Jedną z ciekawszych inicjatyw prężnie działającego
Polonijnego Klubu Podróżnika (PKP) a mającego swoją siedzibę w
Wallington, New Jersey, jest organizowanie prelekcji. Podczas tych
spotkań, znani podróżnicy, pisarze, sportowcy, żeglarze, himalaiści czy
też naukowcy, dzielą sie swoimi doświadczeniami i spostrzeżeniami w
swojej dziedzinie, czy też wrażeniami z odbytych podróży i wypraw.
Kolejnym gościem zaproszonym na tego typu spotkanie, w dniu
4-go kwietnia 2007 roku (powtórzonym w dniu następnym w salach konsulatu
RP na Manhattanie w Nowym Jorku), był znakomity znawca marynistyczny i
wszystkiego co ma jakikolwiek związek z morzem, Piotr Nawrot, Ph.D,
który jest pracownikiem naukowym Instytutu Oceanografii na Rutgers
University w New Jersey.
Jednocześnie
piastuje on stanowisko V-ce prezesa PKP. Jest on wnikliwym i dociekliwym
naukowcem, który potrafi latami „szperać” w archiewaliach w celu
wyjaśnienia jakieś tajemnicy ukrytej w głębinie morskich wód. Nie
inaczej było podczas rozwikłania dziwiętnastowiecznej tajemnicy
związanej z zatonięciem u wybrzeży Florydy, w drugiej połowie XIX wieku,
polskiego żaglowca „Warsaw”.
Hipoteza do której doprowadziły go długoletnie poszukiwania
jest bardzo przekonywująca i wymaga tylko potwierdzenia jej w terenie a
raczej ....pod wodą.
Prelekcja była ilustrowana zdjęciami, mapami i rycinami
związanymi z katastrofą tego żaglowca, co znacznie lepiej pozwoliło nam
zrozumieć historię tego tragicznego wydarzenia na wzburzonym oceanie
Atlantyckim. A oto droga jaką według autora prelekcji musiał przejść,
przed postawieniem końcowej hipotezy - zresztą niezmiernie intrygujacej.
Gdy kilka lat temu przeglądałem stare dokumenty, na jednej z
pożółkłych map odnalazłem wykonany odręcznie napis „Warsaw”. Przyjrzałem
się tej mapie uważnie, pochodziła - sądząc po grafice - z połowy XIX
wieku, litery pisane ręcznie atramentem, choć trochę wybladłe z
łatwością dały się odczytać. Ktoś pomiędzy wyspami Floryda Key starannie
wykreślił pozycje wraku i wykaligrafował słowo ”Warsaw”.
Sprawdziłem jeszcze kilka innych dokumentów, jakie od ponad
dwustu lat gromadzone są w archiwach - US Coast Guard w Key West. Nie
miałem wątpliwości. Mapa i zaznaczony na niej wrak są prawdziwe. Na
niewielkiej głębokości, wśród koralowej rafy, spoczywają szczątki
drewnianego brygu. W 1873 roku podczas jesiennego huraganu zatonął on u
wybrzeża Florydy.
Według zachowanych dokumentów ładunek statku składał się z
melasy, cukru, kopry i kilku beczek
kubańskiego rumu. Na marginesie oryginalnego manifestu-listu
przewozowego ktoś napisał: „ładunek bez wartości” i postawił inicjały
W.H.B. Prawdopodobnie był to kapitan William H. Bethel, legendarny
dziewiętnastowieczny „łowca wraków” specjalizujący się w wydobywaniu
ładunków z zatopionych statków. Wrak nie stanowił więc tajemnicy dla
współczesnych, lecz dla mnie pozostawał niewyjaśnioną zagadką.
Postanowiłem dowiedzieć się czegoś więcej o jego właścicielu,
a zwłaszcza, dlaczego ten żaglowiec nosił tak oryginalną nazwę „Warsaw”.
Sprawdziłem stare rejestry statków, okazało się, że „Warsaw” został
zbudowany w 1848 r. we francuskiej stoczni Mobile, i otaklowany jako
bryg o wyporności 342 ton.
Szperając dalej w starych dokumentach odnalazłem informacje,
że został zamówiony przez Polaka Edwarda Bertranda, powstańca
listopadowego, a zarazem kolegę szkolnego Ernesta Malinowskiego z
paryskiej École nationale des ponts et chaussées - sławnej szkoły
inżynierskiej. To, co prawda wyjaśniło pochodzenie nazwy statku, ale nie
zaspokoiło mojej ciekawości. Wiedziony instynktem poszukiwacza czułem,
że kryje się tu jakaś tajemnica. Nie przypuszczałem wtedy, jak ciekawe
odbędę podróże podczas rozwiązywania tej zagadki i co naprawdę kryje
wrak statku. Odkrywanie tajemnicy zabrało mi kilka lat. Pozornie
niezwiązane ze sobą zdarzenia z historii Polski, Meksyku, Francji i Peru
powoli zaczęły układać się w logiczną całość.
Odpowiedź na kolejne pytania znajdowałem w Puszczy
Kampinoskiej, na zamku w Niedzicy, wśród wysp morza Karaibskiego, w
Andach. Poznałem historię życia Hieronima Szeptyckiego bohatera
Powstania Styczniowego, którego emigracyjna przygoda zawiodła do
tajemniczej doliny w Andach. Tam za swoją szlachetną postawę w obronie
Inków otrzymuje skarb, który ma pomóc w walce o niepodległość Polski i
odzyskanie rodzinnego majątku odebranego dekretem carskim za udział w
powstaniu styczniowym. Do srebra, którego ilość mierzona jest w tonach,
złota i szlachetnych kamieni Inkowie dołączają szkatułę zawierającą kipu,
złoto, pierścień z wielkim szmaragdem i drogie kamienie.
Szkatułka
przeznaczona jest dla potomka Tupac Amaru, jedynego pretendenta do tronu
Inków ukrywającego się w Polsce. Karawana obładowana skarbem
przedzierała się przez dziką dżunglę lub wspinała się wąskimi, wykutymi
w skałach ścieżkami. To Inkowie za czasów świetności imperium Słońca
zbudowali te drogi przez niebotyczne przełęcze Andów. Hieronim Szeptycki
wraz ze skarbem i inkaskimi tragarzami płynie łodziami przez amazońska
dżunglę. Unikając zasadzek i wielu niebezpieczeństw, dociera w końcu do
zatoki meksykańskiej. Czeka tam na niego w porcie Barranquilla statek,
który, dzięki przyjaźni z Ernestem Malinowskim sławnym już wówczas
budowniczym trans-andyjskiej kolei, przypłynął tutaj z Europy.
Wśród wielu żaglowców stojących w porcie Hieronim z łatwością
odnajduje czekający na niego bryg „Warsaw”. Płynie nim najpierw do
Hawany. W kubańskim porcie, w celu zamaskowania srebra, ładownie statku
zapełniają się koprą, cukrem, melasą i rumem. Z takim oficjalnym
ładunkiem, bez podejrzeń rusza w swój ostatni rejs.
Wypływają jednak zbyt późno. Bryg niesiony sztormową falą i
huraganowym wiatrem spychany jest na rafę Floryda Key. Kapitan wraz
załogą do końca walczy o uratowanie statku. Próbują, korzystając z pełni
księżyca i wysokiej wody, przepłynąć miedzy wyspami. Mimo przypływu,
rafa okazuje się przeszkodą nie do przebycia. W listopadową noc 1873
roku „Warsaw” wraz z całym ładunkiem tonie w pobliżu niewielkiej wysepki.
W spienionych wodach ginie kapitan, część załogi i cały ładunek. Co się
stało z Hieronimem Szeptyckim? Czy we wraku znajduje się jeszcze srebrny
skarb i szkatułka ze złotem przeznaczona dla Inkaskiego króla? Czy
notatka sporządzona przez W.H.B „ładunek bez wartości” nie jest tylko
sprytnym wybiegiem, by konkurencja nie przeszukiwała wraku? Nie wiem i
nie dowiemy się tego nigdy, jeśli nie zanurkujemy tam i nie przeszukamy
szczątków zatopionego brygu „Warsaw”.
Teraz już zapewne czytelnicy domyślają się zapewne, iż
marzeniem autora jest zorganizowanie wyprawy w ramach PKP, w celu
eksploracji zatopionego wraku, po załatwieniu niezbędnych formalności
wymaganych prawem. Sądząc na podstawie zainteresowania, jaka ta
prelekcja spotkała sie wśród słuchaczy, na pewno znajdzie się wielu
chętnych, którzy chcieliby zamienić się na kilka dni w poszukiwaczy
skarbów.
Wielkim entuzjastą tego pomysłu jest prezes PKP, Jerzy
Majcherczyk, który obiecał swoją pomoc (a także i uczestnictwo) przy
załatwianiu formalności i organizowaniu tej wyprawy.
I nawet jeżeli nie znajdziemy żadnych „skarów”, to jak mówił
Piotr Nawrot, największym skarbem będzie wspaniała przygoda a także
nasze wspólne wspomnienia z eksploracji „polskiego” wraku, którego
szczątki spoczywają już kilkaset lat wraz z załogą na głębokości około
40 stóp, na zboczu rafy koralowej.
Józef Kołodziej
Kwiecień, 11-2007
Przedruk za zgodą wydawcy – „Zew Natury”