Józef Kołodziej
WĘDKARSKI
PECH.....
Zdarzały mi się nieraz,
wyprawy wędkarskie które kończyły się dla mnie pechowo. Mój pech polegał
na tym, że rybki cieszyły się z tego bardzo, ja nieco mniej. Bo ten pech
wędkarski polegał na tym, że rybki omijały szerokim łukiem moją wędkę a
za to stojący tuż obok mnie wędkarze, wyciągali je bez problemu. Mimo,
że nasze wędki były tak samo „uzbrojone” (kołowrotek, żyłka, rodzaj
wędziska) i używaliśmy tą samą przynętę. Ale do takiego pecha jestem
przyzwyczajony i wpisany on jest w reguły wędkarstwa.
Podczas takich wędkowań rybki się cieszą, ja raczej mniej ale
nie mam im tego za złe. Natomiast z tegorocznym pechem wędkarskim i
to innego trochę rodzaju, trudno było mi się pogodzić. A nic nie
przewidywało takiego scenariusza wędkarskiego wędkowania na wielkim
jeziorze czyli na Ontario Lake. Zachęcony dobrym wędkowaniem na tym
jeziorze w maju 2015 roku, planowałem wyjazd także i w tym roku.
Zwlekałem w lutym nieco z rezerwacją, myśląc, że mam dużo czasu. Na
szczęście ubiegł mnie Józek, który zadzwonił tuż na początku marca do
tego samego kapitana, z którym wędkowaliśmy w zeszłym roku. I całe
szczęście, bo wiele terminów w okresie weekendów w kwietniu było już
zajętych. Natomiast w maju – już wszystkie. Więc Józek zmuszony był
niejako do zaakceptowania jedynego wolnego terminu w dniu 30 kwietnia.
Oczywiście zapisał także i mnie domyślając się, że pewnie pojadę.
Pozostało mi tylko potwierdzić jego właściwą decyzję odnośnie
mojego udziału w tej wyprawie, co bez wahania uczyniłem a dopiero
później „skonsultowałem” tą decyzję z moją żoną. I jak zawsze nie
czyniła mi żadnych przeszkód. Wręcz przeciwnie, bo tak sterotypowo
zażartowała czy jedna mała patelnia wystarczy na smażenie. Wiem, że
wtedy byłaby bardziej szczęśliwsza bo po tylu latach „pichcenia” przy
rybkach, najbardziej jest zadowolona......jak nic nie złapię!
Ambicja wędkarska wzięła jednak górę i zapewniłem ją, że przynajmniej
będą potrzebne 3 patelnie i to......duże. Jakże się myliłem w tym
momencie – zapomniałem po prostu o wędkarskim pechu, który ujawnił się
nie nieoczekiwany a który wcześniej czy później dosięgnie każdego
wędkarza.
A wędkować mieliśmy na piękną i walczącą mocno rybę – Lake trout (Salvelinus
namaycush) czyli pstrąga jeziorowego. Od początku prześladował mnie
pech. Mieliśmy trochę tego pecha już w momencie rezerwacji bo sezon na
walley (Sander vitreus), która to ryba jest moją ulubioną w zestawie
menu, zaczynał się ...następnego dnia (od 1 maja, 2016). No cóż, taki
mały wędkarski pech. W lepszej sytuacji był Tadeusz, który miał zrobioną
rezerwację na 1 maja a więc w dniu otwarcia sezonu na walleya.
Grupa Tadeusza (Tadeusz, Jacek i Andrzej z synem Maćkiem), trafiła na
dobrą pogodę choć na początku wędkowania (na Ontario Lake) miała mały
dylemat. Po stawieniu się w przystani (Henchen Marina), punktualnie o
szóstej rano, kapitan informuje ich, że Lake trout dobrze żeruje już od
kilku dni, natomiast o walley w tym roku nic nie może powiedzieć, gdyż
jest to dopiero pierwszy dzień, kiedy sezon na tą rybę jest otwarty.
Wyboru więc mają dokonać oni. Ze względu na duże odległości między
łowiskami, wędkowanie na obydwie ryby w tym dniu, nie wchodzi w rachubę.
To jest taki wędkarski dylemat, z którym nieraz zdarzy się wędkarzowi
zmierzyć. Po naradzie i w myśl przysłowia, że lepszy wróbel (choć w tym
przypadku to raczej orzeł – jeżeli chodzi o pstrąga) w garści aniżeli
kanarek na dachu, decydują się na wędkowanie pstrąga.
I jak się okazało, była to decyzja bardzo dobra. Wszakże pstrąg nie
atakował przynęty (szczególnie przez pierwsze 3 godziny) w liczbie kilku
sztuk na raz i w krótkich okresach czasu, to jednak systematycznie ich
liczba w lodówce na łódce, systematycznie wzrastała. Kiedy o trzeciej po
południu, limit ilości pstrąga (po dwie sztuki na wędkarza) został
osiągnięty, czyli dwanaście (wliczając w skład wędkarzy kapitana i jego
pomocnika), kapitan skierował łódkę do przystani. A po drodze udało się
jeszcze zwędkować małego szczupaka, który zakończył ich tegoroczne
pierwsze wędkowanie na Ontario Lake
Po przyjeździe do przystani okazało się, że pozostałe sześć łódek,
które zdecydowały się na wędkowanie walley, powróciły praktycznie z
niczym. Bo trudno nazwać sukcesem dwa małe walley na 6 łódek. Kilka
dni przed naszym wyjazdem, dostaję telefon od Józka z przykrą
wiadomością, że ze względu na pogodę....nasze wędkowanie zostaje
przesunięty na 18 maja. Pech? – czy też siły wyższe (pogoda). Ale może
to i dobrze, pomyślałem sobie ponieważ będzie większa szansa na
zwędkowanie walley, bo kapitan będzie miał już więcej wiadomości o
miejscu jego pojawienia się w jeziorze. Podbudowany tym tokiem myślenia,
oczekuję więc z optymizmem daty naszego wyjazdu na Ontario Lake,
wyobrażając sobie moje rybki, które zapewne zwędkuję.
Przysłowia są mądrością narodu (o czym absolutnie zapomniałem
zafascynowany czekającym mnie wędkowaniem) a jedno z nich mówi: Nie
chwal dnia przed zachodem słońca a…..(dalej proszę sobie dopowiedzieć) Przypomniałem
go sobie, kiedy dwa dni przed wyjazdem dzwonię do Józka z informacją, że
ze względów rodzinnych, mój wyjazd na Lake trout na Ontario Lake nie
wchodzi absolutnie w rachubę! Pech z którym długo nie mogłem się
pogodzić choć w konsekwencji – musiałem.
A Józek z Wojtkiem i Janem (pochodzący ze Słowacji), mieli doskonałe
wyniki podczas wędkowania na Ontario Lake. Punktualnie o szóstej rano
czekał już w Henchen Marina (port z którego wypływali na ryby) na nich
znajomy kapitan na którego wiedzę w wyszukiwaniu dobrych miejsc gdzie są
ryby, zawsze można liczyć. Już po pół godzinie wędkowania, po
dojechaniu na łowisko, zaliczyli pierwszą Lake trout. Potem następowały
dalsze brania a już kilka minut po pierwszej po południu, mieli
dozwolony limit Lake trout (10), i jeden walley. Jeszcze tylko
kilkadziesiąt minut przeznaczone na oczyszczenie ryb w miejscowej
oczyszczalni i mogli ruszyć w powrotną drogę.
Metoda wędkowania taka jak w zeszłym roku, czyli trolling. Jednocześnie
było ustawionych sześć wędek z zastosowaniem tzw. – side planner, które
nie pozwalają na splątanie się żyłek podczas trałowania. Łódka podczas
całego wędkowania i wyciągania opornych rybek z wody, jest w ruchu (aby
uniknąć splątania, w momencie ewentualnego zatrzymania łódki). Szybkość
poruszania się łódki, około 2 węzłów jest utrzymywana przez
zastosowanie stożkowej dryfkotwy (brezentowy stożkowy worek ciągnięty
przy lewej burcie). Bez niej, przy tak dużych silnikach, nawet przy ich
minimalnych obrotach, nie byłoby możliwe utrzymanie tej prędkości, która
jest wymagana dla tej metody wędkowania.
Solidarność wędkarska nie zawiodła, więc po drodze do swoich domów,
przywieźli mi świeże rybki z tej wyprawy (choć o nie nie prosiłem) –
dzięki wam za to koledzy.
Na pocieszenie pozostaje mi wędkowanie na Blueline tilefish (Caulolatilus
microps), i Golden tilefish (Lopholatilus chamaeleonticeps), kilka dni
później. Niestety, ale i na to wędkowanie nie mogłem pojechać. Pozostało
mi tylko podziwiać połowy moich kolegów i oczekiwać dobrego wędkowania
na Thousand Island w pierwszy weekend czerwca oraz w Norwegii (początek
lipca), tym razem w rejonie wyspy Vega.
Miałem oczywiście nadzieję, że wędkarski tegoroczny pech tym razem
mnie opuści i nie zepsuje tych najbliższych wędkarskich planów. Ale o
tym, w kolejnych artykułach.
Angielskie jednostki miary używane w artykule:
1 stopa = 12 inch = 30.48 cm
1 inch = 2.54 cm
1 funt = 0.454 kg
1 węzeł = 1 nm/h (mila morska na godzinę) = 1,852 km/h
Październik
2016
Tekst: Józef Kołodziej
Foto: Wojciech Palczewski i Tadeusz Kordowski
Korekta: mgr Krystyna
Sawa
Artykuł ten był drukowany w Tygodniku „PLUS” –
w marcu i kwietniu - 2016 roku.
.
Przedruk za zgodą redakcji Tygodnika „Plus”.
www.tygodnikplus.com