Witold Wnukowski
KOLKA
Na rozgrzebanej w sciółce mokry od potu, niespokojny od bólu,
wierzgając nogami leżał chory koń. Tylko czasem uspokajał się. Unosił
wtedy głowę, kład na swoim boku....tak jakby tą głową i przerażonymi
oczyma, chciał wskazać miejsce boleści. Po chwili pod wpływem kolejnego
ataku znowu walił kopytami o ścianę, tłukł głową o ziemię i kaleczył się
... jakby bólem zadanym nogom i głowie chciał usmierzyć ból brzucha.
Bezradni ludzie, bezsilni świadkowie, stojąc w bezpiecznej odległości,
na widok wchodzącego Kocia rozstąpili się i zrobili mu przejście.
- Dzień dobry!
- Dzień dobry!
Kocio zatrzymał się między nimi, popatrzył na chorego konia i kiedy
zauważył na jego głowie część rzemiennej uprzęży, krzyknął do najbliżej
sto
jącego.
- Złap za kantar, odciągnij głowę od ściany, bo się zabije!
- Ale jak? – chłop też odkrzyknął, widać przerażony, że to zadanie padło
właśnie na niego.
- O...tak! – Kocio nie namyślając się w pierwszej bezpiecznej sekundzie
skoczył do konia, złapał za kantar...wtedy podbiegli inni i razem,
ciągnąc za głowę wyciągnęli konia na środek stajni.
- Trzymaj! – Kocio oddał kantar któremuś z chłopów.
- Idę po zastrzyki – dodał.
Pobiegł do zostawionego na
podwórzu samochodu, zaraz wrócił, otworzył przyniesioną torbę, wyjął
buteleczki z lekarstwami, napełnił strzykawkę, podszedł do konia, drugą
ręką zacisnął żyłę szyjną, odczekał aż się zaznaczy i wprawnym ruchem
wbił igłę, zwolnił ucisk, połączył strzykawkę i powoli kilkakrotnie
powtarzając, wprowadził leki do krwioobiegu konia.
Już po kilkunastu minutach koń wyraźnie uspokoił się i wstał na nogi.
Dopiero teraz Kocio założył słuchawki, osłuchał serce, przewód pokarmowy
i płuca.
Mógł tez porozmawiać z właścicielem konia, przeprowadzić wywiad i
postawić dziagnozę.
Okazało się, że koń nieopatrznie został napojony zimną wodą wprost ze
studni, co u tych zwierząt bywa powodem wystapienia bardzo bolesnych
skurczów jelit.
„Autor: Witold Wnukowicz
Opowiadanie to pochodzi z książki:
"Z wędką i strzelbą – Opowiadania"
Przedruk za zgodą autora