Przygoda z Naturą

 BABCIA  I....  

     Rok  Obcowanie z przyrodą ,wsłuchiwanie się w dzwięki lasu dają  mi  ukojenie. Nigdy nie wiemy ile jeszcze pięknych chwil jest nam dane przeżyć. Dlatego też własne przeżycia i opowiadania kolegów myśliwych są dla mnie wspaniałym przeżyciem tak jak dotyczyło by to mnie/nas samych... Wszystko co opiszę poniżej oparte jest na faktach i  wspomieniach przekazanych mi przez mojego przyjaciela Juliana - myśliwego z krwi i kości  z ponad 50 letnią praktyką – człowieka honoru, etyki , cechach charakteru godnych naśladowania. Dlatego to co opiszę poniżej oparte jest na prawdzie  a nie jak często bywa na myśliwskiej fantazji.
   Wiele lat temu zostałem zaproszony na polowanie w Bieszczady. Jest to okazja na przeżycie wielu nowych emocji , oraz na poznanie wielu członków braci łowieckiej cierpiących na tą samą nieuleczalną chorobę co i ja zwaną myśliwstwem. W takim to gronie usłyszeć można wiele opowiadań, wspomnień, czy przeżyć przyodzianych często płaszczem fantazji, jednak zbudowanych  na faktach. Zdarzenie to miało miejsce w Bieszczadach, gdzie i ja polowałem przez lata. W wielu łemkowskich wioskach życie było bardzo ciężkie. Ludzie prowadzili gospodarstwa  na których bazowali w swym ciężkim , szarym życiu. Bieda rozpanoszyła się a głód był wszystkim znany. Dom łemkowski przedzielony był sienią. Z jednej strony mieszkali ludzie a z drugiej zwierzęta. W części mieszkalnej podłogą było klepisko z ubitej ziemi . Duże piece – najczęściej kamienne – zajmowały prawie połowę dużej kuchni.
  Piec z ogromną blachę do gotowania , bratrura i piec do pieczenia chleba.W górnej części pieca posłanie zwane zapieckiem gdzie spała często cała rodzina. Na zapiecku było ciepło i wygodnie.Z tymi to zapieckami wiąże się wiele ciekawych wydarzeń  i wspomnień.
    Pewnego zimowego popołudnia wcześniej niż zwykle zapadł zmrok. Pewien myśliwy zasiedział się zbyt długo i zgubił się w lesie. Nie był przyjezdnym a raczej tubylcem spod Ustrzyk Dolnych. Jak długo błądził trudno określić, ale znalazł wreszcie jakiś szlak, który zawsze prowadzi do głównej drogi. Tak się stało i po pewnym czasie  dojrzał światło jakiegoś domostwa.
  Dom babci Gdy wszedł do chaty zaraz zorientował się, iż mieszkają tu Lemkowie i są bardzo gościnni a to rodzi nadzieję iż, mnie przyjmą. Tak się też stało. Rodzina liczyła 6 osób tj. mężczyzny w wieku 50 lat, który pracował jako drwal, jego żony wychowującej  trójkę dzieci i zchorowanej babci, która więcej czasu spędzała na zapiecku. Rodzina uczęstowała myśliwego czym mogła a on sięgnął do portfela i szczodrze zapłacił za wikt oraz nocleg. Uczęstowali go czym chata bogata (a raczej biedna).
   Gospodarz potraktował myśliwego jak członka rodziny i jak od dziada i pradziada bywało położył na stole symbol przyjażni i dowód sympatii - litrową flachę bibru, który to sam wyprodukował.  Bez zwłoki wykrzyknął “na zdrowie” a potem powtórzył to jeszcze wiele razy...ciesząc się z partnerstwa myśliwego. Gość podnosił wiele razy kubek z którego za każdym razem znikało tylko parę kropel...
  Gospodarz wcale sobie nie żałował.Wznosił toasty a potem jeszcze  jeszcze raz.  Pracując ciężko jako drwal  był zmęczony a alkohol szybko pomógł mu zapaść w głęboki sen.
 W tym właśnie czasie zaczęła się “ciekawa” przygoda. Pani domu czarnowłosa, śliczna 35 letnia kobieta, zdążyła się szybko przebrać w piękny Łemkowski strój uwydatniający jej wdzięki.  Odcięta od świata, od ludzi, rozrywki, towarzystwa, cały czas spędzała w domu zajęta wychowaniem dzieci i opieką nad chorą staruszką teściową.  Raz po raz opierała źrenice na przystojnym przybyszu, który też wodził wzrokiem za atrakcyjną gosposią.
  W pewnym momencie piękna brunetka spojrzała na śpiącego na stole męża i szepnęła mu do ucha: Przyjdź gdy dzieci pójdą spać.
   Z pełną radością przyjął propozycję i jak kazała tak zrobił. Po wszystkim zadowolony przeniósł się na przygotowanne dla niego posłanie na ławie. Nim jednak zasnął wyciągnął z portfela 100 zł, podszedł cicho i wsunął dziewczynie banknot do ręki.
   Jest biedna a 100 złotych na pewno ją ucieszy. Rano zbudził go gwar. Ból głowy, kac a jednak coś się dzieje.
   W kuchni nerwowa atmosfera, głośne rozmowy. Gospodarz już trzeźwy podszedł do myśliwego i powiedział: w nocy zmarła babcia! Umarła to umarła... schorowaną staruszką była więc miała prawo przenieść się na Tamten Świat. ...Ale  skąd u babci 100 zł w ręce??????
   Myśliwy przeżył głęboką traumę swą tragiczną pomyłką..Wybiegł z domu i nigdy tam już nie powrócił.” Opowiadający mi tą historię przyjaciel zapewniał, iż miało to miejsce naprawdę !!!
   Życzę WAM wszystkim, by takie pomyłki WAS omijały.     

             

„ DARZ BÓR”
Tekst i foto: Roman S. Hajduk
z Kobylanki k/Gorlic rodem.

OSTATNIE ARTYKUŁY: