Przygoda z Naturą

RYKOWISKO 

Wrzesień to jeden z najpiękniejszych miesięcy w roku. Kojarzy się każdemu z piękną  gamą kolorowych liści – od jasnożółtych przez brązowe, pomarańczowe aż po czerwono krwiste. Piękny zapach palonych ziemniaczanych badyli, kosze grzybów w każdym polskim gaiku i głębokiej kniei.
    Dla nas myśliwych to radość dla ucha i oka. Rykowisko jelenia to czas miłości i grozy. Głosy wydawane przez byki mają bogatą wymowę. Jedne dźwięki to zachęta dla łań, inne to pokaz własnej potęgi. Pisałem o tym już wielokrotnie i nadal by pisać bez końca.
Spotkałem się kiedyś w Chicago z przyjacielem - Henrykiem Budziszem rodem z Bełchatowa, który opowiedział mi o własnych przeżyciach związanych z rykowiskiem utrwalonych  na zawsze na taśmach własnej pamięci i to chcę w bardzo dużym skrócie opisać.
 …” Siedząc w pracy razem z moim wspólnikiem Robertem postanowiliśmy w III dekadzie września wybrać się na byka na Pojezierze Pomorskie w okolice Bytowa do naszego serdecznego kolegi Tadeusza. Jak zawsze w tych dniach wyciszam się wewnętrznie zapominając o kłopotach i troskach dnia codziennego. Za parę dni nasze plany stały się faktem. Po dojechaniu na miejsce do leśniczówki, w której mieszka Tadeusz wraz z rodziną po sutej i lekko zakrapianej kolacji udaliśmy się na krótki wypoczynek. W głębi wrześniowej nocy rozpoczęła się moja przygoda.
    Roman HajdukJest 3 rano. Po małej kawie i paru kęsach buły ze ” swojską” udaliśmy się w łowisko. Po drodze wpis do księgi i już jesteśmy w kniei. Jadąc po pięknym, mieszanym drzewostanie słychać było pierwsze ryki, beknięcia i pomruki. Dojechaliśmy do ambony na której danym mi było zasiąść a koledzy pojechali na następne oddalone od siebie o 300 m. Wdrapałem się bezwiednie na starą ambonę a ona trzeszczała chcąc podzielić się ze mną wieloletnimi  wspomnieniami moich poprzedników. Wzniosłem wzrok w stronę blednących już gwiazd i wsłuchiwałem się w nasilający się koncert, który oczami wyobraźni pozwalał mi podziwiać spektakl rozgrywający się wokół mnie. „Widziałem „ starego byka ryczącego basem i strzegącego swego haremu, opodal skradające się młode byczki, które chciały skorzystać z nieuwagi stadnego władcy.
    W pewnej chwili na kwadratowej łące ok. 250 m od ambony zauważyłem w lornetce dziki lecz te w odgłosie przeganiających się byków i łamanych gałęzi poszły w głąb lasu.
    Zaczynało jaśnieć zaznaczał się lekki blask na niebie. Bas słyszany wielokrotnie zaczynał się stopniowo oddalać. To dystans 250, 300 m – pomyślałem. Muszę go podejść. Schodzę z ambony i skrajem polanki wolnym krokiem idę w kierunku mojego wybrańca. W tym momencie widzę wychodzących kolegów z bocznej strony polany. To dlatego byk się oddalał…teraz już nic z tego…ryczenie zanikło. Nie przejmuj się, to nie ostatni!”
    Skoczymy jeszcze w inne miejsce oddalone o 2 km - zaproponował Tadeusz.
Dojechaliśmy na miejsce. Tam na skraju lasu stała duża ambona. Wszyscy trzej po kolei wdrapaliśmy się na nią . Przed nami piękna łąka z młodą trawą dawała nam dużą nadzieję sukcesu. Przerażał nas jednak dziwny spokój. Tak jak w poprzednim miejscu była wrzawa tak tutaj ogromna cisza dawała nam możliwość słuchania dźwięku tysięcy pszczół.
    To chyba spadź jest tego powodem powiedział Robert.  Czy jest sens tu siedzieć skoro pustynia? Dopiero 7.15- po cóż się śpieszyć i gdzie? Głęboką ciszę złamał ogromy łomot ponawiany raz w większym, raz w mniejszym nasileniu. To tyki byków…tak rogowanie…popatrzcie ! tam! Tadeusz wskazał palcem w moją lewą stronę. Piękne 2 czternastaki stały naprzeciw siebie a kibicami były 4 łanie i my trzej. Po 3 może 4 ataku jeden z byków zrezygnował z dalszej walki. Odskoczył 30 m i śledził rywala powracającego do stada. Teraz! – mówi Tadeusz.  Piękny selekt – czternastak niesymetryczny, wiek 8-10 lat, Bez zastanowienia zlokalizowałem go w lunecie a krzyż zlał się z jego łopatką. Trzask, 3 skoki byka i już radość całej trójki.
    To mój pierwszy czternastak- powiedziałem. Szybko zeszliśmy z ambony , bowiem podejrzewałem, iż może się jeszcze podnieść i na tym skończy się radość.
Tak się jednak nie stało. Byk ruszył parę razy badylami i zakończył żywot.
    Bierz się za patroszenie a my pojedziemy po chłopa. Będzie tu za 2 godziny furmanką.
    Zabrałem się więc do patroszenia. Samemu to czynić –rzecz trudna, ale mam 2 godz. więc mogę przyjąć styl żółwia – pomyślałem. Podostrzyłem nóż na znalezionym obok płaskim kamieniu i ku mojemu ogromnemu zdziwieniu –zostałem otoczony przez 5 myśliwych i policjanta !!!- wysiadającymi z 2 samochodów terenowych. Zaniemówiłem.
 …Proszę rzucić nóż i powoli i spokojnie wskazać kieszeń, w której posiada pan dokumenty- powiedział policjant.
…Ja…Ja…Ja…- zająknąłem się – co mi się w życiu nigdy nie zdarza – nie mam przy sobie dokumentów. Czy pan w ogóle je ma a gdy tak to gdzie one są? Otóż jestem tutaj z kolegami, którzy pojechali do wsi po furmankę. Biorąc się do patroszenia zdjąłem kurtkę i jest ona na tylnym siedzeniu a w niej wszystko.
    Czy zna pan nazwiska kolegów?- jednego z którym przyjechałem, drugiego tylko imię.
 …A może numer telefonu -by dokonać jakiejś weryfikacji?
    Niestety wszystko w kurtce.  …Hm. Jest tylko jedno rozwiązanie. Poczekamy, pan zakończy patroszenie i pojedzie pan z nami. A czy pan zna adres kolegi?. Nie…ale trafię , bo zapamiętałem wizualnie.
    Patroszenie trwało 20 minut a miałem wrażenie, że to doba. Zalał mnie pot a myśli moje błądziły po różnych wątkach i tematach od Św. Huberta przez moją myśliwską pasję aż po ...celę więzienną.
 …I tu chyba opiekun myśliwskiej braci zadziałał.
    Na polanę wjechała niwa a z niej wysiedli Robert i Tadeusz. Jestem uratowany – pomyślałem. Tadeusz podając dłoń kolejno od starszego pana po policjanta klepał ich po ramieniu śmiejąc się od ucha do ucha.
    Tak !...to ten, o którym wiecie od dawna i o którego zdrowie wznosiliśmy toast już parokrotnie.
    Tadeusz wyjął moje dokumenty z kurtki i przedstawiał je policjantowi a ten bronił się jak mógł przed ich sprawdzaniem. Starszy pan /był to prezes/ dołożył 2 zdania półgłosem w stronę policjanta.
    Finałem tej trudnej chwili spędzonej w obcym łowisku był miły wieczór dnia następnego/sobota/ u Tadeusza przy sucie zastawionym stole”.
    Dziś z dystansu czasu kolega Henryk Budzisz mile wspomina to polowanie, chociaż wówczas miał inne wrażenie. Osłodą wspomnień jest czternastak wiszący na centralnej ścianie pokoju gościnnego a z nim kojarzy się powyżej opisane polowanie.
    Ja jedno z wielu myśliwskich przeżyć miałem w czasie rykowiska 15 lat temu w Bieszczadach. Lutowiska, Bieszczadzki Park Narodowy to tereny przepiękne, bogate w zwierza. Dziś jest zupełnie inaczej. Po upadku 30 PGRów jeleń przeniósł się na inne tereny w poszukiwaniu „chleba”. Najładniejsze okazy spotkać można na południe od trasy 302-Byk i Roman Hajduk
    Komańcza przez Przełęcz Dukielską, Gorlice aż po Krynicę. Inaczej- Polska południowa – Beskid Niski.
    Martwi mnie jednak ogromna liczba odstrzeliwanych łań. Ja w swym 30 letnim myśliwskim stażu nie strzeliłem nawet jednej. Wielu z kolegów pyta mnie dlaczego? – ja milcząc wiem swoje.
    Powracając jednak do tematu rykowiska wspominam jedno z wejść w łowisko w okolicach Nieznajowej  w Beskidzie Niskim. Uherec – bo tak się zwie ten szczyt -zawsze obfitował w piękne byki a rykowisko rok w rok było tu bardzo ciekawe.
    Wybrałem się wczesnym popołudniem z kolegą, bo zawsze we dwóch raźniej. Zaparkowaliśmy na rondzie gdzie kończy się droga pod Wołowcem i poszliśmy w lewo w stronę szczytu po północnym stoku Uherca. Zaczynało jaśnieć.
    W połowie drogi – jeden km od ronda –szybko usiedliśmy za grubą jodłą, bowiem poniżej stoku słychać było wyraźnie rogowanie. Trwało to z pół godziny a odgłosy uderzeń tyk w miarę upływu czasy stawały się coraz bardziej wątpliwe. Skradaliśmy się krok po kroku do źródła dziwnych odgłosów. Gdy zbliżyliśmy się na 100 m. –skoncentrowani na odgłosach podobnych do uderzeń kamieniem o kamień usłyszeliśmy nagle ogromnie mocny ryk byka , który wstrząsnął nami niepodzielnie. Ryk krótki a w tonie basu, chrapliwy spowodował, iż stanęliśmy jak wryci. Byk był powyżej nas ok. 100 metrów. Oczekując na powtórkę, kierując wzrok w stronę szczytu zaskoczeni zostaliśmy  drugim mocnym ale w porównaniu z poprzednim –dłuższym rykiem jednak uwaga ! ok. 100m poniżej nas. To drugi…inny…nieprawdaż? Tak –odpowiedziałem cicho przez zęby. Co teraz? Siedzimy i czekamy czy idziemy tam gdzie się rogują?- pyta kolega. Trzy sroki za ogon? Czekamy! Po naszej lewej piękna lekko zarośnięta paprociami polana wznosiła się ku szczytowi. Cisza trwała ok. 10 minut. Nagle słychać ryki- ten u góry pierwszy a z poślizgiem 15 sekund ten drugi na dole z tym, że już bliżej.
    Odgłosy rogowania na dole stoku zupełnie zamilkły. Odwracając się do tyłu lekko zawabiłem. Powyżej nas w odległości 50 m na obrzeży polany zaczął się prawdziwy jarmark. Byk poruszał się bardzo nerwowo wydając grube jęki, stękając i krótko rycząc. Ten na dole nie pozostawał mu dłużny i na co drugie może trzecie ryknięcie   dawał mu dłuuuuuugą odpowiedz.
    Upłynęło z 30 minut. Ubolewaliśmy, że nie mamy z sobą magnetofonu czy kamery. Byłby wspaniały materiał jako lekcja dla uczących się wabić jelenia. Nagle ten na dole w czasie ryczenia wysunął się na otwartą przestrzeń między dwoma grubymi drzewami.
    Piękny „12”/dwunastak, symetryczny, o wadze poroża  5-6kg, ale…młody.3 może 4 głowa. Skoncentrowaliśmy się więc na tym bardzo aktywnym, przemieszczającym się po obrzeżu polany leżącej powyżej nas. Gęste zarośla podobne do leszczyn poprzeplatane średniego wieku drzewostanem uniemożliwiały mi zupełnie identyfikację tak aktywnego, agresywnego osobnika. Ryczał, łamał gałęzie, przemieszczając się trzykrotnie w prawo i lewo po 50m.
    Ten „12” po pewnym czasie zamilkł. Zwietrzył nas chyba…Ja włączyłem się ponownie i zacząłem wydawać lekkie pomruki. Trwało to kolejne pół godziny.
    W pewnym momencie po raz pierwszy byk wysunął się z zarośli. Ogromne, stare byczysko – stwierdziłem. Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu był to potężny wieczny ósmak. Tak jak był pięknym okazem tak jego wizja była rzadko spotykana. Gruba, krótka szyja  opasana była ogromnie bujną grzywą. Gdyby nie tyki pomyślał bym, iż jestem w Afryce i widzę ogromne lwie samczysko.
    Nie zwlekając położyłem krzyż na przedniej części łopatki stojącego na kulawy sztych jelenia. Padł strzał. Wyraźnie zaznaczył mknąc następnie przez polanę długimi susami by  zniknąć w gąszczu. Po 10 minutach poszliśmy za nim na pewniaka. 100 m poniżej u skraju stoku las był rzadki co pomogło nam stwierdzić iż…nic nie ma. Szukaliśmy jeszcze chwilę zataczając mniejsze i większe koła i rezultat zerowy. Złość, strach przed utratą byka i zdziwienie rodziły w nas wielką nerwowość. Nagle kolega mnie woła. Ulżyło mi trochę , bowiem pomyślałem , że go znalazł. Popatrz ! Kwadrat o boku 10 m zupełnie zbuchtowany. Chyba lata temu ktoś z ludzi przygotował sobie stertę kamieni, bowiem w naturalne ułożenie takiej kopy kamieni uwierzyć trudno. Kamienie te rozmiarów ludzkiej głowy godzinę temu były zahaczane gwizdem i wyrzucane niczym z procy. Uderzając jeden o drugi akustycznie stwarzały wrażenie walki byków. Tropy ogromnego odyńca rozjaśniły nam całą sprawę. Teren był wilgotny, bogaty w dżdżownice, robaki i inne dzicze przysmaki. …Zapomnij o dziku! Wracamy na miejsce, gdzie byk doczekał się kuli. Schyleni śledziliśmy krok po kroku trasę byczej drogi do wieczności. Po 30 m zauważyliśmy po raz pierwszy farbę – początkowo bardzo mało później farbował na boki. Doszliśmy po raz drugi do miejsca oddalonego o 250 m, gdzie dzik zbuchtował  a 30 m dalej stanęliśmy bezradnie. Schował się pod ziemię.
    03-KrepnaCofając się ok. 30 m stwierdziliśmy, iż musiał zawrócić i pobiec w górę w kierunku skąd przyszedł…Tak też było. Najpierw poszedł po własnym tropie 40-50m, potem odbił w prawo i poszedł w kierunku polanki 250 m. Na skraju polanki leżała przewrócona gruba jodła a jej konary stanowiły naturalny parawan. Śledząc trop na odległość nasze wątpliwości rosły.
    Nigdy jeszcze nie miałem przypadku by byk po celnym strzale szedł w górę stoku. Wybiera bowiem łatwiejszą drogę i biegnie w dół – tak jak pierwszy etap dzisiejszego. Dochodząc do zwalonej przez wiatr jodły stwierdziliśmy, że go nie ma tak na polanie jak 50m w głąb, w czym pomogła nam rzadkość lasu. To niemożliwe!!! Podnosząc nogę , by przejść przez leżącą jodłę eksplodowała moja radość. Otóż byk w momencie gdy chciał przeskoczyć leżące drzewo z powodu utraty sił zahaczył przednimi badylami i runął na ziemię układając się tuż za nim równolegle, co było idealnym zamaskowaniem. Kolega pogratulował mi wkładając złom na mój kapelusz.
    Patroszenie trwało pół godziny, zabraliśmy wieniec i poszliśmy do wsi po konia. Tusza ważyła 186 kg zaś wieniec 6,5 kg. Wiek byka - 9 lat.
    Tak jak wiele momentów życia człowiek nie pamięta- tak żadnych myśliwskich przeżyć w kniei nie idzie zapomnieć. Każde myśliwskie trofeum wiszące na ścianie w domu myśliwego to materiał na długi ciekawy artykuł.
     Każdemu myśliwemu życzę, by na podstawie własnych zbiorów napisać mógł ogromne dzieło, by szerzył na podstawie własnych przeżyć zainteresowanie myślistwem w młodym pokoleniu, by kiedyś nas myśliwych – pełnych pasji i miłości do polskiej kultury i tradycji myśliwskiej miał godnie kto zastąpić.
„ DARZ BÓR”
Tekst i foto: Roman S. Hajduk
z Kobylanki k/Gorlic rodem.

 

OSTATNIE ARTYKUŁY: