Pisząc z New Jersey, mam oczywiście na myśli nie sieć
sklepów spożywczych typu „Shop Rite” czy „Path Mark”, gdzie można kupić
rybki, te do smażenia lub w puszkach. Mam na myśli oczywiście Ocean
Atlantycki u wybrzeży New Jersey. Bo prawdziwy wędkarz, niczym dawni
Indianie, zje rybkę wtedy, kiedy ją sam złowi. Ja przynajmniej staram
się trzymać tej zasady, bo rybki w puszcze...kupuję tylko dla naszego
kota – Lucky. A to dlatego, że on nie jest typowym kotem (bardzo
zcywilizowany), bo świeżą rybkę nawet nie powącha, a o jej konsumcji
nie ma nawet mowy. Podejrzewam, że prędzej by zakąsił trawką na
śniadanie.
Przyznam się szczerze, że do tej pory na wędkowanie tej bardzo
smacznej ryby wybierałem się z wędką bardzo rzadko. Po pierwsze,
że
wędkuje się ją głównie w okresie letnim kiedy akurat trochę czasu
zabierają mi wyjazdy do Polski lub weekendowe wyprawy na łono natury (oczywiście
z rodzinką). Po drugie; nie należę do entuzjastów wędkowania w upale
mimo, że na punkcie wędkowania, jestem „trochę zwariowany”, jak zręsztą
wielu moich kolegów wędkarzy. A po trzecie wędkowanie z wieloosobowego
statku wędkarskiego (kapitan upycha tyle osób ile się da) nierzadko w
gronie pięćdziesięciu - sześciesięciu wędkarzy, to naprawde wątpliwa
przyjemność. Ciasnota na pokładzie, trudności z przemieszczaniem się po
zapchanym lodówkami i sprzętem wędkarskim pokładzie, oraz zmora
wędkowania jakim są częste splątania – odstraszały mnie od wędkowania w
upale na fluke, (poprawna nazwa: Summer Flounder – Paralichthys
dentatus) skutecznie przez wiele, wiele lat.
Sytuacja się trochę poprawiła, kiedy kilka lat temu mój znajomy kupił
łódkę i zaprosił mnie kilkakrotnie na wędkowanie fluka. Choć raczej
przypominało to zabawę w wędkowanie „niedzielnych wędkarzy” (bez urazy
dla tych którzy wędkują w niedzielę także). Wędkowanie blisko brzegu, na
płytkich wodach, na ogrodowego robaczka, przynosiło marne efekty w
postaci kilkunastu niewymiarowych fląderek. Mimo moich protestów,
znajomy ów nie wypuszczał ich jak nakazuje prawo lecz przeznaczał na
konsumcję i jednocześnie pałał chęcią pochwalenia się przed znajomymi
swoim wędkarskim „kunsztem”. No cóż, można i tak.
Rok temu (2009) kupiliśmy z synem niedużą (16 stóp, typu byliner)
łódkę co rozwiązało nam wiele problemów z wyjazdami na ryby jako, że nie
na wszystkich jeziorach można wypożyczyć coś do pływania.
A jeżeli już, to ceny za wypożyczenie aluminiowej łodki, wahają się w
granicach $80 do $120 za dzień. Zeszły rok wędkowaliśmy głównie na
jeziorach w stanie Nowy Jork (w jego pólnocnej części) oraz jesienią na
oceanie na striped bass (Marone saxatilis). Natomiast od
początku tego roku, wędkujemy przeważnie na Oceanie Atlantyckim u
wybrzeży New Jersey. Wiosenne wyprawy wędkarskie na stripped bass, nie
przyniosły spodziewanych sukcesów. Niestety, wiele gatunków ryb w tym
rejonie jest sukcesywnie odławiana przez komercyjne statki i z reguły
wędkarzom pozostaje drobnica. Nie inaczej było z tegorocznym fluke.
Mimo letniego skwaru, postanawiamy 20-go czerwca wybrać się na fluke
na Ocean Atlantycki. Razem ze mną popłynie też syna córka,
dziesięcioletnia Karolina. Wyruszamy z domu już o 4 rano, ale o tym aby
ją zostawić, nie ma mowy. Pewnie by się do nas przez tydzień nie
odzywała, bo ona jest już „zapaloną” wędkarką, która sama zakłada na
haczyk każdą przynętę. Po drodze w sklepie wędkarskim zaopatrujemy się w
przynętę na flądry (fluke): mrożone rybki, żywe małe rybki zwane
killies, mrożone clams, squid i dwa bunkers na bluefish.
Dopiero zaczyna świtać, kiedy odpływamy z portu w Keyport na południe,
wzdłuż wybrzeża. Sruba pomrukując radośnie, odkładając za rufą skłębioną
wodę. Do miejsca połowu, docieramy po 30-tu minutach, obserwując po
drodze jak zawsze bajeczne wynurzanie się złotej kuli z błękitnych wód
oceanu. Na niebie ostatnie zaspane chmurki, odpływają za widnokrąg,
a mewy majestatycznie szybują nisko, szukając okazji na śniadanie.
Montujemy zestawy rozmrażając jednocześnie trochę przynęty. Łódkę
Kontrad ustawia na dryfowanie. Głębokość dzisiejszego wędkowania wahać
się będzie od 8 do 30 stóp. Znajdujemy się na wysokości miasta Kinsburg
(NJ) , w odległości około 2 mil od brzegu. Dzisiejsze wędkowanie
rozpoczął Konrad, ale niewymiarowym fluke, który zaraz powędrował do
wody. Ja na przynętę na początek używam małe żywe rybki (killies), po
dwie na haczyk. Przy nich pozostanę do końca dzisiejszego wędkowania, bo
okazały się one najskuteczniejsze. Karolina używa kilies ale także i
kawałków clams. Konrad często zmieniał przynętę, wyprobowując wszystkie
ale najczęściej używał mrożonych rybek.
Przez cały okres wędkowania, próbowałem „wyczuć” najlepszy moment do
zacięcia. Nie było to zbyt łatwe, gdyż małe fluke bardzo delikatnie
szarpały przynetę, a mała fala i prąd związany z przypływem i odpływem,
nieco to utrudniały. Zbyt szybkie podcięcie, z reguły powodowało, iż
wyciągałem pusty haczyk bez przynęty. Zbyt długie czekanie, dawało
przeważnie pewne zacięcie ryby, jednak haczyk tkwił głęboko w jej pysku
i trzeba było nieco dłużej ją uwalniaćprzed wypuszczeniem, aby ją
zbytnio nie zranić. W południe mamy po kilka fluke „na kiju”, ale żaden
z nich nie jest „keeper” (ryba wymiarowa). Tuż po południu, z daleka
obserwujemy stado mew krążących nad oceanem w tym samym miejscu. To znak,
że tam na powierzchni jest dużo planktonu, którym odżywia się Atlantic
menhaden (Brevoortia tyrannus) popularnie zwana między innymi - bunkers,
ryba nie majaca wartości smakowych (używana na przynętę). A tam gdzie
jest bunkers powinna być bluefish (Pomatomus saltatrix) lub spóźniony
striped bass (na wiosnę jest dobry okres żerowania tej ryby). A na
bluefish zapolujemy my. I tak ten łańcuch pokarmowy zamyka się zgodnie z
prawem natury. Bunkers, występująca nieraz w kilkukilometrowych ławicach,
jest także doskonałym
przysmakiem dla innego gatunku ryb jak: cod, bluefish, striped bass,
haddock, mackerel, halibut i tuna.
Po piętnastu minutach szybkiego płynięcia, jesteśmy na miejscu. Na
powierzchni oceanu, widać duże połacie planktonu. A woda na dużej
powierzchni, aż się „gotuje” od żerujących bunkers. Pierwszy raz mam
okazje oglądać tak bliska to fenomenale zjawisko.Próbujemy złapać kilka,
na świeżą zanętę. Na trzyramienną kotwiczkę, nie jest to problemem. O
tym, że na bunkers poluje bluefish, przekonaliśmy się wtedy, kiedy trzy
wyholowane bunkers (ociekające krwią) przez Konrada, były odgryzione w
połowie przez bluefish.
Ja z Konradem zmieniamy zestaw na bluefish (ciężka podłużna blacha z
pojedyńczym haczykiem i plastykowym wabikiem). O dziwo, bluefish
kompletnie nie atakuje blachy. No ale nie dziwi mnie to bo mając pod
dostatkiem mnóstwo żywej zakąski, woli ją od metalu. Wracam więc z
powrotem do zestawu na bunkers. Kiedy już czuję na kiju, pewne zacięcie
bunkersa, zostawiam go w wodzie. Taktyka okazała sie słuszna. Za chwilę
silne pociągnięcie linki, podcięcie i już wiem, że na drugim końcu wędki
jest duża i silna ryba. Ze względu na delikatny zestaw, męczę ją nieco
dłużej. Po 15 minutach, szarpiąca się bluefish, ląduje w podbieraku. Ma
33 inch i trafia do lodówki z myślą o przyrządzeniu z niej wspaniałych
mielonych kotletów.
Co chwilę gonimy ławicę bunkers, z chęcia złowienia następnych
bluefish, ale niestety bez rezultatu. Jeszcze tylko zerwana bluefish
Konrada i powtórnie wracamy na łowisko gdzie powinien być fluke.
Historia popołudniowego wędkowania jest odbiciem porannego. Same
niewymiarowe. Dopiero o 5 po południu Konrad wreszcie wyciąga
wymiarowego fluke – 19 inch. W sumie złowiliśmy (Karolina nam wcale nie
ustępowała) 22 fląder (fluke), ale tylko jeden „keeper” (19 inch)
Konrada. No cóż, wcale nas to nie zraziło i umawiamy się na kolejne
wędkowanie, na tą samą rybę za dwa tygodnie. Może będziemy mieli lepsze
rezultaty.
Dwa tygodnie minęło niepostrzeżenie
i już czwartego lipca, spuszczamy naszą łódkę do wody z tej samej
pochylni w Keyport za jedyne $20 (nic za darmo). Zaopatrzeni uprzednio w
przynętę i uzupełniwszy braki w sprzęcie wędkarskim, płyniemy w to samo
miejsce co dwa tygodnie temu. Z tym, że wypływamu nieco później i
jeszcze z jednym znakomitym wędkarzem, Tadeuszem Młynarskim. Karolina
oczywiście płynie z nami – nie odpuszcza żadnej wyprawy.
Pogoda z rana jeszcze nam nie dokucza a lekki wiaterek pozwala na
wędkowanie do 11 rano bez rozłożenia daszka na łodzi. Ale później, kiedy
najmniejszy powiew wiatru nie zmarszczył powierzchni oceanu wyglądającej
jak rozgrzane lustro, a temperatura powietrza przekraczyła 100 stopni
Fahrenheit (38 C), wędkowanie na odkrytej łodzi byłoby niemożliwe. Dzisiejsze
wędkowanie na fluke rozpoczynamy w torze wodnym którym płyną
pełnomorskie statki z ropą do terminalu w Perth Amboy. Kilka z nich mija
nas dosyć blisko. Używamy tych samych zanęt jak poprzednio. Tadeusz
zarzuca drugą wędkę na kawałek bunkersa na grunt, licząc na dużego
fluke. Do południa mamy już około 16 flukes w tym tylko jeden wymiarowy
(18 inch), którego zwędkował na kawałek mrożonej rybki, Tadeusz. Reszta
młodzieży powędrowała z powrotem za burtę.
W południe obserwujemy dużo łódek i kilka „party boat” w odległości od
nas około 2-3 mil. Postanawiamy tam płynąć licząc na dobrą znajomość
miejsc na fluke przez kapitanów tych łodzi. Zaraz po dopłynięciu i
ustawieniu łódki na dryf, nasze przynęty powędrowały do dna na głębokość
około 30 stóp. Parę minut później, Karolina podcina i jej delikatna
wędka wygina się w klasyczny łuk. Pod nadzorem taty, wyciąga swojego
największego w dotychczasowej karierze wędkarskiej, dwudziesto inchowego
fluke zwędkowanego na żywą rybkę. Gratulacje, pamiątkowe zdjęcie a my
mamy także nadzieję na szybkie zwędkowanie „keeperów”.
Niestety, biorą ale same małe, mimo kilkakrotnej zmiany miejsca. I tak
już pozostanie do końca wędkowania. Wracamy nieco „przygrzani” od
dzisiejszego skwaru bo mimo wszystko pobyt na oceanie niewiele obniżał
temperaturę powietrza. Bilans dzisiejszego wędkowania to 39 fluke, ale
jak wspomniałem wyżej, tylko dwa będą się wygrzewały w ciepłym oleju na
patelni. A mięso fluke smakuje wybornie.
Do trzech razy sztuka pomyślałem sobie, kiedy w słuchawce usłyszałem
kuszący głos Konrada – może by tak na fluke? Wszakże za kilkanaście
godzin wyjeżdżaliśmy na urlop do North Carolina (z Wojtkiem) dlatego
należało jeszcze jakoś przekonać nasze towarzyszki-żony, że do urlopu
jeszcze tyle tych godzin, więc pakowanie można ździebko odłożyć na parę
godzin, ale wędkowania - na pewno nie! Panie okazały się wyrozumiałe i
17 lipca powtórnie jesteśmy na łódce Konrada w trójkę jako, że Karolina
ze względu na pobyt na koloniach, nie mogła wędkować z nami.
Lato w tym roku jak wiemy wszyscy obdarzyło nas chyba nadmiarem
ciepełka, nie żałując go także podczas i tej wyprawy na fluke. Używamy
takich samych przynęt jak poprzednio, z tym, że Konrad próbował także na
gotowane shrimps kupione w sklepie - z dobrym skutkiem. Fluki brały na
wszystko tak samo dobrze....ale historia się powtórzyła po raz trzeci,
bo zdecydowana większość zwędkowanych ryb, była niewymiarowa. Wojtek
cały czas wędkował na dwie wędki i choć jedną z nich uzbrajał w duże
kawałki bunkers, to niestety nic większego nie dało się nabrać na tą
przynętę. Ostanią fluke dzisiejszego wędkowania wyciągnął z wody Konrad
i jakież było nasze zdziwienie kiedy zobaczyliśmy iż nie ma ona ...ogona.
Prawdopodobnie musiała się kiedyś wymknąć drapieżnej rybie dosłownie z
pyska, pozostawiając swój ogon w zamian za życie. Ale to nie
przeszkadzało jej w codziennym żerowaniu i egzystencji. Mimo, że
złowiliśmy razem 48 fluke (Wojtek 19, Konrad 18 a ja 11), to jednak
tylko dwa (Wojtka i Konrada), osiagnęły
wymagany wymiar (18 inch). Reszta powędrowała do wody. A ja znowu
wróciłem bez „keeper”, mimo iż prawie przez cały czas zakładałem po dwie
killies (żywe rybki), aby zachęcić te większe fluke.
Po tym wędkowaniu postanowiłem resztę weekendów spędzić na plaży
relaksując się i zażywając morskich kąpieli na swojej ulubionej plaży –
Island Beach State Park, na południu New Jersey. Ale nie zawsze
realizujemy to co planujemy, zwłaszcza kiedy na przeszkodzie stoją ....rybki.
Bo kolejnej propozycji Konrada nie mogłem się oprzeć. Tym razem poparła
mnie ......moja żona, która wyraziła ochotę popłynąć z nami. Oczywiście
nie jako wędkarka, ale jako fotograf i osoba kochająca wodę niezależnie
od akwenu. Oczywiście tego popołudnia dołączyła także do nas cała
szczęśliwa Karolina, która już wróciła z koloni w Lake George. Jako
piąty, na łódce znalazł się jeszcze Arek, który dotychczas nigdy nie
wędkował na fluke, ale jak się okazało, radził sobie bardzo dobrze.
W gorące popołudnie 8-go sierpnia, wypływamy dopiero o 2:30 pm. Nad wodą
jest o wiele chłodniej (nie ustawiamy daszka) ale stały silny wiatr
powoduje, że ze względu na duże fale (1 do 1.5 stopy), wędkowanie a
raczej poruszanie się po łódce jest nieco utrudnione. Tym razem
wędkujemy głównie na killies i kawałki squida. Konrad próbuje też na
gotowane shrimps.
Już na samym początku szczęście uśmiechnęło się i do mnie. W ciągu
zaledwie 5-ciu minut zwędkowałem 3 fluke – ten trzeci wreszcie „keeper”.
Kolejne przestawianie łódki i ustawianie ją na dryf, owocuje ciągłym
braniem ryb. To był dobry dzień. W ciągu 5-ciu godzin, złowiliśmy w
czwórkę 45 fluke (Konrad 15, ja-11, Karolina 10 i Arek 9) i aż cztery
wymiarowe (ja-2, Konrad-1, i Arek-1). Ze względu na stały
wiatr, „zaliczyliśmy” też parę ryb latających, bo to jest ich ulubiona
pogoda. Przy ostatnich blaskach jak zwykle pięknego zachodu słońca nad
oceanem, dopływamy do rampy mijając po drodze widoczny z daleka
Verrazano Bridge. Obiecuję sobie po cichu, że następny weekend spędzę
jednak na plaży, bo lato się niedługo skończy. Ale jak zadzwoni znowu
Konrad z propozycja „nie do odrzucenia” to......? Dane wędkowania.
Wędkowanie na Summer flounder (inne nazwy to: Fluke, Northern Fluke,
Flattie, Doormat), która osiąga średnio 2-4 funty, ale zdarzają się u
wybrzeży New Jersej takie owadze 8-12 funtów – chociaż nieczęsto.
Występuje w Oceanie Atlantyckim u wybrzeży USA od stanu Maine aż do
północnej Florydy. Mięso charakteryzuje się wspaniałym smakiem. Wymiar
ochronny w stanie New Jersey wynosi 18” (na 2010) rok i 6 sztuk na dzień
–wymiarowych. Głebokość wędkowania podczas tych czterech wypraw wahała
się od 8 do 35 stóp przy odległości od brzego 1 do 3 mil. Zanęta:
zamrożone małe rybki, żywe malutkie rybki – killies, zamrożony squid i
bunkers, gotowane shrimps. Można ją także wędkować na sztuczne przynęty.
Sprzęt: Lekki zestaw czy
to na naturalną czy też na sztuczną przynętę. Ja podczas tych czterech
wędkowań używałem wędki firmy Ugly Stick o długości 7 stóp (2.1 m), z
kołowrotkiem marki - Shimano o stałej szpuli (spiningowy). Do tego
linka o wytrzymałości 12 lbs, ciężarek 4 lub 5 uncji (w zależności od
siły prądu) umocowany na przelotowej agrafce. Haczyk na fluke kupiony w
sklepie wędkarskim z gotowym przyponem Około 3 stopy), uzupełnia całość
zestawu na tą rybkę.
Konrad wędkował na krótszą wędkę (6.5 stopy z kołowrotkiem o
ruchomej szpuli (mały multiplicator) a pozostali uczestnicy wędkowali na
podobne zestawy. Nie wymieniam typu wędek czy kołowrotków bo na rynku
jest w tej chwili bardzo duży wybór w sprzęcie do wędkowania, więc
trudno ocenić mi, który jest najlepszy.
Trzeba dostosowac do swoich upodobań. A nawet jeżeli z tego powody
wyciągniemy mniej ryb, to bedzie to z korzyścią dla nich i innych
wędkarzy. Niekoniecznie musimy złowić limit. Pamiętajmy, że wędkarstwo
to przede wszystkim rekreacja i obcowanie z naturą a dopiero potem ilość
zwędowanych ryb.
Tekst i foto: J.E. Kołodziej
Korekta: mgr Krystyna Sawa
Artykuł ten był publikowany w „Tygodniku Plus” Od 10 września do14
października 2010 roku.
www.tygodnikplus.com
Przedruk za zgodą redakcji