wprawdzie trudną kampanię, która zapewniła mu fotel senatora; ale było to przed kilkunastu już laty. Teraz - pracuje więcej niż inni. Kiedy my idziemy spać - Edmundo długo jeszcze pali świecę: czyta, przygotowuje trasę na następny dzień, studiuje fotokopie dokumentów, robi notatki, rozmawia z przygodnymi gospodarzami, aby zebrać informacje o regionie i jego etnografii. To Edmundo pertraktuje w sprawie dachu nad głową i żywności, zawsze pełen szacunku dla spotykanych ludzi. I w drodze ma zajęcia dodatkowe: kiedy ścieżka jest na tylewygod­na, aby muły mogły jechać blisko siebie - opowiada mnie i Halikowi o historii Inków. Zawsze proponuje wszystkim swoją pomoc i nigdy nie jest zdenerwowany. Aprzecież - patrzę na twarz Profesora, kiedy teraz wyciąga automatycznie nogi z błota.
 - Ileż w nim musi być napięcia! To przecież jego, Guillena, wyprawa. Jego to będzie  odkrycie  jeśli potwierdzimy istnienie Vilcabamby.
  To ostatnie już minuty niepewności. Edmundo ma manierkę z wodą, chce mi się pić.
  Nie śmiem jednak naruszyć koncentracji Profesora. Poproszę Halika.
 - Tony!  Halik mnie nie słyszy. Nie słyszy nikogo. On też jest skupiony; chociaż w iPrzeprawa przez rzekenny sposób. Musi zrobić film o odkryciu Vilcabamby. To przecież jego firma dała pieniądze na wyprawę. I dała mu czas. A jego czas - szefa biura NBC na Amerykę Łacińską - jest bardzo drogi. Filmował trasę wyprawy, Vitcos, Chuquipalta - ale to tylko ramki, oprawa. Potrzebne mu jest "mięso": obraz. Obraz  Vilcabamby.
  -Czy ją-odnajdziemy? - to podstawowe pytanie dla Guillena. Dla Halika jest równie ważne. Czy jeżeli okaże, się za chwilę, że jesteśmy w ostatniej stolicy Inków - można będzie ją sfilmować? Czy będzie dość światła? Chyba o tym tylko myśli maszerując, w mocnych butach amerykańskich "marines", tuż za plecami wymachującego maczetą Percy'ego.  
  Halik nic dzisiaj nie dźwiga: musi mieć ręce spokojne, wypoczęte, żeby mu nie drżały, kiedy będzie filmował, po raz pierwszy w świecie - zagubioną stolicę Inków. Kamerę niesie za Halikiem Jorge - to jego obowiązek i przywilej, dowód zaufania. On tylko, poza Tonim, może dotykać kamery, inaczej - wielka awantura: bo co zrobimy, kiedy się popsuje. Yayo niesie aparaturę do rejestrowania dźwięku, Braulio - statyw, Marlano i Paulino skrzynki z zapasowym maeriałem. I po co dźwigaliśmy to wszystko, jeżeli światło będzie takie jak teraz. 
  Edmundo jak gdyby się budzi i wysyła Halikowi przepraszające, łagodne jak z wykle spójrzenie. Co on jest winien, że przez cztery przeszło wieki nikt tej dżungli nie karczował. Że ponad konarami drzew pełnia słonecznego południa, a na dole - mrok niby o zmierzchu.
  Myślę: jeśli Halik martwi się, czy sfilmuj cokolwiek na japońskiej taśmie Fuji o czułości 400 Asa, co ja pocznę z moim materiałem ORWO, którego czułość ma ledwie 64 Asa!? Przerzucam torbę z "Bolexem" na drugie ramię. W porównaniu ze znakomitym sprzętem Halika kamera, w którą zaopatrzył mnie Interpress Film,  wygląda niepoważnie, Podobnie jak moje niezawodne aparaty. Oby tylko było ci nimi fotografować.
 Profesorze! Ruiny! 

  10 Lipiec, 1976 
 Tekst i Foto: Elzbieta Dzikowska
    Przedruk za zgodą autorki
 

 
OSTATNIE ARTYKUŁY:
01 - Vicabamba - Ostatnia....
02 - Vilcabamba - Ostatnia...
03 - Vilcabamba - Ostatnia...
04 - Vilcabamba - Ostatnia...
05 - Vilcabamba - Ostatnia....
06 - Vilcabamba - Ostatnia...
07 - Vilcabamba - Ostatnia...
08 - Vicabamba - Ostatnia....
09 - Vilcabamba - Ostatnia...
10- Vilcabamba - Ostatnia...
11-Vilcabamba - Ostatnia....
12 - Vicabamba - Ostatnia...
13 - Vicabamba - Ostatnia....
14 - Vilcabamba - Ostatnia...
15 - Vilcabamba - Ostatnia...
16 - Vilcabamba - Ostatnia...
17 - Vicabamba - Ostatnia....