Przygoda z Naturą

TILEFISH Z ATLANTYKU .... 2017   

  Moje plany wędkarskie zmieniają się jak w kalejdoskopie nieustannie, gdyż ich realizacja zależy od wielu czynników. Najważniejszym to warunki pogodowe, okresy ochronne ryb, wolny czas i oczywiście zgoda naszych pań. I choć niektóre wyprawy wędkarskie są raczej wpisane na stałe do mojego kalendarza wędkarskiego (bardzo często z tymi samymi kolegami), to jednak z powodu tych czynników i te ulegają zmianie.
   Po moim pierwszym tegorocznym wędkowaniu na haddock (Melanogrammus aeglefinus), postanowiem sobie (trochę tak jednak bez przekonania), że przed tegorocznym wyjazdem do Polski w czerwcu, „odpuszczę” sobie wędkowanie w USA. Szczególnie, że raporty w Seabrook (New Hampshire) skąd od wielu lat wypływamy na morskie wędkowania, nie były zbyt zachęcające, co potwierdzali koledzy, a i pogoda na tyle była kapryśna, iż nieraz dopiero dzień, dwa przed wyjazdem informowano nas, że rejs jest odwołany. A wielokrotnie, parę dni z rzędu, party boat (wędkarskie statki) stały „uziemione” w porcie z powodu złych warunków atmosferycznych (silny wiatr, ponad 15 – 20 węzłów).
   Ponadto, już od kilku lat wyniki wędkowania w tym rejonie Oceanu Atlantyckiego, drastycznie się pogorszyły. Innym czynnikiem zniechęcającym mnie do wyjazdu na wędkowanie do Seabrook jest to, iż w tym roku też jest zabronione wędkowanie bardzo popularnej ryby, jakim jest dorsz (Gadus morhua). Wyjątkiem są dwa miesiące – sierpień i wrzesień, kiedy to można zabrać po... jednym wymiarowym dorszu!! A w poprzednich latach w miesiącach wiosennych, osiągaliśmy z kolegami najlepsze wyniki. Będę więc musiał poczekać na wędkowanie dorszy w Norwegii w lipcu tego roku.
    Tak więc, na początku maja, kiedy już przygotowywałem się do spakowania sprzętu wędkarskiego, który zamierzałem zabrać z sobą na wędkowanie w Norwegii, zadzwonił telefon od niezawodnego Wojtka.
   „Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia” – oznajmił jak zawsze pełen entuzjazmu wędkarskiego.
  „Może pojechałbyś z nami na tilefish 21 maja?” „Raporty są obiecujące” – dodał.
   „Ale przecież dzień przed wyjazdem, idziemy na przyjęcie komunijne twojego wnuka – nieprawdaż?” -próbowałem się bronić. Ale Wojtuś i na to pytanie był przygotowany.
   „Owszem, ale przyjęcie kończy się o 6 wieczorem, więc do wyjazdu o 12 w nocy, będziemy mieli jeszcze parę godzin, zatem będziesz się mógł przespać przed wyjazdem u swojego syna w Matawan. Ponadto Józek zabierze nas swoim samochodem, więc w drodze do Wildwood (stan New Jersey) będziesz się mógł trochę zrelaksować” – dodał na koniec. No cóż, takiej propozycji i takim argumentom nie mogłem się przeciwstawić, mimo że po sprawdzeniu strony organizatora wyjazdu w Wildwood dowiedziałem się, że rejs kosztuje 250.00 $. Ale dla wędkarza, który już dawno „zaprzedał duszę wędkarstwu”, taka przeszkoda jest łatwa do pokonania.
   Trzeba sobie tylko wmówić, że to także rekreacja, pożyteczne hobby, świeża ryba na stole rodzinnym i piękne wspomnienia na fotkach, które przyjemnie się ogląda po wielu latach.
    Na szczęście ja już nie muszę siebie przekonywać (szczególnie po telefonach od Wojtka) a także mojej wspaniałej żony, która po tylu wspólnie spędzonych latach, od dawna nie „czyni przeszkód” odnośnie moich wędkarskich wyjazdów. Teraz tylko, po tylu latach mojego wędkowania, życzy mi przed wyjazdem na każdą wyprawę, abym...... nie zwędkował za dużo ryb - najlepiej wcale. Nie dziwię się jej, bo „przerabianie” całe życie ryb (bez wyjątku i w innych krajach, gdzie mieliśmy okazję być) może się znudzić każdej gospodyni. Szczególnie przygotowanie dobrej zupy z ryb, wymaga wiele pracy. A moja żona nigdy nie pozwala sobie na żadną fuszerkę podczas przyrządzania rybnych dań.
   Tak, więc na moją szybką decyzję wpłynął zapewne także fakt, iż na ten gatunek ryby nie wędkowałem już od dwóch lat! Pakowanie sprzętu do Norwegii, odkładam oczywiście po tym czekającym mnie wędkowaniu. Chyba, że... przed moim wyjazdem znowu zadzwoni Wojtek.
    A więc pozostało mi tylko zadzwonić następnego dnia do biura statku i zarezerwować sobie miejsce - jeszcze było wolne, wobec czego nie miałem wyjścia. Jako gwarancję mojego wyjazdu, „pani z okienka”, spisała numer mojej karty kredytowej informując jednocześnie o warunkach wcześniejszej rezygnacji i regulaminie wyjazdu. Korciło mnie, aby podać numer karty mojej żony Ewy, ale widząc oczyma wyobraźni czekającą mnie niechybnie „burzę” i to z „piorunami”, szybko zrezygnowałem z tego pomysłu.
    Tuż po przyjęciu, postanowiliśmy z żoną pójść na mszę do kościoła w Perth Amboy, a następnie pojechać do syna. A w kościele była w tym dniu uroczysta msza z okazji 20 lecia kapłaństwa naszego proboszcza więc po mszy, wszyscy zostali zaproszeni na przyjęcie z tej okazji w szkolnym audytorium. Musieliśmy je opuścić tuż przed 8 wieczorem, abym był u Wojtka zgodnie z umową o 8:15. O wstąpieniu do syna, nie było mowy. Dobrze, że moje przybory wędkarskie, wędkę i ubranie miałem w samochodzie, więc u Wojtka mogłem się przebrać
    Ale tu czekała mnie niezbyt miła niespodzianka bo Wojtek informuje mnie, że Józek nie pojedzie z nami (z powodów rodzinnych) więc ja muszę „robić za kierowcę” z South Amboy do Wildwood. Tak więc kolejna szansa na wypoczynek zniknęła bezpowrotnie. Miałem nadzieję przespać się kilka godzin na statku w drodze na łowisko, ale...
   Już bez niespodzianek docieramy z Wojtkiem po 2 godzinach jazdy GSP (Garden State Parkway) do Wildwood, gdzie w porcie czeka już nasz party boat – Atlantic Star. Ale nie możemy się na niego od razu „zaokrętować”, bo tak załoga jak i kapitan przestrzegają odpowiedniej procedury, która według mnie powinna być naśladowana na wszystkich statkach płynących na długie wędkarskie rejs
    Najpierw więc, wykupujemy bilety w biurze i rozładowujemy na rampie swoje wędkarskie „klamory” czekając do godziny 11:30 w nocy, kiedy to załoga rozpoczyna procedurę wpuszczania wędkarzy, pojedyńczo według kolejności rezerwacji. Po wyczytaniu numeru, wywołany wędkarz może z jedną wędką tylko, wejść na statek i zająć sobie miejsce przy burcie wkładając wędkę w wybrany przez siebie otwór w rurce przy relingu. Następnie musi opuścić statek do momentu kiedy ostatni z listy wędkarz (na tym rejsie trzydziesty) zajmie swoją wędką miejsce do wędkowania.
    Spoglądam na mój bilet. Numer rezerwacji 17 – daleki, więc nie liczę na jakieś wolne miejsce do wędkowania na rufie i dlatego decyduję się na wędkowanie z dziobu koło Wojtka, Joe oraz innych Polaków, których przed chwilą poznałem (Staszek, Jarek, Staszek i Andrzej).    Wreszcie po wyczytaniu ostatniego wędkarza wracamy po bagaże, aby zająć miejsce do spania na tzw – bunk (prycza na statku). Także i te mniejsca zostały wyznaczone podczas rezerwacji. Spoglądam powtórnie na bilet. Mój „bunk” oznaczony jest jako 11B (czyli w środku 3 pionowych pryczy). Niestety, na pokładzie głównym nie mogę go znaleźć i dopiero Joe poinformował mnie, że jest to miesce na górnym pokładzie do którego trzeba dotrzeć po zewnętrznych schodach.
    Kiedy tam dotarłem, wiedziałem już, że ze spania będą przysłowiowe „nici”. To, że ta żelazna kajuta była mała jak pudełko (tylko 8 bunk), to pół biedy. To, że oprócz mnie byli tam sami azjaci to też mi nie przeszkadzało, chociaż nie rozumiałem oczywiście nic z ich rozmowy. Ale problemem było to, że na górnym pokładzie, przechyły statku będą znacznie większe aniżeli na pokładzie głównym. A prognozy pogody gwarantowały nam niejako dosyć silny wiatr w nocy co przekłada się oczywiście na większe fale.
    Ale nie mam wyjścia, więc nie chcąc marnować ani minuty, wciśnięty w śpiwór, trzymając się metalowych wsporników pryczy, aby przechyły statku nie „wymiotły” mnie z niej, próbuję się trochę zdrzemnąć! Udaje mi się to na początku, kiedy jeszcze fale były mniejsze, ale kiedy wypłynęliśmy głębiej w ocean, o spaniu raczej nie było mowy. Może za wyjątkiem kilkuminutowych drzemek.
    Wcześnie o świcie w niedzielę, zszedłem więc na główny pokład gdzie lekko wyciągnięty na ławce udało mi się zdrzemnąć godzinkę. Około 6:30 rano, instynktownie doszły do moich komórek mózgowych, zmniejszające się obroty śruby statku co oczywiście jest sygnałem, że wkrótce rozpoczniemy wędkowanie.
    Jeszcze tylko informacje kapitana o dzisiejszych warunkach wędkowania, informacje na temat limitów ryb i po ustawieniu statku w dryf (bez kotwiczenia), kwadrans przed siódmą rozpoczynamy wędkowanie. Wszyscy wędkujemy tylko z lewej burty, bo wędkowanie z obydwu burt, przy tej głebokości, skutkowałoby niezliczoną ilością splątań.
    Rozpoczynam wędkowanie z dwoma przywieszkami - dwa haczyki na nylonowym przyponie (około 6 stóp), a na haczyki zakładam małe kawałki squid (kałamarnica - zaliczana do głowonogów – około 300 gatunków). Cały zestaw obciążam ciężarkiem 1.5 funta (później będę go zwiększał). Na kołowrotku, żółta plecionka o wytrzymałości 50 funtów, która łatwo jest widoczna wśród ciemnych plecionek innych wędkarzy co bardzo pomaga mi w unikaniu splątań z nimi.
    Staram się popuszczać cały czas plecionkę z kołowrotka tak, aby haczyki z przynętami były na dnie lub tuż nad nim, bo tam żerują tilefish. A popuszczanie plecionki jest konieczne, gdyż statek cały czas jest w dryfie i jego prędkość zależy od siły prądu i wiatru a wędkujemy na głębokości 300 – 400 stóp. Więc ustawienie całego zestawu w pionie, jest absolutnie niemożliwe.
    Mam trochę pecha, gdyż przez dwie pierwsze godziny mój pojemnik jest pusty. Czasem wyczuwam jakieś mizerne brania ryb, ale to chyba drobnica, gdyż nie jestem w stanie żadnej zaciąć. Wreszcie o 9 rano wyczywam silne szarpnięcie, błyskawicznie podcinam i już jestem pewien, że na haczyku mam rybę. Po paru minutach holowania, niezła wymiarowo - great northern tilefish, która ze względu na swoje ubarwienie jest potocznie nazywana golden tilefish (Lopholatilus chamaeleonticeps), wylądowała w moim pojemniku.
    Ale w dalszym ciągu nie mogę pochwalić się dobrymi braniami ryb na mojej wędce. Decyduję się więc około dziesiątej rano, założyć na moje haczyki różne kolorowe, plastykowe wabiki. Brania wyraźnie się poprawiły, szczególnie na dolnym haczyku z żółtym „dodatkiem”. Rozglądam się na moich kolegów i stwierdzam, że dużo częściej wyholowują ryby. Jako, że nigdy nie staram się udawadniać, że już posiadłem wszelaką wiedzę wędkarską (bo wędkarstwa uczy się człowiek całe życie), więc próbuję częściej zmieniać kolory dodatków i ich rodzaje, podpatrując kolegów wędkujących obok mnie (Jarek, Wojtek, Joe).
  Podczas któregoś z kolejnych zmian pozycji statku, Wojtek daje mi rurkę-świetlówkę i radzi abym spróbował z nią wędkować - uczepioną do agrafki łączącej linkę z przyponem. Wojtek jest tego typu wędkarzem, iż w trakcie wędkowania ciągle „eksperymentuje” z przynętami co przekłada się na jego zawsze dobre wyniki i chyba nigdy praktycznie nie wrócił z wędkowania bez choćby jednej ryby. Dodanie świetlówki wytłumaczył mi tym, iż na głębokości 300 - 400 stóp (na której wędkowaliśmy), widoczność jest zerowa. Wszakże ryby głównie kierują się zapachem przynęty, ale światło je też „zwabia” (ciekawość?) gdzie czeka na nich pyszny zestaw na „śniadanko”, które niestety często nie „wychodzi” im na zdrowie.
   Muszę obiektywnie stwierdzić, że teraz intensyfikacja brań, wyrażnie się polepszyła, choć niektóre rybki słabiej zaczepione, nie dały się wyholować a dwa razy do moich przynęt dobrały się małe rekinki – zakała wędkarzy. Potrafią one w trakcie holowania tak się okręcać wokół własnej osi, że niekiedy lepiej jest odciąć przypon z haczykami aniżeli „bawić się” zbyt długo z odplątywaniem zestawu.
    W południe, kiedy w pojemniku mam kilka tilefish, w tym większość bluline tilefish (Caulolatilus microps), muszę zmienić ciężarek z 1.5 funta na 2 a potem nawet na 3 funty, gdyż silny wiatr pchający statek w dryfie oraz większy prąd wody nie pozwala mi na utrzymywanie zestawu tuż przy dnie. Ale wtedy odczuwam zmęczenie podczas dłuższego i wolniejszego holowania, szczególnie większych ryb. Dobrze, że używam kołowrotka morskiego typu – Avet z przekładnią 8.3 do 1, bo przy mniejszym przełożeniu kołowrotka, zmęczenie podczas holowania byłoby o wiele większe. A trzeba pamiętać, że niejednokrotnie trzeba wyciągać zestaw do sprawdzenia przynęty, kiedy nie udaje się podciąć ryby mimo, że tilefish atakują przynętę agresywnie.
    Zdecydowana większość wędkarzy nie ma problemów z holowaniem ryb z tej głębokości, gdyż używają kołowrotków z napędem elektrycznym. Dlaczego ja nie używam tego typu kołowrotka? No cóż, uważam holowanie ryb z użyciem tradycyjnego kołowrotka za bardziej naturalne i ekscytujące aniżeli na „elektryczny dźwig”. Ponadto są one cięższe i wymagają wożenia z sobą ciężkiej baterii do ich napędu. A przecież i tak bez niej całość na wędkowanie zajmuje sporo miejsca i dużo waży. Być może, może się kiedyś do nich przekonam, ale jak na razie nie myślę o zakupie elektrycznego kołowrotka, które tak nawiasem nie są zbyt tanie (kilkaset do kilku tysięcy dolarów).
    O 14:30 kapitan ogłasza koniec wędkowania. W moim pojemniku jest 10 tilefish – lepiej aniżeli się spodziewałem! Wędkujący obok mnie Jarek ma po 7 blueline i golden tilefish. Wojtek Palczewski (wygrał naszą „polską” pulę – największą golden tilefish) i Joe Tomaszewski też mają w pojemnikach ponad 15 ryb każdy. Tak więc jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcia, oddanie ryb do czyszczenia i kładę się na popołudniową drzemkę, ale tym razem na ławkę w głównej kajucie statku. W drodze do portu, Ocean Atlantycki był na tyle spokojnieszy, że całą powrotną drogę udało mi się „przekimać” na ławce.
    Zgodnie z planem, do portu dopływamy punktualnie o 20:00. Przede mną jeszcze 172 mile. Do domu Wojtka (samochód prowadzi Wojtek) docieramy parę minut po 22, skąd zabieram moją żonę Ewę, która czekając na mnie, umilała sobie czas pogawędką z żoną Wojtka – Elżbietą.
  Tym razem wyjazd na tilefish był dla mnie (dla kolegów też) bardzo udany, więc na pewno zostanie wpisany do mojego kalendarza wędkarskiego w przyszłym roku.

   1 węzeł = 1 mila morska na godzinę = 1,852 km/h
   1 stopa = 12 inch = 30.48 cm
   1 inch = 2.54 cm
   1 funt = 0.454 kg
   1 uncja = 28.35 gram

 Sierpień 2013
 Tekst: Józef Kołodziej
 Korekta: mgr Krystyna Sawa

 Artykuł ten był drukowany w Tygodniku „PLUS” –  w lutym - 2011 roku.
 Przedruk za zgodą redakcji Tygodnika „Plus”.
 www.tygodnikplus.com
 
OSTATNIE ARTYKUŁY:

Barakudy z Bahamas
Wędkowanie na Wyspach...
W Pogoni za Makrelą
Długi Łososiowy Szlak
Halibuty z Alaski
Tęczaki z Lake Erie
Szczupaki z Lake Champlain
Dorsze z Massachusetts
Wędkowanie na Gulf Stream
Barakudy z Meksyku
Wędkowanie w Trókącie Ber..
Wędkowanie w Kostaryce
Fluke z New Jersey - USA
Tautog - 2006 - 2010 - NJ
Wędkowanie na Kubie
Wędkowanie Tautog - USA
Zimne wędkowania - USA
Królewska Ryba - Łosoś
Wybrzeże Tuńczyków...
Wędkowanie w Polsce-2013
Wędkowanie - Floryda-2013
Black Sea Bass - 2010
Zbiornik Maziarnia - PL 2014
Haddock - N .H. -2013 - USA
Tilefish z Atlantyku-2017-USA
Łosoś z N.Y. State - USA-2017
Wędkowanie na wielkim.....
Polinezyjskie Rozczarowanie
Wędkarski pech-Ontario 2016
Wędkowanie w Norwegii 2017
Thousand Island- 2016
Wedko. w Bieszczadach 2014
Wędkowa. na Hawajach - 2014
Wędkowanie - Tuńczyki-2022
Wędkowanie w Norwegii 2015
Wędkowanie na Antiqua-2017