Józef Kołodziej
WĘDKOWANIE
NA THOUSAND ISLANDS
- 2016
Kiedy w 1994 roku, po
raz pierwszy jadąc z USA do Kanady, przekraczałem graniczny most na
rzece Św. Wawrzyńca (St. Lawrence River), widok z okna samochodu na tą
rzekę, usianą tysiącami wysp, wrył mi się głęboko w pamięci. Nazwa tego
miejsca nie mija się absolutnie z prawdą, bo na odcinku 80 km od ujścia
w jeziorze Ontario, znajduje się 1865 wysp (!) z których największa
(Wolfe Island), ma 100 km2 powierzchni.
Oczywiście, że moim marzeniem było aby tam pojechać - trochę tak
turystycznie
, ale przede wszystkim na
szczupaki (Esox lucius) i muskellunge (Esox masquinongy), o których
słyszałem, że mogą swoim rozmiarem, usatysfakcjonować każdego wędkarza.
Myślałem, że to moje wędkarskie marzenie, szczególnie, że lubię wędkować
szczupaki metodą spławikową, spełni się dosyć szybko. Jakże się myliłem!
Zafascynowany wędkowaniem szczupaka na jeziorze Saranac Lake, przez
17 lat (raz lub dwa razy w roku), od czasu do czasu obiecałem sobie, że
wkrótce powędkuję na St. Lawrence River. I tak „dotrwałem” w swoich
marzeniach aż do 2015 roku. To w tym właśnie roku, wędkowałem kilka razy
z kolegami, wśród których był także młody wędkarz Roman (z pochodzenia
Ukrainiec). To on opowiadał nam o swoim wędkowaniu na tej rzece
kilkakrotnie. Był zachwycony tym łowiskiem. Opowiadał też, o dużej
ilości i dużych szczupakach, które można tam zwędkować. Nie wyolbrzymiał
jak to czynią niektórzy wędkarze a swoje słowa poparł zdjęciami
zwędkowanych tam szczupaków.
Obiecał nam, że w maju 2016 roku pojedzie tam razem z nami. To było
bezcenne, jako, że rzeka Św. Wawrzyńca, jest bardzo wielką rzeką z
mnóstwem wysp (o czym wspomniałem wyżej) i bez „przewodnika”, po raz
pierwszy, nie znając miejsc, trudno pokusić się o „wielkie wygrane”.
„Przyciskam” więc Wojtka po paru miesiącach aby mi dał telefon do
Romana i pod koniec stycznia, mogłem więc zadzwonić do ośrodka (nazwy
nie wymienię celowo) i rezerwuję domek i 2 łódki dla czterech osób.
Oczywiście, jak zawsze, do momentu wyjazdu, często skład ostateczny
wędkarzy, jest ustalany nieraz w ostatniej chwili. Tym razem odbyło się
bez różnych zmian. Trzy dni później dopisuję do listy jeszcze dwóch
wędkarzy, gdyż domek przeznaczony jest dla 6 osób.
Ostatecznie pojadą: Wojtek z Jarkiem i Romanem w czwartek (2 czerwca)
wczesnym popołudniem, ja z Jackiem o 6 wieczorem a Józek sam, dopiero w
piątek. Cena łódek jest bardzo przystępna w porównaniu do innych
ośrodków wędkarskich, ale nie przypuszczałem, że to one sprawią nam „największą”
niespodziankę tego pamiętnego wędkowania.
Z informacji umowy, przysłanej nam kilka dni przed przyjazdem,
dowiadujemy się, że klucz do domku będzie w drzwiach a w środku będzie
zapalone światło. Nic o godzinach odbioru łódek, dlatego postanawiam
osobiście przez telefon dowiedzieć się jak i kiedy możemy je „przejąć”.
Z telefonicznej rozmowy
dowiaduję się, ze łódki możemy odebrać dopiero w piątek po godzinie 8
rano do 5 po południu. Tak więc z porannego wędkowania (najlepsza część
dnia na wędkowanie) – przysłowiowe „nici”. Mimo moich nalegań, nie
wskórałem nic a przecież w polskim ośrodku na Tupper Lake (NY),
właściciel osobiście przekazuje nam łódki nawet i o 5 rano! Ale w tym
ośrodku – niestety nie.
Zagospodarowanie domku wieczorem w czwartek, przebiega beż żadnych
komplikacji (w pełni wyposażony w zaplecze kuchenne) spełnia całkowicie
nasze wymagania jak i stanowisko do czyszczenia ryb. Tylko te łódki!
Rano o godzinie 8 jesteśmy już w sklepie i jednocześnie biurze tego
ośrodka aby odebrać 3 łódki (po dwóch wędkarzy na łódkę). Długa
procedura odbioru łódek, pozbawia nas resztki złudzeń odnośnie wczesnego
porannego wędkowania. Bo najpierw ktoś z obsługi idzie ze mną do
przystani, gdzie oglądamy stan techniczny łódki i po podniesieniu śmigła
także i tą część układu napędowego – jak się okazało, bardzo jest to
ważne. Spoglądam stojąc na śmigło, nie zauważając żadnego zarysowania,
uszczerbku na łopatkach czy też ich ułamania. Dziwi mnie tylko trochę
to, że jest ono czarne ale pomyślałem sobie, że widocznie jest pokryte
jakąś warstwą ochronną.
Na moje pytanie, że wskaźnik poziomu paliwa pokazuje pół zbiornika,
panienka z rozbrajającą szczerością informuje, że wskaźnik nie działa a
sprawdzenie poziomu paliwa trzeba dokonywać przez odkręcenie nakrętki
zbiornika i sprawdzenie optycznie! Jednocześnie informuje nas o
konieczności sprawdzania poziomu oleju (silnik dwusuwowy) także
optycznie przez odkręcenie nakrętki bo ….wskaźnik poziomu oleju – także
nie działa! A przecież zapłaciliśmy za łódkę pełną cenę! Mam do wyboru a
raczej nie mam żadnego wyboru: albo decyduję się na wynajęcie tej łódki,
albo ….rezygnuję. Wybieram wariant pierwszy, gdyż przyjechałem tutaj na
wędkowanie a nie na siedzenie w domku.
Teraz dopiero udajemy się do biura aby zapłacić kaucję za łódkę oraz
podpisać umowę składającą się z kilku stron gęsto zapisanych maczkiem.
Aby to przeczytać i przeanalizować, powinienem wziąć ze sobą adwokata!
Nigdy dotychczas nie spotkałem się z taką procedurą w żadnym wędkarskim
ośrodku!
Wreszcie po godzinie załatwiania formalności (koledzy też musieli
przejść tą „ścieżkę zdrowia”) możemy z Jackiem, kierując się za łódką
Romana popłynąć na łowisko. Staramy się także omijać wystające nad
powierzchnią wody głazy i te ukryte płytko pod nią.
Rzeka Św. Wawrzyńca, przywitała nas urokiem zalesionych wysepek,
czystą wodą z wodorostami podchodzącymi tuż pod powierzchnię wody, oraz
…..upałem, wzmagającym się z każdą godziną.
Wędkujemy tylko metodą spinningową bo o trolingu (holowanie przynęty
za łódką) czy też wędkowaniu na żywca musimy zapomnieć ze względu na
gęste wodorosty porastające dno zatok. Oczywiście staramy się wędkować
blisko łódki Romana, znającego dobrze te wody. Wędkowanie w nurcie nie
wchodzi w rachubę. Wyniki wędkowania, mizerne, bo mój mały largemouth
bass (Micropterus salmoides), szczupak i parę małych szczupaków Jacka,
trudno uznać za sukces. O 4 po południu, rezygnujemy z Jackiem i wracamy
do bazy. Wkrótce także pozostali koledzy wrócili do bazy.
Następny dzień, nie przyniósł niestety ochłodzenia. Już od momentu
naszego wypłynięcia na wędkowanie (6 rano), słońce „obiecywało”, że
będziemy się „smażyć” w łódkach na wypolerowanej przez niego, do
srebrzystego połysku powierzchni wody, niezmąconej najlżejszym powiewem
wiatru. Wyniki wędkowania, były nieco lepsze. Bo Jacek zwędkował dwa 26
inch szczupaki a Wojtek z Romanem 5, ale nieco większych. Pozostali
wszystkie zwędkowane szczupaczki wpuścili z powrotem do wody bo jeszcze
nie przekroczyły „wieku przedszkolnego”. Tuż przed południem, „usmażeni”
tak jak to zapowiadało poranne słońce, rezygnujemy z dalszego wędkowania,
wracając do bazy.
Wojtek z Romanem „upierali” się jeszcze 2 godziny dłużej - bez dalszych
efektów wędkowania. Jeszcze przed powrotem z tego wędkowania, decydujemy
się na skrócenie naszego pobytu o 1 dzień, jako, że nic nie zapowiadało
zmiany pogody. Dlatego po oddaniu łódek i spakowaniu, planujemy nasz
powrotny wyjazd. Pożegnanie z ośrodkiem, nie odbyło się niestety ……bez
zgrzytów.
Pierwszy do bazy dopłynął Jarek. Ku jego zdziwieniu, pracownik
ośrodka odkręcił śrubę od silnika(!) informując go aby przyszedł do
biura w celu rozliczenia się za wynajętą łódkę.
I tu dowiedział się od właściciela ośrodka, że musi ….zapłacić $100 bo
skrzydełka śruby są ……trochę porysowane! Okazało się, że skrzydełka, że
cała śruba jest wykonana z twardego materiału (przypominającego gumę) a
same skrzydełka są wymienne. Te lekkie zarysowania, mogły zapewne być
już przed wynajęciem łódki lub spowodowane zostały eventualnie gałęzią
pływającą w wodzie lub drobinkami żwiru, poderwanymi przez śrubę na
płytkich miejscach.
Ale na pewno nie na kamieniach w wodzie bo Jarek nie przypominał
sobie aby na takowy najechał śrubą. Dyskusja z właścicielem
doprowadziła jedynie do zmniejszenia „kary” na $50. Kiedy Jarek
opowiedział o tej historii mojej „załodze” (ja z Jackiem) wspomniałem,
że my na pewno żadnej takiej „naciąganej” kary nie zapłacimy. Udaliśmy
się do biura, gdzie już na ladzie była nasza śruba, (odkręcona przy nas
po dopłynięciu do bazy) oraz przygotowany rachunek.
Na 2 skrzydełkach były nieznaczne zarysowania, które absolutnie nie
dyskwalifikowały je do przyszłego wykorzystania do napędu łódki.
Poinformowałem więc, że żadnej kary nie zapłacę, gdyż przed wynajęciem
łódki powinna ta śruba być pokazana w biurze (tak jak przy jej zdawaniu),
bo oglądanie jej na „na stojąco” nie daje żadnej możliwości dostrzeżenia
tych zadrapań. Przypominam, że wykonana ona była z czarnego materiału.
Poprosiłem jednocześnie o numer licencji (odpowiednia zgoda urzędu na
prowadzenie biznesu). Próbowano nas zbyć trochę podniesionym głosem a w
końcu wręczając …kartę biznesową, na której oczywiście nie było żadnego
numeru licencji.
Oświadczyłem więc, że sobie poradzę z odn
alezieniem
właściwego urzędu a w pisemnym zażaleniu dopiszę iż łódka nie spełniała
norm bezpieczeństwa (niesprawny wskaźnik paliwa i oleju). Poskutkowało
natychmiast bo kiedy zapytałem ile mam ostatecznie zapłacić za „uszkodzone”
łopatki śmigła – usłyszałem odpowiedź – „no chargé” (żadnej zapłaty). A
stojący manager sklepu (przy innych klientach!) dodał iż nie jestem mile
widzianym na przyszłość klientem w tym ośrodku. Myślę, że z obopólną
wzajemnością.
Wojtek z Romanem już mieli „prostą ścieżkę” przy oddawaniu łódki, bo
właściciel ośrodka chciał uniknąć kolejnej kompromitacji więc łódka
Wojtka w ogóle nie była sprawdzana.
Postanowiłem napisać o tym nieprzyjemnym dla nas incydencie, aby
uczulić wędkarzy na dokładne sprawdzanie wynajętego sprzętu i domku. Bo
w „gorączce” czekającego nas wędkowania, często zapominamy o tym tak jak
my, że mogą dostać na koniec pobytu, „niemiłą niespodziankę” od
właścicieli. Czy pojadę jeszcze do przepięknej krainy Thousand Island?
Zapewne, ale do innego ośrodka a łódkę przed wynajęciem, będę sprawdzał
pod przysłowiową lupą.
Używane angielskie jednostki:
1 funt = 0,454 kg
1 inch = 2,54 cm
1 stopa = 30.4 cm
Tekst:
Józef Kołodziej
Foto:
Józef Kołodziej, Jacek Kołodziej
Korekta:
mgr Krystyna Sawa
Artykuł ten był drukowany w Tygodniku „PLUS” – w
e
wrześniu
2016 roku.
Przedruk za zgodą redakcji Tygodnika „Plus”.
www.tygodnikplus.com