Przygoda z Naturą

WĘDKOWANIE W BIESZCZADACH - 2014  

    Kiedy rok wcześniej nasi przyjaciele Marylka i Adam Dziambowie, zapraszali nas na wyjazd do Soliny w 2014 r01-Tadeusz nad Solinaoku, chętnie skorzystaliśmy z tego zaproszenia. Tak moja żona Ewa, jak i ja nie byliśmy nad Soliną od ponad 40 lat! Ja natychmiast pomyślałem oczywiście o rybkach, które w moich myślach „nie opuszczają” mnie ani na chwilę. Domyślam się, że one nie są z tego zbytnio zadowolone i na pewno wolałyby abym „zapomniał” o nich na zawsze.
  Tak więc kilka dni przed wyjazdem (4 września 2014), Adam uruchomił „swoje znajomości” docierając do pana Tadeusza z Wołkowyi, który obiecał popłynąć ze mną na Zalew Soliński na rybki. Słowa dotrzymał i o 4 rano zabrał mnie z hotelu na brzeg zalewu w Wołkowyi, gdzie miał zacumowaną łódkę z elektrycznym silnikiem, którą dopłynęliśmy do starego jachtu bez ożaglowania. Służy on Tadeuszowi i jego koledze jako przenośna „baza”, czyli wędkarski magazyn a także jako miejsce do noclegowania podczas wędkarskich wypraw.
   Umówienie się na wędkowania z Tadeuszem to przysłowiowy „strzał w dziesiątkę” bo ten wspaniały wędkarz wędkuje na Solinie już od ponad 30 lat i jak nikt inny chyba  wie; jak, na co, gdzie i k02-Nasze leszciedy wędkować na poszczególne gatunki ryb. Już przed wędkowaniem objaśnił mi topografię dna gdzie będziemy wędkować, rodzaj zanęty, przynęty a także głębokość, na której należy spodziewać się leszczy, które o tej porze będą brały bardzo delikatnie i ostrożnie?
   Zacumowaliśmy przy „bazie” i najpierw Tadeusz objaśnił mi jak przygotować zestaw na leszcza - przypon (0.08 mm), haczyk (6), odpowiedni spławik oraz rozmieszczenie ciężarków na żyłce (0.10 mm)!. Wydawało mi się, że doskonale wiem jak wędkować leszcze i jak montować na nie wędkę bo przecież lata całe spędziłem na wędkowaniu tych ryb w Wiśle w Sandomierzu. Ale przy Tadeuszu czułem się jak przedszkolak.
   Dla przykładu podam, że zamocowanie ciężarków (niby banalnie proste) po dobraniu odpowiedniego spławika (bez zgrubienia na końcu krótkiej antenki) wyglądało na tym wędkowaniu w następujący sposób: dwie malutkie śruciny zamocowane w połowie przyponu z haczykiem, powinny spoczywać na dnie. Trzecia śrucina zamocowana  także na przyponie, powinna być podnoszona przez spławik kilka cm nad dnem, bo to ona informowała, czy zestaw jest odpowiednio wyważony i czy robaki spoc03-Kolejny lipien Zbyszkazywają na dnie. A dopiero trochę poniżej spławika, znajdowały się główne śruciny obciążające spławik. Antenka spławika musiała wystawać nad wodę zaledwie kilkanaście milimetrów. W ten sposób zestaw był bardzo czuły i nawet delikatne brania leszczy były sygnalizowane. Wtedy należało tylko podcinać i wyciągać kolejnego leszcza.
   Po 3 godzinach wędkowania ponad 30 dorodnych leszczy „zawędrowały” do naszej siatki, które za opłatą (100 zł) oczyszczono mi w hotelowej kuchni. Kończąc wędkowanie, umawiamy się na kolejne wspólne wypady w październiku lub za rok.
   Drugim moim marzeniem wędkarskim, przed wyjazdem do Polańczyka, była chęć wędkowania na muchę, na pięknej górskiej i czystej rzece jaką jest San w swoim górnym biegu. Właściciel prężnie rozwijającego się hotelu, gdzie mieliśmy zamieszkać, poinformował Adama tuż przed wyjazdem, że postara się załatwić dla mnie wędkowanie na muchę z przewodnikiem, ale oznajmił to tak tylko ogólnikowo. Niewiele brakowało a moje marzenie nie zostałoby zrealizowane.
   Po dotarciu do hotelu w Polańczyku późnym wieczorem, bo po drodze zwiedzaliśmy odrestaurowany Sanok – rodzinne miasto Adama, okazało się, że nie ma dla nas drugiego wolnego pokoju. Rozważaliśmy przeniesienie się do innego hotelu ale po gorących dyskusjach, pokój się jednak znalazł.
   Teraz pozostało mi tylko spotkać osobiście właściciela hotelu i ustalić z nim termin oraz szczegóły wędkowania na muchę. A to nie było łatwe, bo w nawale różnych spraw, pojawiał się na krótko w hotelu, znikał i dopiero dzień później, wieczorem, miałem okazję z nim rozmawiać przy lampce wina, którą poczęstował nas gospodarz. Ustaliliśmy, że następnego dnia w sobotę, mam czekać w recepcji – żadnych innych informacji z kim, jak i gdzie.   Pech chciał, że Adam z Marylką i moją żoną Ewą, zaplanowali w tym dniu wyjazd do Cisnej oraz przejażdżkę słynną bieszczadzką kolejką dla turystów. Z żalem, ale zrezygnowałem z tej wycieczki. Tak więc, ufny w zapewnienie gospodarza, czekam 05-A oto moj pierwszy w zyciu lipienw recepcji po to, aby wyruszyć na wędkowania muchowe. W recepcji „kręcił” się też pan, którego zupełnie nie skojarzyłem jako mojego przewodnika, i dlatego po 30 minutowym czekaniu doszedłem do wniosku, iż gospodarz widocznie nie załatwił tego mojego wymarzonego wędkowania. Wielce rozczarowany, postanowiłem przynajmniej pojechać do Cisnej. Na szczęście Adam (może wiedziony przeczuciem) jeszcze nie odjechał z całym towarzystwem czekając na wszelki wypadek na mnie.
    Wyruszamy więc na wycieczkę, podziwiając po drodze uroki Bieszczad. Po kilkunastu minutach, dzwoni gospodarz z informacją, że przewodnik czeka na mnie. W pierwszym momencie odpowiadam, iż jesteśmy w drodze do Cisnej i nie chcąc popsuć harmonogramu wycieczki, rezygnuję z wędkowania. Po kilku minutach, Adam (wiedząc jak bardzo mi na tym wędkowaniu zależało) przekonał mnie, że powinienem jednak jechać. Dzwonimy więc do hotelu z informacją, żeby przewodnik jednak poczekał na mnie. Adam zawraca i szybko „dostarcza” mnie w opiekę przewodnika, którym okazał się pan, obserwowany przeze mnie uprzednio w recepcji 06-Muchy uzywane na lipienie- Sanhotelu.
  Teraz już bez przeszkód, dojeżdżamy jego terenowym samochodem (osobowym nie ma szans na dojechanie) na specjalny odcinek Sanu, gdzie obowiązuje zasada złapania i wypuszczania z powrotem do wody, zwędkowanych ryb.
   Zbyszek wybrał na to wędkowanie, przepiękny odcinek rzeki San. Przed moimi oczami na lewym brzegu rzeki, niewysokie wzgórza porosłe gęstwiną zielonych drzew a po prawej (skąd schodzimy do rzeki) rozprzestrzeniają się dzikie przybrzeżne łąki, utkane kępkami krzewów i pojedynczych drzew. Wody Sanu miejscami snują się dosyć leniwie, aby za chwile bystro przeskakiwać pojedyncze kamienie lub ich usypiska. Kryształowo czysta woda i zapewnienia Zbyszka, że na pewno złowię pstrągi i lipienie (o których marzyłem od dziecięcych lat), wyraźnie podnosi we mnie poziom adrenaliny, wproPierwszy pstrag autora na Saniewadzając mnie w ten swoisty stan podekscytowania, który towarzyszy wszystkim wędkarzom, tuż przed oczekiwanym wędkowaniem na niezwędkowane jeszcze przez siebie gatunki ryb.
   Wędkowanie na pstrągi rozpoczynamy używając zatapialnej linki z przyponem, do którego uczepione są dwie malutkie muchy w różnej odległości. Wywijanie muchówką niczym lassem, aby dobrze trafić we właściwe miejsce w nurcie, niezbyt mi się na początku udaje, choć przecież wędkuję na muchówkę w USA, ale na węższych strumieniach. Natomiast tutaj na Sanie, trzeba „kłaść” muchę na wodzie bardziej precyzyjnie, więc do końca wędkowania bywa to z tym różnie. Udzielane wskazówki  Zbyszka „nie idą w las”, dlatego też po 15 minutach wędkowania, już łowię pierwsze źródlane pstrągi. Choć małe, ale dostarczają mi wiele satysfakcji.
   Jeszcze więcej satysfakcji dostarcza mi wędkowania na muchę - lipieni. Tym razem używam linki suchej a na przyponie jest tylko jedna mała sztuczna muszka, która często zmieniana jest w t08-Bramka Policyjnarakcie wędkowania. Po kilku niezdarnych próbach, wreszcie pierwszy zwędkowany w moim życiu lipień, o którym się niejednokrotnie nasłuchałem, pozuje do fotografii. Niewielki, ale radość z jego złowienia jest ogromna tym bardziej, że atakuje on muchę inaczej aniżeli pstrąg. Najpierw rzucam w wypatrzone miejsce muchę, która płynie po powierzchni wody i obserwuję ją bardzo pilnie bo jest słabo widoczna na powierzchni wody. Staram się być czujny, bo atak lipienia jest bardzo szybki i może on zaatakować przynętę (sztuczną muchę) w każdej chwili. Kiedy widzę lekkie zawirowanie wokół znikającej nagle pod wodą muchy, zacinam lekko i czuję się szczęśliwy kiedy na muchówce wyczuwam jakże przyjemny opór ryby.
   A szczęście mi tego dnia dopisywało bo po 3 godzinach wędkowania, „zaliczyłem” 6 pstrągów i 10 lipieni (niezbyt dużych: 15 – 20 cm), które z powrotem powędrowały do Sanu.
  Szczegółowo nie opisuję sprzętu wędkarskiego używanego podczas tego wędkowania, bo dla laików byłoby to może troszkę nudnawe i trudne do wyobrażenia a natomiast „muchowcy”, doskonale wiedzą jaki sprzęt używać na tego rodzaju wędkowanie.  09-Bramka mysliwska
  Droga powrotna dostarczyła nam ze Zbyszkiem ogromnych wrażeń, bo akurat jechaliśmy za weselnym orszakiem, który czterokrotnie był zatrzymywanych  na tzw. „weselnych bramkach”, gdzie pan młody i drużba a także rodzice młodych musieli się okupić butelkami z wódeczką, aby móc przejechać.  
  Wszakże bramki są znane także i w moim sandomierskim rejonie, ale tutaj „stawiający” bramki, wykazali się fantastyczną pomysłowością i kulturą. I tak pierwsza bramka to typowa „gospodarska”, ze stołem na środku jezdni, przy którym młodożeńcy musieli chwilę posiedzieć i pogadać z „sąsiadami”. Kolejna bramka „z występami”, gdzie sześć uroczych pań z lokalnego zespołu, ubranych w regionalne stroje, odśpiewało młodym specjalnie ułożoną na tą okazję piosenkę. Myślę, że po otrzymaniu i wypiciu „okupu”, późniejsze śpiewanie już im tak dobrze nie poszło.
   Następna bramka „myśliwska”, zorganizowana została przez sąsiada przebranego za myśliwego z dubeltówką na ramieniu. A ostatnia, „policyjna”, dostarczyła najwięcej emocji i humoru, którą zapewniło 3 „polic10-Bramka Ludowajantów” zagradzających drogę „policyjnym radiowozem”, czyli poczciwym maluchem (Fiat 126) z niebiesko migającym „kogutem” na dachu. Ciekawe czy po otrzymaniu „mandatu” od orszaku, ci sąsiedzcy „policjanci” dmuchali w balonik, tak jak to musiał uczynić starszy drużba kierujący auto z młodożeńcami.
  Tak więc dzięki tej muchowej wyprawie, udało mi się poznać trochę pięknego i interesującego lokalnego folkloru.   
 Podczas corocznego pobytu w Polsce, staram się zawsze trochę czasu poświęcić na wędkowania, (przy pełnej akceptacji mojej żony) ale tamto wędkowanie w Polsce uważam za jedno z najbardziej udanych a to dzięki wielu znajomych kolegów wędkarzy oraz przyjaciołom z dobrymi „wędkarskimi kontaktami”.
  Mam nadzieję za rok także powędkować na pięknych polskich akwenach a wrażeniami z tych wypraw, podzielić się z wiernymi czytelnikami Tygodnika „Plus”.
    
 Tekst: Józef Kołodziej
 Foto: Józef Kołodziej
 Korekta: mgr Krystyna Sawa  


 Artykuł ten był drukowany w Tygodniku „PLUS” – w listopadzie 2014 roku.
 Przedruk za zgodą redakcji Tygodnika „Plus”.
 www.tygodnikplus.com
 
OSTATNIE ARTYKUŁY:

Barakudy z Bahamas
Wędkowanie na Wyspach...
W Pogoni za Makrelą
Długi Łososiowy Szlak
Halibuty z Alaski
Tęczaki z Lake Erie
Szczupaki z Lake Champlain
Dorsze z Massachusetts
Wędkowanie na Gulf Stream
Barakudy z Meksyku
Wędkowanie w Trókącie Ber..
Wędkowanie w Kostaryce
Fluke z New Jersey - USA
Wędkowanie na Kubie
Wędkowanie Tautog - USA
Zimne wędkowania - USA
Królewska Ryba - Łosoś
Wybrzeże Tuńczyków...
Wędkowanie w Polsce-2013
Wędkowanie - Floryda-2013
Black Sea Bass - 2010
Zbiornik Maziarnia - PL 2014
Haddock - N .H . -2013 - USA
Tilefish z Atlantyku-2017-USA
Łosoś z N.Y. State - USA-2017
Wędkowanie Na Wielkim.....
Polinezyjskie Rozczarowanie
Wędkarski pech-Ontario 2016
Wędkowanie w Norwegii 2017
Thousand Islands- 2016
Wedko. w Bieszczadach 2014
Wędkowa. na Hawajach - 2014
Wędkowanie - Tuńczyki-2022
Wędkowanie w Norwegii 2015
Wędkowanie na Antiqua-2017