Józef Kołodziej
BLACK
SEA BASS - 2010
Te dwa wędkowania na morską rybę
– Black sea bass (Centropristis striata), długo będę pamiętał i
zachowywał w mojej kartotece pamięci, choć nie w tej przegródce do
której si
ęga
się często i z przyjemnością tak jak do większości moich wędkarskich
wypraw. Bo te dwa wędkowania umiejscowione są w przegródce o której
chciałoby się jak najszybciej zapomnieć. I choć te dwie wyprawy
wędkarskie były odległe w czasie i miejscu (w różnych stanach USA), to
łączyły je takie wspólne cechy jak: wędkowanie na tą samą rybę, ten sam
system wędkowania (morskie denne) i ten sam akwen (Ocean Atlantycki.).
Ale przede wszystkim łączyła je......bierność kapitanów w aktywnym
poszukiwaniu dobrego miejsca żerowania ryb i lekceważenie wędkarzy. A
bez profesionalnej aktywności i umiejętości kapitana oraz nie
wykorzystaniu do maksimum wszystkich warunków na danym akwenie, nie
osiągnie się dobrych sukcesów wędkarskich mogących zadowolić nawet
początkujących wędkarzy.
Zachowując chronologię czasową zacznę oczywiście od wcześniejszego
wędkowania mającego miejsce podczas pobytu na urlopie w Północnej
Karolinie – w lipcu 2010 roku. Wówczas także wędkowałem razem z Wojtkiem
Palczewskim (stały kolega naszych wspólnych wypraw wędkarskich) dzień
wcześniej na Gulf Stream – w magazynie „Plus” ukazał się artykuł
opisujący to wędkowanie – na tuńczyka. Było to bardzo udane wędko
wanie
ale na innej łodzi i z innym kapitanem. No, ale wracam do opisu
wędowania na sea bass (używać będę potocznej nazwy tej ryby) bo to ono
jest tematem tego artykułu.
Po uczczeniu naszego sukcesu (wędkowanie na tuńczyka) przy wspaniałej
kolacji, którą zrobiły Ela i Ewa, kładziemy się z Wojtkiem wcześniej
spać bo jutro czekają nas kolejne emocje wędkarskie. Może nie takie jak
poprzedniego dnia bo na nieco mniejsze ryby, ale mimo to każdy wyjazd na
ocean dostarcza nam mnóstwo wrażeń. W tym dniu czeka nas wędkowanie na
oceanie na wrakach, gdzie można zwędkować sporo dużych rybek – tak
zapewniała przynajmniej pani w okienku podczas wykupywowania biletów na
ten rejs. Szkoda tylko, że nie
powiedziała pełnej prawdy. Tak więc następnego dnia (czwartek, 22 lipca
2010) o 6:30 rano, jesteśmy na pokładzie dużo większej łodzi - „Country
Girl” , płynącej na otwarty ocean z dwudziestoma amatorami wędkarstwa -
w tym kilka pań. Dopiero po ponad 2 godzinach docieramy na pierwsze
miejsce wędkowania gdzie po ustawieniu statku w dryfie, kapitan wydaje
komendę do wędkowania. No właśnie, komendę ale .....tylko dla wędkarzy
prawej burty. Jesteśmy bardzo zdziwieni z Wojtkiem tą komendą ale
czekamy cierpliwie na dalsze polecenia kapitana. Po pół godzinie kapitan
daje pozwolenia wędkowania wędkarzom na lewej burcie (na której jestem z
Wojtkiem), nakazawszy wędkarzom z prawej burty zaprzestania wędkowania
na okres kiedy my wędkujemy. I tak będzie do końca. Pierwszy raz
spotykamy się z tym systemem wędkowania. W New Jersey żaden kapitan nie
stosuje takiego systemu (traciłby klientów). A wynikło to z tego (tak
się domyślamy), że kapitan chciał uniknąć częstszego splątywania się
zestawów wędkarskich w przypadku wędkowania po obu burtach jednocześnie.
No cóż, mniej roboty dla majtków (pomocnicy kapitana), ale tym sposobem
my tracimy ....50% naszego czasu przeznaczonego na wędkowanie. A pani
sprzedając nam bilety, oczywiście nic o tym nie wsp
omniała.
Zapewne
miejscowi wędkarze wiedzieli o takim systemie wędkowania i się na to
godzili. Ale nam nikt nie dał szansy zapoznania się z tą informacją. Być
może zrezygnowalibyśmy z tego wędkarskiego rejsu. A wcale nie niska cena
wyprawy ($110) za cały dzień, nie uległa zmniejszeniu o połowę. Jak
widać, jest to prawdą iż człowiek (tzn. wędkarz) uczy się poznawać „kapitańskie
triki”, przez całe swoje wędkarskie życie.
Kolejna niespodzianka to to, że nie wędkujemy innych dużych ryb, bo
95% zwędkowanych ryb to sea bass i na tym rejsie swoją wielkością wcale
nas nie zachwycają. Toż to prawie sama drobnica, która z powrotem
wędruje do wody, praktycznie bez szans na przeżycie, bo wyciągnięta z
dużej głębokości, na skutek dużej różnicy ciśnienia, ma pęcherz pławny w
gardle. Po wrzuceniu więc do wody, nie może dać nura na głęboką wodę,
stając się łatwym łupem krążących wokół naszego statku – wszędobylskich
mew.
A wędkujemy na głębokości 150 - 200 stóp, na kawałki małży używając
lekkie wędki morskie. Po dwóch godzinach wędkowania, jeden z wędkarzy
zahacza bardzo dużą rybę. Jego wędka wygięta w pół, pracuje na granicy
wytrzymałości. Dopiero po 40-tu minutach (w tym czasie nikt nie wędkuje)
udaje się mu podholować ją pod powierzchnię. I tu wielkie rozczarowanie.
Na wędce, bardzo duża płaszczka (stingray), która odcięta z liną przez
majtka, niknie z powrotem w oceanie.
W południe (po kilkakrotnej zmianie pozycji statku), kiedy zaczęły
brać już nieco wię
ksze sea bassy, kapitan decyduje się niespodziewanie
na zmianę łowiska. Prawdopodonie chce zachować na tym łowisku trochę ryb
na następne rejsy. Tak więc kolejne, tym razem 45 minut (na zmianę
pozycji statku) zostało nam zabrane z naszego czasu wędkowania. Na nowym
miejscu wędkujemy te same ryby choć od czasu do czasu któryś z wędkarzy
wyciąga inny gatunek – tilefish (Lopholatilus chamaeleonticeps) - niżej
podpisany jedną, które są większe niż sea bass. Na tym łowisku często
natomiast wyciągamy jednocześnie po dwie ryby naraz. Prawdopodobnie na
dnie jest dużo sea bass a i ryby żerują bardzo intensywnie. Ale ich
wielkość nie satysfakcjonuje ani mnie ani Wojtka. O 3:30 kapitan
ogłasza koniec wędkowania zachęcając wędkujących do dania majtkom
dodatkowych pieniędzy (tips). Dajemy i my choć tak naprawdę to nie wiemy
za co, bo wcale się na tym rejsie (za sprawą kapitana) nie napracowali.
Nam z Wojtkiem udało się zwędkować kilkanaście wymiarowych sea bass, ale
nie ucieszyło nas to dzisiejsze wędkowanie. Bo na ten gatunek ryby (i
większe) możemy wędkować przecież jak co roku w New Jersey. Oczywście
ryby za dodatkową opłatą zostają wyczyszczone w oczyszczalni w marinie.
Czyszczącym (oprócz regulaminowej opłaty za czyszczenie), też zgodnie z
rekomendacją (10-15% od rachunku za czyszczenie ryb) umieszczoną na
tabliczce na drzwiach oczyszczalni, dajemy napiwek choć myślę, że po raz
ostatni w Północnej Karolinie
.
Dane wędkowania na sea bass w North Carolina:
Miejsce wędkowania: Ocean Atlantycki u wybrzeża stanu Północna Karolina,
na Gulf Stream w odległości około 2 godzin od Pirate’s Cove Yach
t Club &
Marina w miescowości Manteo (NC).
Wędki 7-mio stopowe, medium action z kołowrotkiem o ruchomej szpuli (multiplicator)
z żyłką o wytrzymałości 20 lbs obiążoną 8 -12 uncjowym ciężarkiem i
przyponem z zestawem dwóch haczyków.
Przynęta – pokrojone kawałki małży.
Woda w Oceanie Atlantyckim bardzo spokojna (fale – około jednej stopy).
Black sea bass można znaleźć w śródlądowych
zatokach ale także na otwartym oceanie. Występują przeważnie tam gdzie
jest kamieniste dno, w rejonie sztucznych raf, na wrakach czy też przy
piersach. Można go spotkać na głębokości nawet do 425 stóp (130m).
Nieco rozczarowny
wędkowaniem na black sea bass w Północnej Karolinie (głównie za sprawą
kapitana), niezbyt chętnie dałem się namówić na wędkowanie tej samej
ryby w New Jersey. Ale ponieważ „wilka ciągnie do lasu”, więc jednak
uległem namowom Wojtka
Palczewskiego i Józka
Kreka. Licząc, że może jednak rybka będzie lepiej brała niż w N
.C
.
a i kapitan dołoży więcej starań, aby ją znaleźć. Tak więc umawiam się z
Wojtkiem na 16 września tego roku o 6:30 rano.
Wojtuś zmienił jednak godzinę
wyjazdu w ostatniej chwili (chcąc zabrać po drodze Józka) i był u mnie
już o 5:45. Musiałem więc nieco przyspieszyć poranne wstawania - nie
powiem, że z wielka chęcią.
Pakuję więc szybko moje wędkarskie
klamory i zostawiając niedopitą kawę w kuchni, pakuję się do Wojtka
samochodu. Po drodze do portu marzyłem, aby wreszcie zwędować duże sea
bass. Jak się jednak okazało, były to tylko moje naiwne marzenia. Tak
więc ze swoimi marzeniami, znalazłem się wraz
z moimi kolegami na
pokładzie wędkarskiego „party boat”-Daunless, 9 września tego roku
oczekując na punktualne wypłyniecie w rejs wędkarski. I tu pierwsza
niespodzianka - niekorzystna niestety dla nas. Kapitan chcąc „złapać”
jak najwięcej chętnych, opóźnił wypłyniecie aż o 45 minut!! Oczywiście
naszym kosztem, bo ceny biletów za rejs wcale nie uległy przez to
zmniejszeniu. To taki często spotykany kapitański „trick”. Przed
opuszczeniem pokładu i zrezygnowania z rejsu z tego powodu powstrzymali
mnie moi koledzy. Wreszcie o 8:15 odbijamy od kei kierując się w stronę
otwartego Oceanu Atlantyckiego.
Po opuszczeniu portu, statkiem
zaczyna lekko huśtać na 2-3 stopowej fali. Na łowisko docieramy po około
15-tu minutach zatrzymując się 2-3 mile od brzegu. Zaczyna się nieźle
pomyślałem, kiedy tylko po zatrzymaniu się statku, wyciągam jako
pierwszy wymiarowego (12.5 inch – limit w 2010) sea bass. Mój optymizm
był przedwczesny bo dalej, było już tylko gorzej. Wędkujemy bardzo małe
Black sea bass, które nawet nie ocierają się o
wymiar ochronny. I tak przez następne trzy godziny. A w tym czasie
kapitan nie usiłuje nawet zmienić pozycji statku i poszukać lepszego
łowiska. Powód raczej prozaiczny. Im mniej manewrów i im bliżej brzegu,
tym mniej spali się paliwa! A zawsze można wmówić wedkarzom (tym
naiwniejszym), iż ryba dzisiaj ...nie żerowała. Dopiero po naszej
kilkakrotnej interwencji u pomocników (matt), kapitan zmienia położenie
statku choć niezbyt daleko od poprzedniego. Kolejny postój i kolejne
małe sea bass i dwa silver porgy (Diplodus argenteus), które wędrują za
burtę. Mamy nadzieję, że tym razem kapitan będzie reagował szybciej na
fakt iż ryby
w tym miejscu biorą słabo i w dodatku niewymiarowe. Kolejna
nasz interwencja
i kolejna zmiana wędkowania. Tym razem Józek i Wojtek „zaliczają” po
jednym wymiarowym tautog (black fish)-14,5 i 15 inch. Ale
Black sea bassy w dalszym ciagu biorą słabo.
Już nie interweniujemy zdając się na łaskę i niełaskę kapitana, który do
końca rejsu, nie wykazuje zbytniej ochoty na szukanie lepszego łowiska.
A szkoda. Bo mimo, że uwielbiam każde morskie wyprawy i rozumię iż ryba
nie musi zawsze dobrze żerować a także i to, że samo złowienie ryby nie
jest nadrzędnym celem wypraw wędkarskich, to kapitan powinien zrobić
wszystko aby spróbować znaleźć dobre miejsce. A są tacy kapitanowie.
Przykładem niech będzie
kapitan Ralph Pratt, z którym od wielu lat, rokrocznie wędkujemy dorsza
w Massahusetts. Podczas wędkowania z nim wiemy, że zrobi wszystko aby
znaleźć rybę. Bardzo często zmienia pozycje lodzi już po kilkuminutowym
postoju łodzi, kiedy nie ma dobrych brań. Często, dopiero po kilku
godzinach znajduje ryby po zdawołoby się beznadziejnym ich żerowaniu,
kiedy inni kapitanowie w tych samych warunkach wracają z niewielką
ilością dorsza w skrzynkach.
Tak więc wyniki naszego
wędkowania podczas tej wyprawy w NJ na Oceanie Atlantyckim, były
naprawdę mizerne. Na 30 zwędkowanych ryb (w trójkę), tylko ......trzy
Black sea bass były wymiarowe. Do portu
wpływamy o 4:30, choć w ogłoszeniu na tablicy przy kei, była podana
godzina 5 pm. Kolejne 30 minut zabrane nam z naszego czasu
przeznaczonego na wędkowanie. Macham na to ręką, nie chce mi się nawet
interweniować u kapitana, bo to nic zapewne nie da. Wiem tylko, że ten
statek na długo bedę omijał w swoich węd
karskich
planach. Chyba, ....że zmieni się kapitan.
Zestaw wędkarski podczas tego
wędkowania, taki sam jak na wędkowaniu sea bass w N
.C
.
z tym, że Józek i Wojtek używali też sztucznych przynęt.
Głębokość wędkowania w NJ była znacznie
mniejsza bo około 60-80 stóp.
Wszakże na tym powinienem
zakończyć ten artykuł o wędkowaniu na sea bassy, ale nie mogę jednak nie
dodać opisu październikowego wędkowania na wodach wokół wyspy Dominican
Republic. Wędkowaliśmy wszakże na inny rodzaj ryb, ale to wędkowanie
miało dużo wspólnych cech (niestety tych ujemnych) z poprzednimi. Po
pierwsze: rejon wędkowania to także Ocean Atlantycki. A po drugie: .....kapitan.
Nie znając łowisk wokół tej wyspy,
a także wyników łodzi, wybraliśmy „na chybił trafił” jedną z dwóch ofert
przedstawionych nam przez agentów w hotelu. Rozmowy pomiedzy agentem,
kapitanem (przez telefon) i nami, trwały nieco długo gdyż chcieliśmy
ustalić konkretnie czas, rodzaj i miejsce wędkowania oraz port z którego
wypłynie łódź. Jest to o tyle ważne iż południowe nacje inaczej pojmują
pojęcie obowiązku i sumienności co do dotrzymania zawartej umowy na
wędkowanie. Upewniwszy się (po żarliwym zapewnieniu agenta) iż do portu
z hotelu zostaniemy podwiezieni w ciągu 5-10-ciu minut wpłacamy agentowi
depozyt za cztero-godzinny rejs - $200 (pozostałe $300 mamy wpłacić
przed wypłynieciem w rejs).
Następnego
ranka punktualnie (ku naszemu zaskoczeniu) o ósmej rano wszyscy
uczestnicy wyprawy (Konrad i jego córka – jedenastoletnia Karolina,
Józek, Wojtek, Andrzej oraz drugi Józek) pakujemy się do oczekujacego na
nas minibusa. Zapewnienia agenta co do czasu dojazdu do portu, okazują
się (delikanie mówiąc) – mijające się z prawda bo zajęło nam to 45 minut.
A niesposób było przejechać krócej przez miasto Puerto Plata do portu.
Żałuje teraz iż nie skorzystaliśmy z drugiej oferty bo na łódkę
zostalibyśmy zabrani z hotelowej plaży. No, ale teraz już za późno na
zmianę decyzji. Zakładamy, że może będą tu lepsze łowiska w tej części
wybrzeża.
W porcie czeka już na nas kapitan Jose
i jego pomocnik Juan na swoim charter boat o wdzięcznej nazwie –
Miguelina II. Jesteśmy optymistycznie nastawieni odnośnie wędowania.
Piękna pogoda, spokojne morze (fala: 1 - 2 stopy) beztroskie dni,
czekające nas wędkowanie na rafie, więc oczyma wyobraźni już widzimy
nasze piękne trofea wędkarskie wyciągane z wody.
Tym razem „na ziemię” zostaliśmy
sprowadzeni bardzo szybko. Wystarczyło popatrzeć na nasze zestawy
wędkarskie. Stare wysłużone kołowrotki z zużytymi mocno żyłkami,
poskręcane przypony na tępych haczykach świadczyły o kompletnym braku
profesionalizmu tak kapitana jak i majtka. Czaru goryczy dolało nam to
iż nie było wystarczającej ilości ciężarków jeszcze przed wędkowaniem!!
A te co były to tylko o wadze 4 i 5 uncji a na dodatek Juan oferował nam
odlewane domowym spodobem nieobrobione ciężarki i ....małe kawałki rurek
służące jako obciążenie wędkarskich zestawów. Nie mając wyjścia
musieliśmy używać to co akurat było nam dane. Tylko wrodzony optymizm i
wakacyjny nastrój (w czym pomógł nam lokalny rum z colą) złagodził naszą
chęć zrobienia porządnej awantury kapitanowi.
Na pierwsze łowisko wypływamy blisko
brzegu (3 – 4 mile). Już po parudz
iesięciu
minutach wędkowania oriętujemy się iż nie mamy co liczyć na duże okazy.
Biorą i to rzadko maleńkie red snapers, które powiny być wrzucane z
powrotem do wody. Na prośbę kapitana, wrzucamy je do plastykowego wiadra
bo wrzucanie ich do wody nie miało też najmniejszego sensu, gdyż z
pęcherzem pławnym w pysku (po wyciągnieciu z wody) stawały się wszystkie
łatwym łupem walczącego zaciekle o nie ptactwa. I tak było przez cały
okres wędkowania z małym wyjątkiem kiedy to Andrzej i Jozek, wyciągneli
(po jednej) odrobinę większe ryby. Choć nie takie, aby się nimi
zachwycać - bo też niewymiarowe.
Kiedy w pewnym momencie na mojej wędce
poczułem znaczny opór ryby, myślałem, że może coś wiekszego wyciagnę z
wody.Niestety, tuż pod powierzchnia wody mały rekin (około 2 stopy)
odczepił się od haczyka, pozostawiając na nim połowę maleńkiego snapera,
którego wcześniej zaatakował. Oczywiście, że interweniowaliśmy u
kapitana aby zmieniał łowiska. I zmieniał. Tyle tylko, że przesuwał
łódkę o kolejną mile czyli praktycznie wędkowaliśmy na takim samym
łowisku, czyli płaskim, pozbawionym kamieni (nie wspominając już o rafie)
i gdzie duże ryby na pewno nie żerowały. Ale kapitanowi widocznie
chodziło o to aby nie zrywać zestawów na rafach, bo starciłby trochę
starej żyłki, parę tępych haczyków no i oczywiście szybko pozbylibyśmy
się resztek ciężarków. A ponadto, prawdopodobnie kapitan chciał „zaoszczędził”
w ten sposób na paliwie.
Oczywiście większość czasu podczas tego
rejsu, majtek spędzał na pogawędce z kapitanem, więc to nam przypadła
rola w przygotowywaniu przyn
ęty,
co zabierało nam nieco cennego czasu przeznaczonego na wędkowanie.
Domyślam się, że ten charter boat nie był jednak własnością kapitana, (stąd
te „drakońskie” oszczędności) bo resztę pieniędzy za rejs, „skasował”
kierowca minibusa. Do portu wpływamy parę minut przed dwunastą a według
zapewnień agenta przed wędkowaniem, to na morzu mieliśmy być do tej
godziny. Dyskusja z kapitanem okazała się całkowicie bezproduktywna więc
po raz pierwszy, kiedy pływamy na ryby, ani kapitan ani majtek nie
dostali ekstra zapłaty (tips). Byliśmy pewni, że więcej nie znajdziemy
się na pokładzie tej łodzi (kapitan pewnie też tego się domyślał) i
następnym razem będziemy zmuszeni dopłacić resztę pieniążków dopiero po
zakończonym rejsie lub z niego zrezygnować. Bo tylko w ten sposób można
zmusić kapitana do uczciwego wypełnienia swojego zobowiązania, gdyż
każdy kapitan powinien zrozumieć, że bez wędkarzy na swoim pokładzie,
swoja łódkę może oddać na......złomowisko.
1 stopa = 12 inch = 30.48 cm
1 inch = 2.54 cm
1 funt = 0.454 kg
Październik
2010
Tekst: Józef Kołodziej
Korekta: mgr Krystyna
Sawa
Artykuł ten był drukowany w Tygodniku „PLUS” –
kwietnia -201
4 do
lipca-2014 roku.
Przedruk za zgodą redakcji Tygodnika „Plus”.
www.tygodnikplus.com